Przypadki niezbyt rozgarniętego samobójcy

"Pokojówka" - reż: Sylwester Biraga - Teatr Druga Strefa

Wiemy o nim, że nie jest bogaty, ma żonę i dzieci, jest niewierzącym marksistą. Przyjechał do hotelu w Kolicach, małej prowincjonalnej mieścinie. Właściciel hotelu i pokojówka w mig rozpoznają człowieka na krawędzi. Postanawiają działać. Teatr Druga Strefa w spektaklu "Pokojówka" bawi się konwencją kina niemego a la Chaplin, czarnej komedii, pokazując bohatera, o którym wiadomo niewiele, a który usilnie i nieporadnie dąży do swojej klęski.

Nastrój zbliżającej się katastrofy da się odczuć już na początku spektaklu. Projekcja video ukazuje w szarym kadrze morze, po czym na tym samym ekranie pojawia się tłum everymanów - grafiki mężczyzn ubranych w czarne garnitury, białe koszule, czarne krawaty i meloniki. W takiej chwili wiadomo już nieco, czego można się spodziewać na scenie. Nastrój tajemniczości, groźba zbrodni i, jak często w takich przypadkach, hotelik w niewielkiej miejscowości i ciekawska obsługa.

Aktorzy, którzy pojawiają się w pierwszej scenie, odgrywają scenkę niczym z niemego filmu, tyle że bez wyświetlanych na planszach kwestii, ale za to do ilustracyjnej muzyki podkreślającej akcję. Właściciel, obserwowany w napięciu przez pokojówkę, wchodzi do dopiero co opuszczonego pokoju hotelowego, odkłada słuchawkę telefonu, bierze pozostawioną przez klienta walizkę i pozbywa się jej, nie zaglądając do środka.

Po chwili pojawia się w hotelu mężczyzna, ubrany rzeczywiście jak postaci z projekcji, z walizką w ręku. Jest trochę wystraszony. Prosi o setkę wódki i coś do jedzenia. Obsługa robi się w jednej chwili czujna. W lot odgadują, co się święci. Hotel prowadzą nie od dziś. Mężczyzna na pytanie o cel przyjazdu, odpowiada, że ma coś ważnego do załatwienia. Wykręty zbyt banalne, żeby dać się nabrać. Mężczyzna-jakich-wielu dostaje pokój. Jednak obsługa będzie go pilnować, nachodzić, próbować z nim rozmawiać i wyperswadować mu jego zamiar. Już oni wiedzą, kogo ściągają małe hoteliki na prowincji.

Do akcji wkracza pokojówka Milena, kobieta bez przeszłości, wegetująca na prowincji, ale znająca się na gościach hotelowych i w mig rozpoznająca typy straceńców. Za pomocą podsuwanego alkoholu i nieustannego nagabywania barman-właściciel i pokojówka starają się odwieść hotelowego gościa od zamiaru zabicia się. Podejrzewają, a my tego nigdy się nie dowiemy, że w walizce ma "niebezpieczne narzędzie".

Konwencja jak z Chaplina

Całość akcji wzięta jest w gruby nawias. Gra jest konwencjonalna, przesadzona i chwilami komediowa. Da się odczuć inspirację przedwojennymi filmami niemymi, w których aktorzy grają w sposób mocno uteatralizowany. Ekspresyjnym gestem i ruchem podkreślają kwestie, których widz nie słyszy, a może je jedynie przeczytać. W ten sam ekspresyjny sposób wyreżyserowane są niektóre nieme sceny spektaklu. Chwilami da się zaobserwować kalkę z filmów Charliego Chaplina, gdy bohater przegrywa z osaczającymi go ludźmi i swoją nieporadnością.

Nastrój konwencjonalnej teatralnej grozy ma podkreślić również makijaż i kostiumy aktorów. Obaj mężczyźni mają zarost jak gdyby namalowany węglem. Gość hotelu ma podkreśloną przestrzeń na twarzy wokół oczu szaro-sino-niebieskim kolorem. Właściciel hotelu ubrany jest w biały połyskujący garnitur. Pokojówka w ciemno-rubinową wieczorową sukienkę i popala ciągle papierosa.

Akcja spektaklu skonstruowana jest w ten sposób, by można ją było zapętlić. Pod koniec przedstawienia już wiemy, że co rusz przyjeżdża do hotelu jakiś nieszczęśnik, któremu obsługa ratuje życie. Scena z początku spektaklu "z uprzątnięciem walizki" podkreśla tę taśmowość tragedii. Sceny i zdawkowe informacje o bohaterach są niejako wystandaryzowane, powtarzalne w nieskończoność.

Fałszywie wybrzmiewa tylko tango, które tańczą na początku i pod koniec spektaklu właściciel hotelu i pokojówka. Taniec ma stanowić klamrę dla fabuły, i choć w założeniu mógł rzeczywiście przystawać do pomysłu na retro spektakl, w efekcie jednak zdaje się być jedynie luźno przyszytym dodatkiem. Tango silnie kojarzy się ze zmagającymi się pierwiastkami dominacji i uległości, niezależnie od tego w jakiej "płciowej" konfiguracji jest tańczone. W "Pokojówce" staje się jedynie przerywnikiem, ale z pewnością nie puentą.

Spektakl w ciekawy sposób bawi się filmowymi konwencjami. Żałować można tylko, że twórcy chwilami próbują silić się na mocniejsze dramatyczne zagrania, kiedy każą swoim postaciom się roztkliwiać nad swoim losem. W takich chwilach ulatuje cały śmieszno-fatalistyczny powab teatralnej sytuacji. O wiele lepiej działałby konsekwentnie poprowadzona tragikomiczna, prześmiewcza nuta. Niemniej przedstawienie nie jest długie i warto wybrać się na ul. Magazynową na Mokotowie, by zobaczyć historię cichego, niedoszłego, śmiesznego samobójcy.

Marek Władyka
www.tvnwarszawa.pl
16 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia