Radość opowiadania

"Anna Karenina" - reż. Michał Kotański - Teatr Lubuski w Zielonej Górze

Podczas pracy nad teatralną interpretacją "Anny Kareniny" Michał Kotański postawił sobie za cel sceniczne odtworzenie fabularnego rozmachu dzieła Tołstoja. Wyszedł z tej próby reżyserskich umiejętności zwycięsko, przygotowując widowisko, które, pomimo długiego czasu trwania, ani przez chwilę nie nuży. I chociaż jego spektakl prawdopodobnie nie przyczyni się do podważenia melodramatycznego wizerunku powieści, to niewątpliwie przekona widzów, że teatr wciąż ma moc opowiadania historii

Ta, która przydarzyła się Annie Kareninie, rozgrywa się w skromnej, ale pomysłowej scenografii autorstwa Tomasza Brzezińskiego. Wątki łączą się ze sobą, a komplikacja fabuły narasta, kiedy bohaterowie wchodzą i wychodzą przez kilka par drzwi umieszczonych w ścianie wypełniającej całą lewą część sceny. Elementy wizualne, wzbogacone o projekcje multimedialne, uzupełnia trafnie, z wyczuciem charakteru poszczególnych scen, opracowana muzyka Damiana Neogenna-Lindnera, która bardzo sugestywnie ewokuje zmianę nastroju.

Współgranie tych scenicznych środków wyrazu nadaje spektaklowi dynamikę, umożliwiając sprawne przedstawienie fabularnych zawiłości. Opowieść o romansie Anny, dojrzałej, niespełnionej w małżeństwie kobiety, z młodym pułkownikiem Wrońskim to pretekst do zaprezentowania różnych sposobów rozumienia relacji międzyludzkich. Historia Kareniny splata się więc z dramatem jej szwagierki Dolly, cierpiącej z powodu niewierności męża, oraz z obrazem dojrzewania do miłości, którego trud podejmują Kitty, siostra Dolly, i Kostia Lewin.

Opowieści o losach trzech par towarzyszy, refleksja nad hipokryzją konwenansu. Wszak Anna, co ważne – w przeciwieństwie do Wrońskiego, staje się ofiarą ostracyzmu ze strony „towarzystwa”, które jedynie werbalnie hołduje zasadom na przykład wierności małżeńskiej. Kotański pozostawia ten wątek krytyczny „samemu sobie”, pozwalając mu ujawnić się w toku opowieści, nie eksponując go jednak wbrew literze tekstu. Intencją tego posunięcia było zapewne zrównoważenie proporcji elementów emancypacyjnych i melodramatycznych, a więc napiętnowanie społecznej obłudy bez popadania w niestosowną publicystykę i rezygnowania z atrakcyjności fabuły.

Niestety, być może za sprawą kreacji tytułowej bohaterki, ów nerw krytyczny ginie pod warstwą opowieści o nieszczęśliwej miłości. Wcielająca się w Annę Marta Frąckowiak zbudowała bowiem swoją postać wokół emocji towarzyszących jej w ostatnich miesiącach życia. Dlatego, o ile w drugiej części spektaklu jej histeryczna, rozedrgana Karenina wypada przekonująco, o tyle w pierwszej brakuje jej siły i determinacji godnej bohaterki Tołstoja. Zapewne z biegiem czasu tę niedogodność zastąpią właściwie rozłożone akcenty emocjonalnego planu.

Niewątpliwym sukcesem twórców przedstawienia jest jednak fakt, że, pomimo dominacji melodramatycznego wymiaru, „Anna Karenina” nie wyciska łez z oczu widzów. Kotańskiemu udało się wydobyć piękno Tołstojowskiej opowieści, sprawnie też kreuje nastrój. Przeciwwagę dla tragedii Anny stanowi, najlepiej poprowadzony ze wszystkich, wątek Kitty i Lewina. Ich historia jest pełna uroku i ciepłego humoru, w czym duża zasługa aktorów. Joanna Koc gra z, ciepło przez publiczność, odbieranym dziewczęcym wdziękiem, Dawid Rafalski (znakomita rola) umiejętnie balansuje między powagą a pociesznością, wspólnie zaś „poprawiają” Tołstoja, czyniąc swoich bohaterów bardziej przekonującymi niż ich literackie pierwowzory.

Zapewne spektakl można by jeszcze bardziej skondensować, skracając czas jego trwania. Tego zabiegu warto by jednak dokonać nie tyle z powodu dłużyzn – tych bowiem w spektaklu Kotańskiego nie odnajdziemy (może z wyjątkiem dwu nieco „literackich” scen pod koniec spektaklu) – co raczej ze względu na odstraszającą perspektywę trzyipółgodzinnego przedstawienia. Można jednak mieć nadzieję, że widzów nie zniechęci informacja o jego długości, ponieważ byłoby szkoda, gdyby ominęło ich niezbyt częste doświadczenie przeżycia radości teatralnej opowieści, jakie proponuje Michał Kotański.

Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny
6 lutego 2012

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia