Rosja wstaje z kolan

"Dwanaście krzeseł" - reż. Nikołaj Kolada - Teatr Śląski w Katowicach

Tak się składa, że dzieła Rosjan wystawiają w Polsce ostatnio Rosjanie. Zwłaszcza gdy idzie o klasykę. "Wujaszek Wania" w reżyserii Iwana Wyrypajewa w warszawskim Teatrze Polskim stał się jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu, a teraz na kolejne wydarzenie wyrasta "Dwanaście krzeseł" Ufa i Piętrowa Nikołaja Kolady z Teatru Śląskiego w Katowicach. Premiera spektaklu odbyła się na przełomie roku, ba, pierwszy przedpremierowy pokaz miał miejsce w sylwestrowy wieczór i jest to jeden z tych przypadków, które nazywamy znaczącymi. Bo to przedstawienie kolorowe niczym karnawałowy pochód, pełne wizualnych fajerwerków i inscenizacyjnego rozmachu.

Powieść duetu Ilja Ilf - Jewgienij Pietrow powstała na przełomie lat 20. i 30. XX wieku i natychmiast zdobyła popularność. Także u nas. Jeszcze przed wojną powstała filmowa wariacja na ten temat, polsko-czechosłowacka komedia z Adolfem Dymszą w roli głównej (w latach 70. nakręcono zresztą trzy kolejne adaptacje: amerykańską zrealizował Mel Brooks, a Rosjanie zrobili film i serial). Inscenizacje teatralne pojawiły się u nas po październikowej odwilży 1956 roku, kiedy można już było więcej, ale wciąż nie wszystko. I "Dwanaście krzeseł" okazało się idealnym materiałem dla aluzyjnego przedstawienia, które było zarówno opowieścią o Związku Radzieckim, jak i ówczesnej Polsce. Akcja powieści toczy się w czasach NEP-u, czyli Nowej Ekonomicznej Polityki. Po wyniszczającej wojnie domowej w latach 20. zezwolono na prywatny handel i usługi. Oczywiście, w państwie totalitarnym gorset ledwie rozluźniono, ale i to sprawiło, że obywatele udowodnili swoją przedsiębiorczość; przy okazji wzrosła też przestępczość. Ponieważ akcja "Dwunastu krzeseł" rozgrywa się w kilku miejscach na rosyjskiej prowincji oraz w Moskwie, możemy zobaczyć społeczną panoramę tych niezwykle ciekawych czasów sprzed nastania stalinowskiego terroru.

Bohaterem tej opowieści jest przekręciarz Ostap Bender, który razem ze zdeklasowanym arystokratą Hipolitem Worobianinowem poszukuje krzesła z jego dawnej rezydencji, w którym ukryte są diamenty. Czegóż w tej opowieści nie ma. Pojawia się i dawny pop, i sprzysiężenie zwolenników caratu, i dawni arystokraci, i proletariusze, a do tego istna parada oszustów. Jak się to ogląda na scenie w wersji Nikołaja Kolady? Znakomicie. Fantastyczne są sceny zbiorowe: tańców, śpiewów, występów kawiarnianych, wieców czy podróży, w których bierze udział jednocześnie nawet 30 aktorów. Kolada znany jest u nas przede wszystkim ze swoich sztuk z "Merlin Mongoł" na czele, ale to również świetny inscenizator. Również zespół Teatru Śląskiego pokazuje w tym przedstawieniu, że nawet jeśli nie ma tu telewizyjnych gwiazd, to wszyscy trzymają wysoki poziom. Dobry jest zarówno pierwszy plan - zaczepny Bartłomiej Błaszczyński (Bender) w fioletowym garniturze; nieustannie udręczony Mateusz Znaniecki (Worobjaninow), jak i drugi, gdzie wyróżniają się zwłaszcza kobiety Alina Chechelska (żona popa), Grażyna Bułka (Gracacujewa) czy Violetta Smolińska (śpiewaczka).

Pozostaje jednak pytanie najważniejsze: o czym "Dwanaście krzeseł" opowiada współcześnie? Za poprzedniego ustroju poza banalną opowieścią o ludzkich przywarach było też metaforą komunizmu, który zdruzgotał społeczne hierarchie i nie zaproponował niczego w zamian. A jak jest w drugiej dekadzie XXI wieku? Współczesna Rosja wydaje się być w podobnym punkcie co ta z czasów NEP-u. To kraj w stanie zamętu, ze społeczeństwem wciąż szukającym swojej tożsamości i miotającym się od caratu do komunizmu, by w końcu wpaść w objęcia Putina. Jego w tej sztuce nie ma, bo Kolada nie robi aluzji do współczesności. Ale czy musi? No i zapewne dlatego okazuje się, że dziś "Dwanaście krzeseł" to dość smutna komedia.

Mariusz Cieślik
Rzeczpospolita
26 stycznia 2018
Portrety
Nikołaj Kolada

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia