Rozsądna i liryczna

70. urodziny Marta Lipińska spędzi na scenie Współczesnego

70. urodziny Marta Lipińska spędzi na scenie Współczesnego

Jako artystka ma słuch absolutny. W młodości – drobna i krucha – zachwycała i wzruszała rolami ze światowej dramaturgii. Z biegiem lat zaczęła się sprawdzać także w repertuarze komediowym.

Jej teatralny debiut przeszedł do historii teatru. Zagrała Irinę w „Trzech siostrach", legendarnej inscenizacji Erwina Axera w warszawskim Teatrze Współczesnym z 1962 roku.

„Axer odważył się na ryzyko od dawna niepodejmowane na naszych scenach. Debiut w roli tytułowej! Opłaciło się: Irina Marty Lipińskiej jest jednym z ciekawszych debiutów lat powojennych – pisał Andrzej Wirth, tłumacz i historyk teatru, i dodawał: – Młoda aktorka była prześwietlona wewnętrznym światłem i gaśnięcie tego światła potrafiła przedstawić jako dramat. Od pierwszej kwestii znalazła własną tonację i w tej tonacji potrafiła wyrazić rozwój postaci. (…) Poetyckie, muzycznie skomponowane studium marzenia rozbijającego się w zetknięciu z życiem. Marzenie zagrane nie jako egzaltacja, nie jako histeria, ale jako niezbędny czynnik życia".

Po sukcesie „Trzech sióstr" szybko przyszły kolejne udane role. Wydawała się specjalistką od postaci z literatury rosyjskiej. Kobiet wrażliwych, delikatnych, często przeżywających swój dramat w samotności.

Inteligentny dialog z widzem i szacunek dla autora, jakie proponował Współczesny, ukształtowały z pewnością jej spojrzenie na teatr. Z czasem zaczęła się odnajdywać w lżejszym repertuarze. Okazało się, że świetnie pasuje do Mrożka, Witkacego, a nawet Ayckbourna.

Lubi zaskakiwać widzów. Choć teatr traktuje jak największą świętość i drugi dom, chętnie pojawia się też w innych mediach.

Radiowy hit Jacka Janczarskiego „Kocham pana, panie Sułku", w którym jako egzaltowana panna Eliza partnerowała Krzysztofowi Kowalewskiemu, dowiódł, że swoją wieczną dziewczęcość potrafi zmienić w żart, ująć w cudzysłów.

Aktorski duet Lipińska – Kowalewski przetrwał zresztą próbę czasu i pojawiał się z powodzeniem w innych realizacjach. Parą byli m.in. w „Życiu wewnętrznym", „Miłości na Krymie" „Mieszczaninie szlachcicem" czy „Namiętnej kobiecie", a także w filmach według powieści Grocholi. Trudno orzec, w czym tkwi sekret aktorski Marty Lipińskiej. Pewne jest, że grane postacie obdarza liryzmem, ciepłem i rodzajem zmysłowej filuterności. Jej głos wzbudza zaufanie.

Nielicznym znajomym dane jest usłyszeć jej piękne opowieści o ciotce, o którą bój toczyli Witkacy i Boy-Żeleński, oraz o mamie, którą rysunków uczył sam Bruno Schulz. Z humorem i wdziękiem nosi swą obecną tuszę, czemu dała świadectwo nie tylko w „Namiętnej kobiecie", ale także w popularnych serialach, zwłaszcza w „Ranczu".

– Brnę przez życie bez wydziwiania – powiedziała w wywiadzie dla „Rz". – Ratował mnie zawsze zdrowy rozsądek i poczucie humoru. Myślę, że w dużym stopniu mam je również na własny temat, nigdy więc nie bałam się zakpić sama z siebie.

Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
14 maja 2010
Portrety
Marta Lipińska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia