Showcase lubelski - odsłona druga

15. Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne

Wtorek na Konfrontacjach Teatralnych był drugim dniem showcase\'u lubelskiego, prezentującego szeroką (choć jeszcze nie całkiem kompletną) reprezentację naszego środowiska teatralnego. Do szerszego omówienia wybrałem dwie realizacje, które uważam za szczególnie ważne. I to nie tylko w programie tegorocznego festiwalu

Pierwszy z tych spektakli to "Głód Knuta Hamsuna" zrealizowany pod firmą Teatru Centralnego przez artystów na co dzień pracujących w kilku różnych zespołach. Reżyserskie spotkanie dwóch bardzo interesujących, ale jednak odmiennych osobowości twórczych - Łukasza Witt-Michałowskiego i Ryszarda Kalinowskiego - było zapewne jakimś ryzykiem, ale zarazem niewątpliwą szansą na stworzenie spektaklu oryginalnego i niebanalnego. Od dawna bowiem głoszę tezę, iż rzeczy najciekawsze rodzą się często na styku rozmaitych obszarów artystycznych. Ta szansa została w pełni wykorzystana. Doszło do spotkania teatru mocno opartego na "gęstym" tekście i emocjonalnej intensywności (co często odnajdujemy w realizacjach Witt-Michałowskiego) z teatrem tańca klasy najwyższej. Już tylko to byłoby doświadczeniem nadzwyczaj interesującym, ale tu mamy do czynienia z czymś więcej. Kalinowski zdecydowanie przekroczył granicę choreografii czy nawet szerzej: ruchu scenicznego i stał się kreatorem przestrzeni, do której i w której stary Knut Hamsun odbywa halucynacyjną podróż. Dzięki artystom z Lubelskiego Teatru Tańca wprost "na oczach" widzów powstaje świat odmienny od tego, w którym znalazł się pisarz; odmienny, ale wcale dlań nie lepszy.

Sama ta artystyczna wizja wystarczyłaby, aby "Głód Knuta Hamsuna" mocno zapadł w pamięć. Zapewne jednak nie "uwierałaby" tak, jak to się dzieje. O tym decyduje przekaz spektaklu. I nie chodzi mi tylko o historię samego Hamsuna. Dla Norwegów - jak pisze biograf pisarza - "jest on jak upiór, który nigdy nie pozostanie w grobie". Ale także my mamy problem z tym, jak wytyczyć granicę pomiędzy wielkością literackiego talentu, a haniebnym poparciem hitleryzmu. Spektakl - w moim odczuciu - miał być próbą zrozumienia Hamsuna, a przynajmniej poznania jego motywacji i uzasadnień jego wyborów. Jednak świetna, wybitna kreacja Jacka Brzezińskiego sprawia, że znajdujemy się niebezpiecznie blisko cienkiej granicy oddzielającej zrozumienie od może nie usprawiedliwienia, ale przynajmniej rodzaju współczucia. To właśnie ów cierń - pytanie, wykraczające daleko poza spektakl, do jakiego stopnia, do którego momentu możemy starać się poznawać zło i mu nie ulec? Nie będę udawał, że znalazłem odpowiedź na to pytanie i nie wiem, ilu widzów ją znalazło. Ale takie pytania należy stawiać. Nawet, jeśli potem coś kłuje lub uwiera.

Drugim z owych szczególnie ważnych spektakli jest "Makbet" Szekspira w reżyserii Leszka Mądzika i z jego scenografią, którym po latach nieobecności na Konfrontacje powrócił Teatr Osterwy. Ta realizacja godna jest obszernego eseju, na który niestety nie mamy tu miejsca. Wskażmy zatem tylko najważniejsze jej walory.

Po pierwsze - opracowanie tekstu. Nigdy nie ukrywałem, że nie jestem zwolennikiem nadmiernych ingerencji w teksty dramatów. Tak zwane "adaptacje" i "opracowania" nierzadko potrafią całkowicie wypaczyć lub zgoła zniszczyć ich sens (a już za rzecz zupełnie niedopuszczalną, wręcz karygodną uważam dopisywanie czegoś bez zgody autora). Tymczasem Mądzik z wielkiego, pięcioaktowego dramatu zrobił przedstawienie trwające ok.70 minut. I dokonał rzeczy niemal niewiarygodnej. Nie tylko precyzyjnie opowiedział całą historię Makbeta, lecz także zachował ducha sztuki i jej głęboką warstwę intelektualną i moralną. Pod tym względem jest to spektakl wręcz mistrzowski.

Dalej - strona plastyczna. Monochromatyczna właściwie, utrzymana w odcieniach czerni, tu i ówdzie tylko "przełamywanej" krwawą czerwienią, wizja plastyczna wręcz olśniewa bogactwem. Dla przykładu - las Birnam został pokazany tak, że możemy go nie tylko zobaczyć, ale niemal "dotykalnie" odczuć. A w dodatku scenografia w tym spektaklu jest czymś więcej niż tylko dekoracją. Osiąga status samodzielnego bytu scenicznego, podobnie jak kostiumy Zofii de Ines i świetna muzyka Andrzeja Zaryckiego. Zaś wszystko składa się na nadzwyczaj harmonijną całość.

Wreszcie strona aktorska. Tu nie ma żadnych wątpliwości - ten spektakl to wielki tryumf Jolanty Rychłowskiej w roli Lady Makbet. To kreacja wybitna. Emocjonalnie intensywna, ale precyzyjnie trzymana w ryzach; bez choćby śladu przerysowania. A przy tym nasycona głęboką prawdą psychologiczną. Podobnie zresztą można powiedzieć o Krzysztofie Olchawie w roli tytułowej. Dopracowanej do najdrobniejszego szczegółu, a przy tym zaskakującej naturalnością użytych środków. I - co więcej - oboje tworzą taki duet, jaki na scenie ogląda się niezmiernie rzadko. Bardzo dobre wrażenie robią także Artur Kocięcki jako przykuwający uwagę Banko oraz Jerzy Kurczuk z wielką klasą prowadzący w każdym wejściu rolę Makdufa.

I jeszcze jedno: fenomenalne "Przejście" i świetny "Makbet" - nie ulega wątpliwości, że Leszek Mądzik będzie jedną z najważniejszych postaci tegorocznych Konfrontacji.

Lubelski showcase zakończył się. Jak podsumować te dwa dni prezentacji? Na pewno słowa uznania należą się organizatorom, z Januszem Opryńskim na czele, za zorganizowanie owego przeglądu. Publiczności miejscowej przypomniał on, a naszym gościom pokazał, że lubelska oferta teatralna jest całkiem bogata i - co ważne - różnorodna. Teraz przychodzi czas na skonfrontowanie jej z tym, co pokażą zespoły przyjezdne. Bo przecież Konfrontacje osiągnęły dopiero półmetek. Konfrontujmy zatem...

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
21 października 2010

Książka tygodnia

Aurora. Nagroda Dramaturgiczna Miasta Bydgoszczy. Sztuki finałowe 2024
Teatr Polski w Bydgoszczy
red. Davit Gabunia, Julia Holewińska, Agnieszka Piotrowska

Trailer tygodnia