Śląsk w drodze do Betlejem
tylko w Bieruniu Dzieciątko błogosławi wiernychRuchomych szopek jest wiele, ale tylko w Bieruniu Dzieciątko błogosławi wiernych, a aniołowie machają skrzydłami. I tylko w tej stajence, panu Jezusowi kłaniają się figurki okolicznych mieszkańców. Pisze o tym Jolanta Pierończyk
Nowo narodzonemu w Betlejem spieszy pokłonić się siostra Łucja, bieruńska zakonnica, dla której największy mróz i inna zła pogoda nigdy nie były straszne, gdy trzeba było jechać zrobić zastrzyk choremu czy pomóc potrzebującemu. Siadała na rower i w drogę! Teraz idzie pieszo. W drodze do żłóbka przechodzi obok Alfreda Byoka, który uchyla kapelusza na jej widok. Byok to jeden z pierwszych twórców ruchomej szopki w bieruńskim kościele św. Bartłomieja. Nieco dalej praczka i kobieta przy żarnach o twarzach żony i córki Jana Wieczorka, od którego wszystko się zaczęło.
Umieli dłubać w drewnie
W latach 50. przyszedł kiedyś ks. Jan Trocha, proboszcz bieruńskiej parafii, na kolędę do Wieczorków i zobaczył małą, ruchomą stajenkę, dzieło Wieczorkowych synów. Tak im się spodobała ruchoma szopka w Wambierzycach, że postanowili coś podobnego zrobić sobie w domu. A że umieli dłubać w drewnie i różne cuda z niego tworzyć, toteż wkrótce małe Wambierzyce stanęły także w ich domu.
- Chłopcy, a może byście coś takiego do kościoła zrobili? - spytał proboszcz.
Wieczorkowie zabrali się do roboty. Dołączyli do nich Alfred Byok oraz bracia Stenclowie, Ścierscy, Norasowie... Każdy coś innego umiał, coś innego wnosił. Żeby, na przykład, wprawić w ruch królów, ktoś wymyślił, by ich ustawić na... betoniarce. Postawiona na sztorc betoniarka kręciła się, wioząc królów do Betlejem. To nic, że hałasowała! Hałasowały zresztą i inne urządzenia. Kto by się tym przejmował? Ważne, że szopka żyła. Pracowali drwale, mężczyźni piłowali drzewo, praczka robiła pranie, jej sąsiadka robiła masło w maślniczce, jednocześnie kołysząc dziecko w kołysce, jak to miały w zwyczaju dawne śląskie kobiety... Od początku ambicją twórców bieruńskiej szopki było wypełnienie jej Śląskiem wraz z jego charakterystycznymi postaciami (górnikiem, zarówno w stroju galowym, jak i podczas pracy w kopalni) oraz innymi przedstawicielami zanikających już zawodów.
Ostatnimi laty figurki to domena Norberta Figla, emerytowanego mechanika urządzeń górniczych w KWK Ziemowit. Zrobił papieża, pszczelarza, szlifierza, który kiedyś chodził po domach, oferując swoje usługi... Tegoroczna nowość to szewc, jak zwykle efekt całorocznej pracy. Bo wszystko musi być jak prawdziwe. By stworzyć szewca, Norbert Figiel poszedł do nieczynnego już zakładu szewskiego Karola Długonia przy bieruńskim rynku, żeby poczuć ducha tego zawodu. Figurka powstała na podstawie zdjęcia. Figiel odtworzył całą sytuację, jaką tam zobaczył.
Kominiarze i górale
Twórca szopki zawsze dba o detale. Jego żona Helena, krawcowa wszystkich szopkowych figurek, również. Kiedy "robili" księdza, wypożyczyli z kościoła autentyczne ornaty, by żona mogła je możliwie najwierniej odtworzyć. Jak rzeźbił kominiarza, odwiedził zakład kominiarski i również zabrał kompletny strój do domu. Po materiał na strój górala pojechał aż do Zakopanego, bo nigdzie indziej takiej wełenki nie mógł dostać. Skąd góral w szopce?
- To wspomnienie z dzieciństwa. Jeden jedyny raz widziałem górali prowadzących owce przez Bieruń. Nie wiem skąd, nie wiem dokąd i po co, ale widok utkwił w mojej pamięci i pomyślałem, że musi się dla niego znaleźć miejsce w tym śląskim towarzystwie - tłumaczy Figiel.
Echem wspomnień z dzieciństwa jest też Cygan w tym śląskim pejzażu. Starsze i średnie pokolenie bierunian dobrze pamięta regularne przejazdy cygańskich taborów przez miasto, a nawet stacjonowanie na jego obrzeżach.
Choć w zamyśle bieruńskich szopkarzy jest stworzenie u stóp Betlejem postaci z całego Śląska, to jednak nie brak tu bardzo lokalnych akcentów. Dla przybyszów spoza powiatu bieruńsko-lędzińskiego, drewniany kościółek w pobliżu stajenki to niekoniecznie bieruński Walencinek, czyli zabytkowy, XVII-wieczny kościół św. Walentego, patrona miasta. A już na pewno nie skojarzą z nim strażaka, który przechodzi obok tą samą drogą, jaką podąża wspomniana siostra Łucja. Tymczasem nie ma na Śląsku drugiego takiego drewnianego kościółka, który by w drugiej połowie XX wieku płonął aż dwa razy. Dobrze więc, że strażak w pobliżu.
Kiedyś pewnie szopkarze postawią obok niego również pomnik św. Walentego, który tej jesieni pojawił się naprzeciw kościoła. Na razie w szopce obok Walencinka siedzą tylko dziad i baba. W bieruńskiej stajence zresztą z roku na rok robi się coraz ciaśniej. Już teraz jest wszak około sto figurek. - A jeszcze tyle postaci i sytuacji zostało do przedstawienia! Musiałby tu stanąć dawny piekarz, wypiekający chleb w starym, kaflowym piecu. Nie można zapomnieć o tym, że kiedyś w niemal każdym gospodarstwie była koza, a więc - takiej codziennej czynności jak dojenie też nie może zabraknąć w tym śląskim, szopkowym świecie. Przydałby się również kołodziej... i wiele innych zapomnianych zawodów - tłumaczy Figiel.
Wiele ruchomych szopek widzieli twórcy bieruńskiej, ale cieszą się, że tylko w ich Dzieciątko błogosławi wiernych, a Józef i Maryja nie są nieruchomymi figurami. I tylko w Bieruniu aniołowie machają skrzydłami. Te najmniejsze machają nawet w rytm kolędy, którą wygrywa kataryniarz.
Choć ruchomych szopek nie brakuje, zwłaszcza w Krakowie , kto chce zobaczyć ginący Śląsk, musi więc przyjechać do Bierunia. I odwrotnie - kto szuka w szopkach kosynierów, królów i innych postaci z historii Polski , musi jechać do Krakowa czy Warszawy.
Do św. Walentego
Bieruńska szopka jest jedyną w kraju, która stoi do... 14 lutego, czyli do słynnego odpustu św. Walentego, przy okazji którego rokrocznie zjeżdża do rodzinnego Bierunia kardynał Stanisław Nagy. Przybywa tu wtedy również arcybiskup metropolita katowicki Damian Zimoń i wspólnie odprawiają odpustową sumę.
Warto się więc wybrać do Bierunia, by zobaczyć to niecodzienne śląskie Betlejem. Dzieło bieruńskich szopkarzy tak spodobało się dyrekcji muzeum w Wiśle, że chciała skorzystać z ich dokumentacji technicznej. Oni jednak żadnej dokumentacji nie mają.
- Wszystko rodzi się w głowie i od razu realizuje - przyznaje. Norbert Figiel.