Śmiech, groza i erotyka

"Kochanek" - reż: Bogumiła Murzyńska - Teatr Rawa w Katowicach

Pisząc o "Kochanku", reżyserowanym w Teatrze im Słowackiego przez Józefa Opalskiego, recenzenci skupiają się m.in. na nagości Dominiki Bednarczyk. W spektaklu Stowarzyszenia "Teatr Rawa" grająca Sarę Ewa Kubiak przez cały czas jest ubrana. Powstało perfekcyjnie zagrane przedstawienie (znakomita obsada), w którym tony humorystyczne nie przesłaniają grozy opowieści

Niespełna godzinna opowieść rozpoczyna się niczym amerykański serial. Bohaterowie zastygają w stop-klatkach, prezentując publiczności sztuczne uśmiechy. Wychodzący do pracy Ryszard pokazuje uniesione do góry kciuki, a Sara pręży się na kanapie niczym kotka. O jej spotkaniach z kochankiem i jego wizytach u prostytutki mówią, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Gdy są razem w łóżku, ona pyta go, czy rozmawia ze „swoją kurwą” na jej temat. Podsyca zazdrość męża, sugerując, że pod jego nieobecność odwiedza ją wielu mężczyzn. Kwestia, w której Ryszard podkreśla zalety żony, powróci, gdy mąż pojawi się w roli kochanka. Ostatnie padające ze sceny słowa świadczą o tym, że ta perwersyjna zabawa nigdy nie będzie mieć końca.

Ewa Kubiak jest znakomitą aktorką charakterystyczną – drobna, niewysoka, obdarzona bardzo intrygującą urodą. Dysponuje przyjemną barwą głosu i świetną dykcją - można zrozumieć każde padające ze sceny słowo. Aktorka potrafi – samym tylko tonem głosu – przejść od czułości do uczuć wręcz przeciwnych. Bogusław Kudłek miał niełatwe zadanie: musiał zagrać dwie krańcowo różne postaci. W obu wcieleniach jest bardzo wiarygodny. Ryszard to nieporadny mężczyzna, który całe dnie spędza w biurze. Ma problemy z kręgosłupem i dużo pije. Max natomiast to brutal, kojarzący się ze Stanleyem Kowalskim czy bohaterami Marka Hłaski. Metamorfoza sygnalizowana jest w bardzo prosty sposób: aktor zdejmuje zielony krawat, podwija rękawy niebieskiej koszuli, zaczyna inaczej chodzić (jest w tych gestach coś zwierzęcego) i mówić. Wykonawca wzbudza śmiech na widowni, gdy Ryszard nie jest w stanie pojąć, że kochanek czasami też może być w gorszej formie i przeraża w scenie, w której musi wejść w mocno fizyczną interakcję z partnerką. Nie bez znaczenia są warunki zewnętrzne aktorów. Gdy drobna Sara poprawia wysokiemu, zwalistemu Ryszardowi krawat, widać, że to ona rządzi w tym domu, a mężczyzna – niczym duże dziecko – może się jedynie podporządkować. Kiedy jednak bohater pojawia się jako Max, jego masywność staje się groźna – kochanek jest silny, może uderzyć. Bardzo wyraźnie widać to w ostatniej scenie: mężczyzna pstryka palcami tuż przy twarzy kobiety, sugerując, że ten gest w każdej chwili może zamienić się w cios. Warto również podkreślić, że dwójka wykonawców udźwignęła ciężar niełatwego pinterowskiego dialogu, w którym obsesyjnie powraca się do malw, stor i „czasu szeptu”. 

Publiczność, obecna na premierze, wychwytywała każdy najmniejszy zawarty w dialogach ślad humoru. Wystarczyło wspomnieć, że bohaterka jest „zbyt koścista” lub dywagować nad tym, czy prostytutka powinna być dowcipna, by już było śmiesznie. Momentami widzowie zachowywali się, jakby oglądali „Mayday” lub „Wieczór kawalerski”. W pewnej chwili ktoś z widowni próbował nawet nagrodzić jedną z kwestii bohatera oklaskami, ale natychmiast umilkł, widząc, że jest odosobniony w swoim entuzjazmie. Ciekaw jestem, jaką seks-zabawkę wyobrażali sobie ci, którzy – nie znając sztuki – śmiali się, gdy w finale Ryszard i Sara rozmawiali o… bębenku (jednocześnie nie zdradzając, o jakim przedmiocie mówią). Erotycznych aluzji jest w przedstawieniu więcej: Ryszard pojawia się w płaszczu, który rozchyla gestem ekshibicjonisty, na kanapie trwa – ukryta przed wzrokiem widzów - erotyczna gimnastyka, a bohaterowie z celową przesadą akcentują, na pozór niewinne, kwestie typu „spuści się story”.

Stowarzyszenie „Teatr Rawa” już swoją poprzednią premierą – „Zimą pod stołem” Topora – udowodniło, że nie boi się mierzyć z niełatwymi, rzadko wystawianymi tekstami. Jeśli chodzi o moje dotychczasowe kontakty z twórczością Pintera, to czytane jeszcze na studiach „Dawne czasy” zmęczyły mnie niemiłosiernie (zdecydowanie wolę „Urodziny Stanleya”), a z emitowanej w Studiu Teatralnym Dwójki „Kolekcji” pamiętam jedynie rozmowę Stelli (Magdalena Cielecka) z Harrym (Jan Frycz). „Kochanka” natomiast oglądałem z zainteresowaniem. Stowarzyszeniu życzę powodzenia i trzymam kciuki za „Elżbietę Bam”.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
11 lipca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...