Śmiech na nerwy

"Nerwica natręctw" - aut. Laurent Baffie - reż. Artur Barciś - Teatr Gudejko i Adria Art

Zadam pytanie bez zbędnych ceregieli. Drodzy czytelnicy, czy macie jakieś natręctwa? Po wyjściu z domu, w głowie ciągle brzęczy wam pytanie, czy aby na pewno zamknęliście drzwi? Wasze nogi samodzielnie tańczą tango, kiedy niecierpliwie na coś czekacie? Brutalnie obgryzaliście paznokcie za młodu? Może bez przerwy poprawiacie fryzurę? Jakieś niepotrzebne słowo wkrada wam się do każdego zdania?

Możliwie tylko mnisi potrafią osiągnąć spokój ducha umożliwiający pozbycie się natręctw na dobre. Innym pozostaje próba głębokiego oddychania, oderwania myśli i najważniejsze - zwyczajne wyśmianie sytuacji. Niestety postaciom sztuki Laurenta Baffie „Nerwica natręctw" nie jest do śmiechu, gdyż zmagają się poważnymi zaburzeniami neurologicznymi. Zatem jak radzą sobie oni? Reżyser Artur Barciś, znany z polskiego ikonicznego serialu „Miodowe lata", pozwala nam to sprawdzić w spektaklu wystawianym przez Teatr Gudejko.

Szóstka pacjentów, chcąca uporać się ze swoimi natręctwami, spotyka się w poczekalni do genialnego psychiatry. Niecierpliwie czekają na doktora. Nie dość, że nic nie zapowiada jego rychłego przyjścia, to jeszcze oczekujący zaczynają się wzajemnie drażnić. W jednym pomieszczeniu zebrała się grupka osób o doprawdy specyficznych charakterach. Jeden mężczyzna mimowolnie wypluwa wulgaryzmy w najmniej odpowiednich momentach. Drugi ma nieodpartą potrzebę obliczać wszystko, co się tylko da. Trzeci jest uzależniony od symetrii i fizycznie nie potrafi nadepnąć na linię. Jedna kobieta obsesyjnie dezynfekuje swoje otoczenie i obawia się choćby drobinki kurzu. Druga pomiędzy nieustannymi modlitwami, co chwila przypomina sobie, że rzekomo o czymś zapomniała. Trzecia każde wypowiedziane słowo musi powtórzyć, bo inaczej może stać się coś strasznego.

Bohaterowie wchodzą ze sobą w przezabawne interakcje, prowokując jedno drugie do uwypuklenia swoich osobliwości. Choć początkowo działają sobie na nerwy, z upływem czasu sytuacja ich do siebie zbliża. Niedoskonałość jednej osoby, zdaje się grać z niedoskonałością drugiej. Ktoś wspomina, że lekarz miał zamiar przeprowadzić terapię grupową. Pacjenci zatem biorą sprawy w swoje ręce i nieudolnie przeprowadzają sesję terapeutyczną, które zdaje się mieć zerowe efekty. Uważni widzowie mogą jednak uznać inaczej, a na koniec spektaklu wszystkich czeka zaskoczenie.

Mimo absurdalnych okoliczności spektaklu, łatwo zapomnieć o tym, że to tylko fikcja. Scenografia jak najbardziej przypomina prawdziwą poczekalnię do lekarza psychiatry w przychodni. Stroje jak najbardziej wyglądają na takie, jakie mogłyby założyć wspomniane charaktery. Oczywiście ciężar wiarygodności spoczywał na aktorach, którzy musieli mieć prawdziwe wyzwanie, nie wychodząc ze swoich przerysowanych roli. Na scenie nie zabrakło karykaturalnych ekspresji twarzy, żywych kolorów i wesołych brzdąknięć akordeonu.

Sztuka lekka, potrafiąca niesamowicie rozbawić w swojej prostocie, ale także niepozbawiona przesłania. Spektakl na poziomie, podnoszący poziom endorfin. Jeżeli ktoś potrzebuje natychmiastowej poprawy nastroju, ma obowiązek zobaczyć „Nerwicę natręctw".

Warto czasem zdystansować się od siebie, swoich problemów i pośmiać się z ludzkich wad i trudności.

Jessica Jarikre
Dziennik Teatralny Wrocław
13 stycznia 2024

Książka tygodnia

Bieg po linie
Wydawnictwo MANDO
Maria Malatyńska, Jerzy Stuhr

Trailer tygodnia