Smutna wizja nieczytania

"Fahrenheit" - reż. Marcin Liber - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Każdy, kto przeczytał powieść Raya Bradbury'ego i spodziewa się adaptacji na jej podstawie, powinien być przygotowany na niemałe zaskoczenie. Marcin Liber, czyli reżyser spektaklu „Fahrenheit 451", zaczerpnął zaledwie ogólną myśl ze sławnego już tytułu, a resztę dopowiedział sobie sam. Żeby było zabawniej - właśnie ta sławetna „reszta" trwająca prawie trzy godziny jest powodem, dla którego warto przejść się do Teatru Wybrzeże.

Trudno ubrać w zdania fabułę, która przypomina jeden wielki „patchwork". Wydarzenia przeplatają się wzajemnie, ukazując trzy oblicza tego samego bohatera w trzech różnych postaciach. Główny bohater, Montag – w tej roli kolejno: Piotr Biedroń, Michał Jaros, Maciej Konopiński – to strażak antyutopijnego świata. Nie gasi pożaru, a go wznieca, przy czym książki uważa za idealną rozpałkę. Każdy, kto przechowuje w swoim domu jakąkolwiek powieść, staje się przestępcą.

Reżyser Marcin Liber z pomocą dramaturga Marcina Cecko oraz zespołu aktorów przenoszą widza do miejsca pozbawionego wyobraźni i uczuć, w którym nikt z siedzących na widowni nie chciałby się znaleźć. To historia dziś równie nierealna, jak całkowicie prawdopodobna w przyszłości, bowiem znajdziemy w niej technologię XXI wieku, zjawisko nieczytania, nierzadko zamiast imion padają loginy, a bohaterowie muszą się „update'ować". Podczas seansu nie sposób opędzić się od uporczywej myśli, że wystarczy jedynie wyzbyć się marzeń i emocji, a widowisko na scenie Teatru Wybrzeże stanie się prawdą.

Dlatego też realizatorzy wzięli sobie za cel ostrzeżenie potencjalnego widza przed smutnym jutrem. Bo owe jutro widnieje w barwach szarych lub wręcz czarnych. Odpowiadający za scenografię Mirek Kaczmarek ograniczył się do koniecznego minimum. Dlatego też mamy kominek, książki w kratach oraz ściany zapełnione zdaniami. Świadomość tego, że żaden z bohaterów nie powinien ich przeczytać, tworzy potrzebny kontrast do uzyskania konkretnego morału. Dobrym zabiegiem artystycznym, dodającym niepowtarzalnego klimatu zagubienia w świecie, było rozpylenie dymu na scenie, który powoli otulał postacie niczym nieuniknione widmo złej przepowiedni.

A przecież możemy się uchronić przed smutną wizją nieczytania, skoro sztuka daje gotowe przykłady. Jednakże byłoby zbyt pięknie, gdyby każdy widz po spektaklu obiecał zmienić się na lepsze. Bowiem jest pewne „ale", a jest nim fakt, że „Fahrenheit 451" nie jest spektaklem dla wszystkich. Oczywiście, adresatem jest człowiek, ale człowiek wrażliwy i zdolny do autorefleksji, bowiem nie jest łatwo znaleźć odpowiedzi na pytania pojawiające się w spektaklu, ale na pewno warto się nieco wysilić. A do tego potrzeba emocjonalnej dojrzałości.

W tym wysiłku wspierają widza aktorzy, którzy niezawodnie odnajdywali się w swoich rolach. Gołym okiem widać, że widz ma do czynienia z ludźmi, znających się wzajemnie, wspierających, uzupełniających, a przede wszystkim czerpiących ogromną przyjemność z występowania na scenie. Jeżeli ktoś jednogłośnie twierdzi, że gwiazdą Teatru Wybrzeże jest Katarzyna Figura, powinien zacząć chodzić do teatru i zobaczyć, że scena przy Targu Węglowym w Gdańsku zgromadziła same gwiazdy, których rozwój artystyczny będę z przyjemnością śledziła.
„Fahrenheit 451" to spektakl, który niemal każdy zapytany widz określi jako: „wstrząsający". Nie bez przyczyny.

Ale przyczynę, chyba lepiej odnaleźć samemu.

 

Marta Cecelska
Dziennik Teatralny Gdańsk
17 października 2017
Portrety
Marcin Liber

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia