Soundtrack minionego wieku

"Broadway Dance Club" - reż. Mateusz Stachura - Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku

W dniu 30 września odbył się spektakl pod tytułem "Broadway Dance Club" w reżyserii Mateusza Stachury. Jest to widowisko wokalno-taneczne, które ma na celu przypomnienie ikon muzycznych minionego wieku, legend popkultury i znanych utworów.

Mateusz Stachura jest absolwentem Akademii Muzycznej w Łodzi oraz byłym członkiem Akademii Operowej przy Operze Narodowej w Warszawie. Śpiewał między innymi podczas Gal Operowych na XIX i XX Wielkanocnym Festiwalu im. L. van Beethovena. Pracuje w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku gdzie, według oficjalnej strony instytucji kreuje rolę Marka w musicalu Korczak oraz Passerina w musicalu Upiór w operze.

Cały spektakl opierał się na swego rodzaju odwzorowaniu teledysków, scen filmowych oraz teatralnych, które stały się nieodłącznym elementem popkultury XX wieku. Pojawiły się takie utwory jak: Sing sing sing, Puttin on the ritz, It don't mean a thing i inne.

Wokalnie całe widowisko wypadło bardzo dobrze. Niektóre głosy zapadały w pamięć jak wspomnienie minionej epoki, budziły pozytywne skojarzenia z oryginałami jak na przykład Maciej Nerkowski w roli Elvisa czy Mateusz Stachura w roli Franka Sinatry.

Kostiumowo również można powiedzieć, że poprzeczka była wysoko. Zarówno tancerze jak i wokaliści prezentowali się autentycznie i bez niepotrzebnych unowocześnień, zachowując najważniejsze elementy oryginalności. Szczególną uwagę zwraca się na duet Blues Brothers, który przykuł uwagę swoją garderobą, za którą odpowiedzialna jest Dorota Wolak. Równie interesujące co przyjemne wizualnie było wystąpienie Arlety Krutul w roli Marylin Monroe. Wykonała ona ikoniczny utwór Diamonds are a girl's best friend.

Choreografia pod przewodnictwem Hanny Mocarskiej oraz Arkadiusza Jarosza była spójna oraz klarownie rozplanowana. Szczególnie układy burleski i pamiętane przez wszystkich kroki do Hit the road Jack ukazały bardzo profesjonalny poziom twórców choreografii.

Tancerze Opery i Filharmonii Podlaskiej niejednokrotnie udowodnili, że są w stanie dokonywać niebywałych rzeczy, w tym wypadku nie było inaczej. Artyści ukazują bardzo dużo zaangażowania i przede wszystkim wiedzy o specyfice granego spektaklu. Finałowy utwór – Jailhouse Rock wypadł najlepiej pod względem tanecznym, ze względu na dużą „swobodę" jaką można było wyczuć u wykonawców. Nie było zbędnego napięcia, natomiast ruchy wywoływały wrażenie niewymuszonych i bardzo żywych.

Całość dopełniła poprawna oprawa świetlna w wykonaniu Mateusza Łukaszuka. Przez większość wydarzenia nie zauważyłam aby to światło grało gdzieś najważniejszą rolę, wyjątkiem był występ wcześniej wspomnianej Arlety Krutul oraz Weroniki Bochat jako Elli Fitzgerald.

Całe widowisko zdaje się być ekspresją artystyczną, swoistą alegorią minionej epoki i legend które w większości już pożegnaliśmy. Warto to zobaczyć, jeśli chcemy zanurzyć się we wspomnienia lub poczuć ducha „prawdziwej" muzyki.

Martyna Chmielewska
Dziennik Teatralny Białystok
21 października 2023
Portrety
Mateusz Stachura

Książka tygodnia

Bieg po linie
Wydawnictwo MANDO
Maria Malatyńska, Jerzy Stuhr

Trailer tygodnia