Spektakl z podtekstem

"Pornograf" - reż: Adam Opatowicz - Teatr Polski w Szczecinie

Jak czarny to nie rudy, jak rudy to nie czarny. A jednak! "Czarny Kot Rudy" zaprasza na wieczór z "Pornografem". Nie w porno treści jednak obfitujący, lecz w aluzje i sprośności, które poruszają wyobraźnię widza, budzą śmiech, intrygują...

Tego wieczoru kameralna sala w Teatrze Polskim wypełniała się po brzegi. Przy kawiarnianych okrągłych stolikach zasiedli zakochani, małżonkowie, przyjaciele i samotni - wszyscy jednakowo zaintrygowani treścią tytułowego „Pornografu”. Sączący przy świetle świec burgundowej barwy wino, dali się porwać ciekawym historiom zawartym w piosenkach francuskiego twórcy - Georga Brassensa „pornołobuza i fonożula/sprośności króla w parafi tej”.

Opowieści snute w kolejnych songach poruszały tematy życia codziennego. Były zarówno te związane z jego kryminalną, mroczną stroną, nostalgiczne rozstaniowo-sentymentalne oraz te frywolne, lekkie, liryczne z nutą ironii i sarkazmu. Udało się aktorom zachować równowagę nastrojów, dzięki czemu można było pośmiać się i zatrwożyć na przemian. 

Nie zabrakło oczywiście tematów sypialnianych, dotyczących spraw damsko-męskich, które niezmiennie wzbudzają największe zainteresowanie uczestników. Któż bowiem nie lubi gry słów, w której nawiązuje się do alkowianych ekscesów, damsko-męskich fascynacji, albo kiedy poetyckim językiem opisuje się wdzięki panien i reakcje płci przeciwnej na ich walory. W tekstach aż „roiło się” od „gołych dup” i innych obscenicznych wyrazów. Ich obecność była jednak na tyle zasadna, że nie raziła zbytnio zróżnicowanej wiekowo publiczności. Istotnie, niektóre z nich mogły szokować swą dosłownością, jak np. „na kurwy cześć”, „za fiutem fiut”, „wzwód” itp. Podobnie wulgaryzmy, które przewijały się w kolejnych piosenkach. Stanowiły on jednak mocny akcent przedstawienia, w sposób dosadny wyrażały to, co ich autor miał nam do przekazania. A trzeba przyznać, że zrobił to niezwykle naturalistycznie i obrazowo. Nazywając rzeczy po imieniu, bez uładzania ich, wykazał się dużą odwagą i prawdziwą wirtuozerią pióra.

Gra aktorów Teatru Polskiego wprawiała w zachwyt- bez zbędnej maniery, ale niezwykle charakterystyczna i wyrazista. Wszystkie wykonania były bardzo barwne, ale nie zaciemniały treści. Komiczne miny i gesty aktorów oraz ich zabawne rekwizyty dopełniały całości. Teksty ośmieszały głupotę i słabości oraz obnażały ludzką hipokryzję, przez co były tak życiowe i bliskie każdemu z nas. Mogą przez to być odczytywane jako prowokujące i szokujące. I muszę przyznać, że niektóre takie były. Nie przywykłam do tego, że o tematach uznawanych zwykle za wstydliwe lub „niewygodne”, mówi się z taką lekkością i swobodą. Chwilami czułam dlatego lekkie zażenowanie czy zawstydzenie. Przyznaję jednak, że było to ciekawe, a nawet przyjemne doświadczenie. Przyglądałam się ponadto żywym reakcjom publiczności, która z zaangażowaniem i wypiekami na twarzy słuchała kolejnych utworów. 

Zabawny był moment wypowiadania przez wszystkich przysięgi, która jest już tradycją „Czarnego Kota Rudego” i gwarantuje pełnoprawne uczestnictwo w spektaklu. Na uwagę zasługuje też osoba prowadzącego, którego wystąpienia stanowiły klamrę kompozycyjną wieczoru. Na początku wprowadził nas w świat brassensowskich songów, przybliżył postać twórcy, po czym w części końcowej przytaczał jego błyskotliwe sentencje. Był to inteligentny humor przez duże „H”.

Ja i moi bliscy bawiliśmy się tego wieczoru świetnie. Okazuje się, że ów „smaczek” tkwił w nieokrzesanych myślach Brassensa, których frywolność zadziałała na nas jak prawdziwy „wabik”. I chyba chwyciłam przysłowiowego „bakcyla”, bo od niedawna dla poprawy nastoju czytuję fragmenty „Pornografu”. Kto ciekaw odkryć jego tajemnicę, niech czym prędzej schwyta za ogon „Czarnego Kota Rudego”- póki jeszcze jest szansa. I niewykluczone, że spotkamy się tam razem, by wspólnie przeżyć to jeszcze raz.

Marta Winnicka
Dziennik Teatralny Szczecin
19 maja 2010

Książka tygodnia

Bieg po linie
Wydawnictwo MANDO
Maria Malatyńska, Jerzy Stuhr

Trailer tygodnia