Strasznie zakochani
"Wiele hałasu o nic" - reż. Tadeusz Bradecki - Teatr im.J. Osterwy w LublinieJuż tylko dni dzielą nas od pierwszej w tym roku premiery w Teatrze Osterwy. W najbliższą sobotę lubelska publiczność po raz pierwszy zobaczy komedię Szekspira "Wiele hałasu o nic" w reżyserii Tadeusza Bradeckiego
Ów zwrot "po raz pierwszy" należy rozumieć jak najbardziej dosłownie. Trochę trudno uwierzyć, ale ta znakomita sztuka nigdy jeszcze nie gościła na lubelskiej scenie. I to nie tylko jako realizacja własna. Nie grały jej w Lublinie również przyjeżdżające do naszego miasta trupy teatralne w wieku XIX i przed II wojną światową, nie było jej również w latach powojennych. Co akurat nie dziwi o tyle, że "Wiele hałasu o nic" należy do najrzadziej grywanych - i to nie tylko w Polsce - Szekspirowskich komedii. Będzie to zatem lubelska prapremiera w najpełniejszym tego słowa rozumieniu. To zapewne jeden z powodów wyboru tej właśnie sztuki. Ale nie bez wpływu było też powodzenie, jakim wśród lubelskiej publiczności stale cieszy się poprzednia Szekspirowska realizacja Bradeckiego - "Wszystko dobre, co się dobrze kończy".
Trudno jednoznacznie stwierdzić, co twórców odstrasza w tej sztuce: zaskakująca "łatwizna" intrygi czy przewrotna konstrukcja. Cała rzecz rozpoczyna się pogodnie, a kończy niemal baśniowo, ale w owych ramach jest piekło zazdrości niemal równe temu z "Otella" i niewiele brakuje, by ta komedia zakończyła się tragicznie, jak "Romeo i Julia". Tadeusz Bradecki nie ukrywał, że zmierzenie się z "Wiele hałasu o nic" było niemałym wyzwaniem i przygodą. To samo zresztą mogą powiedzieć także aktorzy. Zwłaszcza Agata Moszumańska i Szymon Sędrowski, którzy wcielą się w role Beatrycze i Benedyka, czyli jednej z najciekawszych par spośród wszystkich pojawiających się w sztukach geniusza ze Stratfordu. A jako że u Szekspira nie ma ról nieważnych i nieciekawych, również pozostali wykonawcy będą mieli co zagrać.
Reżyser przeniósł akcję sztuki w lata połowy XX wieku i do ówczesnej stylistyki nawiązują scenografia Jagny Janickiej i kostiumy Sławomira Smolorza. Również w ilustracji muzycznej - dziele Andrzeja Marko - obok tradycyjnych taranteli zabrzmią popularne włoskie przeboje z tamtych lat.