Teatr nasz widzę kontrolowany
o planowanej kontroli w Teatrze im. Solskiego w TarnowieJeżeli ktoś zna uwarunkowania i meandry miejskiej polityki personalnej, sygnały i sygnaliki wysyłane przez lokalnych władców, a zbierze się wszystko razem, to wniosek może wysnuć jeden - panie dyrektorze Balawejder, niech pan zacznie rozglądać się za nowym zajęciem, bo chyba ktoś na pana zagiął parol i szuka przysłowiowej dziury w całym.
Tarnowscy urzędnicy miejscy zadeklarowali niedawno publicznie, iż planują skontrolować Tarnowski Teatr. Oczywiście nie wszyscy tak zadeklarowali, ale zadeklarowała pani wiceprezydent Krystyna Latała, która wzięła na siebie słodki ciężar zajmowania się tarnowską kulturą, jako schedę po zwolnionej byłej wiceprezydent, pani Dorocie Skrzyniarz.
Zostając na chwilę przy tej ostatniej, to podkreślić trzeba, iż nie cieszyła się on specjalną estymą co bardziej niezależnie myślących przedstawicieli tarnowskiego środowiska kulturalnego i jej przymusowym odejściu można było usłyszeć zbiorowy oddech ulgi. Sympatyczna skądinąd dama miała nie tylko poważny kłopot ze stosunkami międzyludzkimi, ale też nieprawdopodobne wręcz pomysły na ręczne sterowanie miejskimi instytucjami kulturalnymi. Działa tak, jakby nie brała pod uwagę faktu, że zarządzają nimi ludzie, którzy mają niezłe pojęcie o tej materii, czasami twórcy ze znacznym dorobkiem, a materia jest wielce delikatna. Pamiętam, jak nie chciałem wierzyć własnym oczom, gdy przed kilkoma laty ówczesny dyrektor teatru Wojciech Markiewicz pokazał i kilka maili od ówczesnej pani wiceprezydent (notabene ponoć otrzymali takie codziennie wszyscy dyrektorzy instytucji kulturalnych), w których domagała się sprawozdawczości nie przymierzając jak z fabryki guzików. Wytyczne nadawały się in extenso na tekst kabaretowy, jak słynne orzeczenie kolegium ds. wykroczeń twórczo wykorzystane dawno temu przez "Piwnicę pod Baranami".
Dajmy jednak już spokój byłej pani wiceprezydent i zajmijmy się obecną, która zaczęła swój nadzór nad sprawami miejskiej kultury dość moim zdaniem niefortunnie, bo od wspomnianej zapowiedzi kontroli tarnowskiej sceny. Co w teatrze budzi niepokój pani wiceprezydent? Co miałoby być kontrolowane? Tak na dobrą sprawę do końca nie wiadomo, bo "nowa miotła" od tarnowskiej kultury wypowiada się na ten temat dość enigmatycznie. Z miejskiego wydziału kultury doszły słuchy że kontrolowane mają być sprawozdania finansowe oraz wydatki związane z przedstawieniami, ponoć pełniący obecnie obowiązki prezydenta wiceprezydent Słomka-Narożański chce prześwietlenie teatralnych przetargów i umów zawieranych przez dyrekcję. Zaś pani wiceprezydent Latała rzuciła hasło na temat docierających do niej "niepokojących informacji na temat stylu zarządzania teatrem."
Jeżeli ktoś zna uwarunkowania i meandry miejskiej polityki personalnej, sygnały i sygnaliki wysyłane przez lokalnych władców, a zbierze się wszystko razem, to wniosek może wysnuć jeden - panie dyrektorze Balawejder, niech pan zacznie rozglądać się za nowym zajęciem, bo chyba ktoś na pana zagiął parol i szuka przysłowiowej dziury w całym.
Na pewno chodzi o szukanie owej dziury? Na pewno, bo "całe", czyli teatr i jego kondycja, jest naprawdę niezłe, tarnowianie do teatru chodzą, chwalą przedstawienia, komplementują, dzieje się sporo i ciekawie. Nie tak dawno wpadły mi w ręce fragmenty statystyk, z których wynika, że teatr w Tarnowie bardzo dawno nie miał się tak dobrze jeżeli wziąć pod uwagę np. liczbę widzów i wpływy ze spektakli. Jeżeli więc jest tak dobrze, to o co chodzi? No właśnie
W tle całej sprawy pojawia się jeszcze odejście Eweliny Pietrowiak, byłej dyrektor artystycznej tarnowskiej sceny, co niektórzy chcą przypisać wspomnianemu "stylowi zarządzania teatrem" i braku porozumienie na linii Balawejder - Pietrowiak z winy tego pierwszego. Nie do końca to prawda, bo tak się składa, iż znam kulisy sporu między państwem dyrektorstwem i był to - w mojej prywatnej opinii - w dużej mierze spór ambicjonalny, z przepisami i papierkologią jako kanwą wspólnych rozważań na temat ról w teatrze państwa dyrektorstwa.
Jakby na marginesie całej sprawy dowiedziałem się niedawno, iż podczas posiedzenia komisji kultury tarnowskiej rady miejskiej, pani wiceprezydent Latała poinformowała owo szacowne grono, iż planuje przeprowadzenie badań, które mają dać odpowiedź na pytanie, jakiego teatru chcieliby tarnowianie, co powinno znaleźć się w repertuarze itp. itd. Przyznam, iż nie rozumiem do końca idei tego zamiaru, bowiem wspomniane wyżej statystyki, do których miejscy urzędnicy z pewnością mają dostęp, udzielają wszystkich odpowiedzi. No chyba, że założenie jest inne i owe badania mają coś wykazać.