Towar niezgodny z opisem

"Bez seksu proszę" – reż. Janusz Szydłowski – Krakowski Teatr Variété

„Bez seksu proszę" to dość nieoczywista propozycja teatru muzycznego Variété. Do tej pory na krakowskiej scenie gościły przede wszystkim musicale – „Chicago", „Opera za trzy grosze" czy „Pretty woman". Utwór Alistaira Foota i Anthony'ego Marriott'a pod tym kokieteryjnym tytułem jest klasyczną farsą. Skąd pomysł, aby zagościł na deskach Variété?

Przeniesieniem legendarnego brytyjskiego utworu, który w latach 70. i 80. XX wieku został zagrany w Londynie niemal siedem tysięcy razy(!), zajął się dyrektor krakowskiego teatru – Janusz Szydłowski. Podczas konferencji prasowej podkreślał, że farsa nie jest prostym utworem, ale za to bardzo często niedocenianym, a nad jej dynamiczną formą można pracować jak nad utworem muzycznym. I stąd ten pomysł.

To prawda, farsa jest sztuką często niedocenianą. Można w niej wyśmiewać żarty balansujące na granicy dobrej zabawy i kiczu oraz wartką, a przede wszystkim nieprawdopodobną akcję, zwykle wzbudzającą logiczne zastrzeżenia. Wielką sztuką jest więc jej realizacja na najwyższym poziomie, wystrzegająca się żenujących, nieprzekraczających granicy dobrego smaku dowcipów i nad wyraz prostych gagów.

Szydłowskiemu się to udało – stworzyć doskonałą rozrywkę i to w pełni zgodną z definicją gatunku. Zresztą cytując słowa reżysera: „Farsa musi mieć tempo i rytm na tyle szybkie, aby widz nie miał czasu zastanowić się nad logiką i prawdopodobieństwem zdarzeń". Myślę, że podczas drugiej premiery nikt nad wspomnianą logiką zbytnio się nie zastanawiał.

Po raz kolejny w Teatrze Variété nad spektaklem pracowały dwie obsady. Podczas drugiej premiery, którą miałam okazję oglądać, główne role Petera i Frances Hunterów zagrali Adrian Budakow i Aleksandra Konior-Gapys. To właśnie do nich trafiła paczka ze... zdjęciami pornograficznymi zamiast oczekiwanego skandynawskiego szkła, którą pokwitował niezdarny pedant Brian Runnicles (Dominik Mironiuk). Trójka bohaterów, chcąc uniknąć obyczajowego skandalu, który mógłby zaszkodzić młodemu i ambitnemu bankierowi (mieszkającego tuż nad swoim miejscem pracy), próbuje pozbyć się niechcianego podarunku. Dodatkowo niezapowiedzianą wizytę świeżym nowożeńcom złożyła matka-teściowa Eleonor Hunter (Katarzyna Galica), która wdaje się w romans z pruderyjnym (czy aby na pewno?) finansistą Leslie'm Bromheadem (Piotr Urbaniak). Jak można się domyślać, na nieprzyzwoitych zdjęciach się nie skończyło i do akcji musiał wkroczyć śledczy – Inspektor Paul (Zbigniew Kosowski), a jeszcze większe zamieszanie w domu młodej pary wywołała wizyta kontrolera bankowego Pana Needhama (Karol Wolski).

Aby za wiele nie zdradzić z wartkiej i swawolnej fabuły, jedynie jeszcze wspomnę o dwóch (dość pikantnych) rolach kobiecych – Katarzyny Chorzępy i Anity Szydłowskiej, wcielających się w postaci Susan i Barbary. Ich nieco nieprzyzwoite kreacje zostały potraktowane bardziej dowcipnie niż bezwstydnie, ale ze względu na to, że spektakl jest grany w weekendowe popołudnia, a nie po godzinie 22, był to zdecydowanie najlepszy wybór.

Szczególnie duże emocje wśród widzów drugiej premiery wzbudziła dwójka bohaterów – safanduła Brian oraz Eleonor Hunter, którym nie szczędzono oklasków. Obie te postaci zostały nakreślone dość grubą kreską, ale mimo wszystko bez zbytniego przerysowania i niepoważnego komizmu. Na dużą uwagę zasługują również bogate, a wręcz nieumiarkowane, stroje Eleonor, za które odpowiada Anna Sekuła, zajmująca się również scenografią tego przedstawienia.

Sztuka została osadzona w jednej, niezmiennej przestrzeni. Geometrycznie potraktowane, barwne mieszkanie świeżo upieczonych nowożeńców zostało wyposażone w dużą ilość „pokoi", albo raczej drzwi, które pozwoliły na typową dla komedii omyłek zabawę w kotka i myszkę.

Zwieńczeniem spektaklu było wykonanie piosenki „(I Can't Get No) Satisfaction" zespołu The Rolling Stones przez całą, uzdolnioną wokalnie i tanecznie, obsadę „Bez seksu proszę".

Można jeszcze na koniec postawić pytanie o aktualność sztuki z 1971 roku. Czy ma sens wierne odtwarzanie treści i sięganie w 2021 roku po prawie całkowicie już zapomniane kasety VHS, czy czeki wysyłane pocztą? Reżyser zdecydował się na rzetelne przeniesienie na scenę tego 50-letniego utworu.

No tak, w końcu jego zasadniczy temat nigdy nie powinien stać się nieaktualny.

Paulina Zięciak
Dziennik Teatralny Kraków
15 czerwca 2021

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...