Tragikomedia teatralna

"Garderobiany" - reż. Dan Jemmett - Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie

Długo wyczekiwany gnieźnieński „Garderobiany" to inscenizacja klasyczna, by nie rzec kanoniczna. Może dlatego, że bardzo brytyjska. Zacznijmy od scenografii, zaprojektowanej przez Dicka Birda, z rodzaju takich, które są czystą fizyczną konstrukcją, wycyzelowaną w każdym detalu, jakże rzadko dziś spotykanych. Jest oldskulowa, naturalistyczna – te przykurzone, szarawe wręcz cegły, formujące garderobę podrzędnej, objazdowej trupy.

Trochę tam ruderowato, mizernie, eschatologicznie wręcz, biorąc pod uwagę stan ducha jej głównego lokatora, grającego po raz 227. w karierze Lira, przy okazji próbującego, raczej bezskutecznie, podsumować swoje życie. Można się poczuć jak w krypcie. Znakomite są kostiumy Łukasza Błażejewskiego, perfekcyjnie koegzystujące estetycznie z dekoracjami. Można prawie poczuć naftalinę i tę znoszoną nieświeżość nieodnawianej w wojenny czas odzieży. I jeszcze jedno, ta inscenizacja jest szlachetna w swojej prostocie, pozbawiona projekcji wideo i mikroportów.

Najistotniejszą wartością tego spektaklu jest jednak solidna reżyseria i wynikające z niej kunsztowne aktorstwo. Starannie wypracowane, uczciwie dopełnione w próbach, kompletne po prostu. Dan Jemmett wykonał gigantyczną pracę, a jej efekt daje widzowi cieszyć się w równej mierze kreacjami pierwszego i drugiego planu. Dopracowanymi, zwartymi psychologicznie postaciami. Wieczór należy do Piotra Cyrwusa, który wraca na teatralne deski w wielkim stylu i w życiowej scenicznej formie. Jego Norman jest postacią prawdziwie eklektyczną, człowiekiem rozlicznych talentów, najistotniejszym filarem zespołu, jedynym na tyle zdeterminowanym, aby wbrew wszystkiemu dopiąć kolejny wieczór, mając przeciwko sobie słabości i niechęć całej trupy, z jej szefem na czele. To tyleż bezlitosny co miłosierny motywator szybko gasnącej woli twórczej i życiowej swego mistrza, bezgranicznie, niewolniczo wręcz mu oddany. Aby osiągnąć cel schlebia i grozi, tumani i przestrasza, nieustannie walcząc o przetrwanie, swoje i innych. Jeśli trzeba odwala brudną robotę, jak w scenie z Oxenbym, buduje mur wokół Sira, zazdrośnie odgradzając go od natręctw świata – teatralnego i tego sensu stricte. Taki empatyczny egoista rzec można, a przy tym faktyczny reżyser, sufler, inspicjent zespołu w jednym, ponadto mentor i tutor, wręcz alfa i omega schyłkowego mistrza. Ten wieczór w zatęchłej garderobie to jego opus magnum. Dziś zarabiałby krocie jako trener motywacyjny, nieznający pojęcia „niemożliwe", zdolny góry przenosić, prący do celu bez względu na cenę. Norman Cyrwusa ma w sobie rys szaleństwa, niepozbawiony jednak solidnej domieszki pragmatyzmu, to mistrzowskie studium pracoholizmu praktykowanego w strachu przed niebytem. Garderobiany, fizycznie wymięty i marny, jest wielki duchem pisząc sobie i swemu mistrzowi swoisty benefis w ostatniej godzinie koegzystencji. Ta postać ma rys tyleż farsowy co tragiczny, a Piotr Cyrwus konsekwentnie dba o tę jakże kruchą i trudną do utrzymania równowagę. Aktor jest prawdziwie wielki w ostatniej scenie, wyzwalając wulkaniczne emocje, w klinczu klasycznej Hassliebe, żal mieszając ze złością, zdradzony, sfrustrowany, bezskutecznie oczekujący, niczym Sganarel w molierowskim Don Juanie, swojej zapłaty, finalnie przełamując komediową w gruncie rzeczy narrację.

Sir Rolanda Nowaka to kreacja równie wybitna. Jego bohater uprawia aktorstwo totalne, choć może lepiej byłoby określić je tanatalnym, miota się między słabością a siłą, letargiem a nadekspresją, inscenizowany tyleż dyskretnie, co skutecznie przez Normana, stale w pętli udręki i ekstazy, tej potępieńczej dychotomii procesu twórczego. Nowak jest znakomity, w takiej samej mierze patetyczny, co żałosny, gdy tuż po scenie z burzą wpada w szał, bluzgając pretensjami, jakże samotny, kiedy w trakcie zmiany dekoracji, otoczony tylko technikami, buduje piramidalny resentyment do całego świata. Aktor z rzadkim wyczuciem kreuje postać starzejącego się, słabnącego tyrana, rozpaczliwie żebrzącego o okruchy pamięci (jak w scenie z Madge), nie potrafiącego nawet spisać swoich domniemanych zasług, ocalić życia przed zapomnieniem. Summa vitae okazuje się być zlepkiem pustych kart z bombastyczną dedykacją. Trudno o bardziej dobitną metaforę ulotności tej profesji. Piotr Cyrwus i Roland Nowak tworzą duet aktorsko doskonały, przejmująco grając dwóch życiowych rozbitków, ekwiwalentnych w artystycznej eschatologii.

W drugim planie błyszczą Joanna Żurawska, jako energiczna, kostyczna Madge oraz Maja Barełkowska jako Lady, bezlitośnie podsumowująca w gniewnej tyradzie blaski i cienie, ze zdecydowaną przewagą tych ostatnich, aktorskiej drogi swojego scenicznego i życiowego partnera. To precyzyjne w emocjonalności oskarżenie, spis magnetyzujących urojeń, aspiracji i ambicji, uwięzionych w podrzędnym, prowincjonalnym objeździe, u boku, jak to bez taryfy ulgowej określa „trzeciorzędnego aktora", frenetyczna litania zarzutów. Podana bez znieczulenia, bo na nie już za późno. Prawdziwy popis.

Dan Jemmett stworzył przedstawienie wyjątkowe. Mądre, szczere, otwarte, w idealnych proporcjach wyważone między śmiechem a zadumą, fatalizmem a farsą. Dużo w nim ducha Szekspira, Stratfordczyk pisał przecież tragedie i komedie, więc to swoista kwintesencja, kondensat jego twórczości, poświęcony tym, bez których świat by o nim nie usłyszał. Powstał sceniczny esej o istocie teatru, sensie aktorstwa, fachu tak odpychającym i pociągającym jednocześnie, a także wiwisekcja mirażu, jako siły sprawczej egzystencji. Podziwiamy portret wędrownego zespołu we wnętrzu, prawdziwy tygiel marzeń i ambicji, rozkwitających, przekwitających, a także tych przekwitłych. Otrzymujemy traktat o najtrudniejszym zawodzie świata, który jak rzadko który uświadamia, iż życie, jak znakomicie puentują rzecz Anglicy to byt ambiwalentny – „blessing and crucifiction".

Tragikomedia bez wątpienia. W tym przypadku – teatralna...

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
12 grudnia 2023
Portrety
Dan Jemmett

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia