W oparach odciętych dłoni
"Jednoręki ze Spokane" - reż. Katarzyna Deszcz - Teatr Powszechny w RadomiuFruwające po scenie dłonie, absurd i patologia, to główne cechy sztuki "Jednoręki ze Spokane" Martina McDonagha zaprezentowanej w sobotę w Teatrze Powszechnym. No i słowa na k, p, j i ch płynące potokiem. Czy nie za dużo jak na bogobojny Radom?
Ale przecież obskurny hotelowy pokój, w którym rozgrywa się akcja sztuki, to patologia. Złachmaniony Carmichael potrząsający kikutem bez dłoni, niezupełnie normalny i jeszcze kochający małpę, recepcjonista Mervyn, a także para handlarzy narkotyków to przecież nie są bohaterowie z naszego świata.
Tak misternie i tak klarownie poplątać ich losy może tylko autor tak utalentowany, jak McDonagh.
W tym jednym, brzydkim hotelowym pokoju (scenografia Andrzej Sadowski), dzieją się rzeczy zapierające dech w piersiach. Reżyser, Katarzyna Deszcz, zrobiła spektakl emocjonujący, zwarty i pełen napięcia. Zastrzeli, nie zastrzeli? Podpali - nie podpali…? Wybuchnie benzyna czy nie?...Przekleństwa padają ze sceny jak groch.
Czwórka klnących, nieszczęśliwych, popapranych życiowo bohaterów grana jest koncertowo.
Carmichael Janusza Łagodzińskiego to genialne studium chorego psychicznie człowieka, którego życie sprowadza się do szukania dłoni, odciętej prawdopodobnie przez siebie samego. Końcowa scena telefonicznej rozmowy Carmichaela z matką to tylko jeden z przykładów wspaniałej gry Łagodzińskiego.
Drugi popis daje Marek Braun jako recepcjonista Mervyn. Ma równie wspaniałe momenty: kiedy ćwiczy jako kulturysta, kiedy nieruchomieje w rozmowach, kiedy działa w zwolnionym tempie zamiast zgasić płonącą świeczkę. Jego opowieść o miłości do małpy (gibonki), która zmarła, porusza. Ta rola to majstersztyk młodego aktora.
Coraz nam bliżsi w miarę rozwoju akcji stają się dilerzy. Wojciech Wachuda – Toby i Karolina Michalik – Marilyn działający najpierw na zasadzie "wszystko dla forsy” przeżywają wstrząs zetknąwszy się z dewiantami. Czy po cudownym ocaleniu od śmierci staną się lepsi? Wciąż płaczący Toby rokuje nadzieje.
Profesjonalnie więc przedstawienie jest wspaniałe. A jednak przy wyjściu dyskutuje się tylko o wulgaryzmach. Trudno tu mieć pretensje do autora – Martin McDonagh to przecież najwyższa, światowa półka. Lub do reżysera - Katarzyna Deszcz to też osoba z dobrej półki.
Lecz fakt, że wulgaryzmów jest w nadmiarze. Oglądane już w Radomiu sztuki McDonagha: ”Królowa piękności z Leenane” i "Porucznik z Inishmore” nie wzbudzały aż takiego sprzeciwu.
Premiera "Jednorękiego ze Spokane” odbyła się w roku 2010 na Broadwayu. A więc to sztuka całkiem świeża. Czyżby McDonagh piszący swe sztuki o ludziach pogubionych i pokaleczonych postrzegał świat w coraz czarniejszym kolorze?