W teatrze przede wszystkim rozmawiamy

Rozmowa z Szantal Strzelińską

Porównajmy teatr do zakonu – w takim układzie widzowie to ludzie świeccy, a ja jako twórca z wnętrza zakonu muszę do nich mówić odpowiednim językiem. Panuje dzisiaj dość powszechne przekonanie, że współczesny teatr jest tylko dla wybranych, że jest niezrozumiały. Spektakl jest procesem, dyskusją wydarzającą się podczas prób, zwieńczoną efektem prezentowanym podczas pokazu.

Z Szantal Strzelińską, reżyserką spektaklu „Imię róży" rozmawia Magdalena Maria Małowska z Dziennika Teatralnego.

Magdalena Maria Małowska: Co takiego jest w tekście „Imię róży", że nadaje się on do adaptacji i stworzenia spektaklu dla widza, który w teatrze nie pojawia się zbyt często? Czy poczyniłaś w nim jakieś istotne zmiany?

Szantal Strzelińska: Przede wszystkim, tak jak w powieści, zachowana została oś kryminału. Nie jest to moim głównym celem, żeby przedstawić sam kryminał, stanowi on raczej odpowiednie tło, na które można wygodnie nałożyć kolejne warstwy. Jeżeli chodzi o dramaturgię, to staram się ją zachować taką, jaka jest w powieści, z drobnymi modyfikacjami, mającymi skomplikować skondensować niektóre wątki, które Eco prowadzi przez siedemset stron.

M.M.M.: Czy mogłabyś powiedzieć, jakie są klucze do odczytania tego tekstu, jak i przygotowywanego przez Ciebie widowiska?

Sz.S.: Myślę, że w tej kwestii ja i Eco jesteśmy od siebie dosyć odlegli. Uważam kryminał za znaczący element, jednakże dla mnie istotniejsze są inne konteksty. Chcę, żebyśmy szukali odpowiedzi na pytania, które nasuwają się, gdy przypatrujemy się poszczególnym postaciom, odnajdujemy kolejne analogie i odniesienia. W najbardziej podstawowym znaczeniu kluczem nazwałabym tutaj uczuciowość Adso. Nie jest to ten sam rodzaj uczuciowości, co pojawiający się w powieści, co nie ujmuje jej wagi – wybija się ona z kryminalnej narracji i dodaje czegoś więcej do przedstawionego świata.

M.M.M.: Wspomniałaś, że Twoje postaci to pytania. Jacy są ludzie, o których opowiadasz?

Sz.S.: Widzimy ich w sytuacjach skrajnych – kiedy doznają szoku i przeżywają wzruszenia. Opieram dramaturgię spektaklu na konfrontacjach tych postaci; są one jakby powykręcane, ale sądzę, że z pewnością widz mógłby minąć takie osoby na ulicy. Na scenie z pewnością można rozpoznać zachowania wujka, sąsiada, ojca czy brata. Nie należy zapominać, że chociaż zmieniły się konteksty kulturowe i polityczne, to ludzka psychika trwa na jednakowych zasadach od średniowiecza. Mechanizmy agresji, chciwości, oburzenia wciąż działają tak samo. Mam taką myśl, że nie potrafimy przyznawać się do naszych najgłębszych ludzkich pragnień, ponieważ stoją one w opozycji do zasad cywilizacji, w której funkcjonujemy. Niemniej jednak, chociaż ukryte, pragnienia te kierować będą naszym zachowaniem.

M.M.M.: Swojego rodzaju analogią do skomplikowanej psychologicznej konstrukcji Twoich bohaterów jest klasztorna biblioteka, mroczny, pilnie strzeżony, niezgłębiony labirynt...

Sz.S.: Ta biblioteka żyje. Będzie odczuwalna dla aktora i widza w ten sam sposób – przez zmysły. W bibliotece pojawiamy się zaledwie parę razy. Jest to miejsce władzy, jako że wiedza równa się władzy, przez co jest też najpieczołowiciej chroniona.

M.M.M.: Czy przedstawienie ma tradycyjną konstrukcję, czy skłania się bardziej ku eksperymentalnej formie?

Sz.S.: Opowiadamy klasycznie, Arystoteles jest dla mnie autorytetem podczas tworzenia tego spektaklu. Od dłuższego czasu w każdej dziedzinie życia poszukuję eksperymentu w dawno porzuconej przez świat klasyce.

M.M.M.: To nieco przewrotne w dzisiejszych czasach, kiedy króluje anachroniczność i afabularność. Jednak mimo klasycznej struktury opowiadania przedstawienie w zapowiedziach określane jest jako „eksperyment". Gdzie jest więc haczyk?

Sz.S.: Eksperymentalne jest moje podejście do aktorów. Nie wymagam od nich odegrania czegoś, stworzenia sztuczności, lecz chcę, żeby pokazali to, co naturalnie w sobie mają. Gdy wybierałam odtwórców ról, rozglądałam się za osobami pasującymi do mojego teatralnego języka, których osobowość i zachowania organicznie zazębią się z bohaterem. Wybór obsady okazał się trafny. Prowadzę aktorów w sposób profesjonalny, używam rozgrzewek i zadań, z którymi zetknęłam się podczas trzech lat studiów w Szkole Filmowej, ale szukam w nich tego, co już w sobie noszą.
Innowacyjna jest też dramaturgia zapachami. W moim teatrze lekko-eksperymentalnym zależy mi na tym, żeby widz i aktor jak najbardziej się do siebie zbliżyli. Nie mam tu na myśli bezpośredniego, fizycznego zbliżenia – chcę raczej umieścić obserwatora widowiska w tych samych okolicznościach, jakie otaczają postaci na scenie. Dla przykładu, jeśli bohater nic nie widzi w ciemnościach, chcę, żeby widz także nie widział; jeśli bohater mówi o woni wypiekanego chleba, to w tym czasie chcę, aby dotarł do nosa widza.

M.M.M.: Chciałabym pochylić się jeszcze chwilkę nad kwestią klasyki. Czy sądzisz, że w teatrze i sztukach performatywnych powinno być jej więcej?

Sz.S.: Porównajmy teatr do zakonu – w takim układzie widzowie to ludzie świeccy, a ja jako twórca z wnętrza zakonu muszę do nich mówić odpowiednim językiem. Panuje dzisiaj dość powszechne przekonanie, że współczesny teatr jest tylko dla wybranych, że jest niezrozumiały. Spektakl jest procesem, dyskusją wydarzającą się podczas prób, zwieńczoną efektem prezentowanym podczas pokazu. Współczesna kultura Internetu wraz ze swoimi niezmiernie skróconymi komunikatami sprawia, że ludzie mogą nie być zainteresowani długotrwałym poszukiwaniem odpowiedzi i szukaniem wskazówek do odnalezienia się w tej artystycznej debacie dla elity. Żeby zachęcić widza sądzę, iż trzeba czasem przychylić się do jego potrzeb i pomóc wejść w przedstawiane konteksty tak, aby mógł zacząć powoli budować swój teatralny język, konieczny do rozmowy. A to przecież najważniejsze, bo w teatrze się przede wszystkim rozmawia.

M.M.M.: Podczas Twojej wypowiedzi przypomniały mi się słowa jednego z najwyższych autorytetów w moim teatralnym wychowaniu, jako że „teatr jest jednym z ostatnich miejsc, gdzie celebrujemy rozmowę człowieka z drugim człowiekiem". Zdaje mi się to korespondować z misją Twojego artystycznego działania.

Sz.S.: Zgadzam się. Oczywiście niektórzy twórcy mogą tworzyć swój teatr tak, aby był on dla ludzi tylko ponadprzeciętnie inteligentnych, jednak dla mnie adresatami są wszyscy. To też jest potrzebne, żeby ludzie przestali się bać teatru. Nie chcę robić czegoś pop, chcę po prostu, żeby widz zadawał sobie pytania i myślał na takim poziomie, który jest dla niego indywidualnie rozwijający. To ma być taka dobra rozmowa, jak przy stole twarzą w twarz, to znaczy teatr dla wszystkich i chyba to dla mnie też jest klasyczne.

M.M.M.: Czy na koniec mogłabyś opowiedzieć o innych współtwórcach spektaklu?

Sz.S.: Do współpracy zaprosiłam kilku artystów. Z kompozytorem, Christianem Woochuckiem współpracowałam już wcześniej. Muzyka będzie nieco filmowa, powiązana zauważalnie z gatunkiem kryminalnym, ale będzie w niej też dużo mnie. Christian wykonał też grafikę do jednego z trzech plakatów spektaklu. Pozostałe dwa przygotowane są przez Darię Górniewską – widać na nich fotografie Darii ze mną jako Adso. Scenografem „Imienia róży" jest Jakub Cyryl Grabarczyk. Ma swoją wizję, jest autorem scenografii, ja opisałam mu tylko przestrzenie, których potrzebuję.
Zapraszam wszystkich widzów. Będzie mrocznie i wciągająco. I będzie co oglądać, i co odczuwać.
__
Szantal Strzelińska (ur. 2001 r. w Koninie). Aktorka i reżyserka. Od 2020 roku studentka Wydziału Aktorskiego PWSFTViT w Łodzi. Wyreżyserowała kilka spektakli i widowisk muzycznych, między innymi Pieśni wolności (2019), Tribute to Cohen (2019), Monodram (2020), Kwiaty polskie, czyli powiew łódzkiej przedwojennej awangardy w Koninie (2021) i Lamia (2022). Zagrała także w wielu etiudach studentów Szkoły Filmowej w Łodzi, takich jak Gaelle (reż. i op. Charlotte Lourenco), Mojry (reż. i op. Maciej Ułamek), Bis (reż. Liang Yi-Wu), Hair Story (reż. Klaudia Fortuniak), Kołysanka (reż. Karolina Biesiadzka pod opieką dr. Jerzego Matuli) i Antonioni reż. Agnieszka Kalińska pod opieką prof. dr. hab.Filipa Bajona i prof. dr. hab. Bogdana Dziworskiego.
__

Premiera spektaklu „Imię róży" odbędzie się 19.08 o godzinie 19.00 w hali eventowej Ogrodów Geyera w Łodzi. Po przedstawieniu zaplanowany jest bankiet i rozmowa z reżyserką. Kolejne pokazy odbędą się kolejno 20.08 o 19.00 w Łodzi oraz 25.08 o 18.00 w CKIS-DK OSKARD w Koninie. Wstęp wolny.

Magdalena Małowska
Dziennik Teatralny Łódź
12 sierpnia 2023

Książka tygodnia

Kurewny
Wydawnictwo: Filtry
Camila Sosa Villada

Trailer tygodnia