Warto umieć czytać

Przeczytane... zasłyszane... obejrzane...

Leży przede mną niepozorna książeczka w miękkiej oprawie. Czerwona okładka, w trudnym do określenia odcieniu. Czytam tytuł: Auden „Szekspirowskie miasto. Eseje". A na odwrocie pochodzący z 1979 roku cytat z Francisa Bacona (irlandzkiego malarza). Przytaczam go w całości: „Szekspir po prostu ożywia życie niezależnie od tego, jak bezsensowne mogłoby się wydawać. Nikt inny nigdy tego nie potrafił. Ożywia je zarówno przez swoją głęboką rozpacz i pesymizm, jak i przez humor i absolutnie diaboliczny cynizm".

Zdumiewająco proste słowa, ale jakże głębokie. Ożywianie śmierci – to atrybut boski. Ożywianie życia - to powinność wielkiego artysty. Przez śmiech i łzy uruchamiane jakimś przewrotnym (zmysłowym?) intelektem pomieszanym z okrucieństwem. Bacon w odniesieniu do Szekspira nazywa to diabolicznym cynizmem. Uczestnikami procesu ożywiania życia są w teatrze zarówno ci, co przed sceną, jak i ci, co na scenie. A życie bywa marne, żeby nie powiedzieć podłe.

Mało kto wie, że Wystan Hugh Auden, jeden z największych poetów angielskich XX wieku, zajmował się również Szekspirem. W latach 1959/1960 wygłosił na Uniwersytecie w Oxfordzie trzy wykłady poświęcone jego twórczości: o „Henryku IV", o „Kupcu weneckim" i o „Otellu". Uznane wówczas za arcydzieła, stanowią kręgosłup tej książki, która ukazała się w tym roku dzięki gdańskiemu Wydawnictwu „słowo/obraz terytoria", przy współudziale rektora Akademii Teatralnej w Warszawie.

W wielką dramaturgię szekspirowską wpisana jest zasada lustra: na scenie dotykamy tego, co nas otacza i czego doświadczamy w życiu. Oczywiście nie wprost, a z pewnym przesunięciem czasowym, przestrzennym i estetycznym. Można by rzec, obcujemy z metaforą problemu, który nas dotyczy. Zwierciadło nie jest płaskie, a zdeformowane w taki sposób, że nie tylko nie pokazuje wprost tego świata, w którym żyjemy, ale jeszcze możemy zaobserwować fałsze i nieprzystawalność pewnych elementów kompozycji. Ot, choćby Falstaff przeniesiony z opery buffo do historycznych kronik politycznych, czy Belmont Porcji zderzony z kupiecką Wenecją Antonia i Szylocka. Auden udowadnia, że nic u Szekspira nie jest przypadkowe. Przeciwieństwa pracują na korzyść odbioru sztuki. Jesteśmy w elżbietańskim Londynie, gdzie otaczają nas liczne niegodziwości, jednocześnie teatr - świat (The Globe) pokazuje nam podobne bezeceństwa: bratobójcze walki, zawłaszczanie kasy państwowej, złodziejstwo, korzyści z lichwy, manipulacje, bezinteresowną zawiść, zazdrość prowadzącą do zbrodni, nienawiść rasową, alienację społeczną (dzisiaj powiedziałoby się „wykluczenie ze wspólnoty") ...

Gra czasu jest nieubłagana. Ponad 400 lat temu (mniej więcej w latach 1586 – 1612) Szekspir napisał swoje genialne dramaty, odnosząc niektóre z nich do problemów ówczesnej Anglii. Blisko 60 lat temu Auden w swoich uniwersyteckich wykładach poddał trzy z nich analizie, chcąc przybliżyć je swoim studentom z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wreszcie, my dzisiaj czytamy Audena, aby zrozumieć (być może wystawić!) Szekspira zgodnie z duchem naszych dni. Ale audenowska interpretacja dla wielu jest tradycyjna i trudna do przyjęcia, należy bowiem do poprzedniej epoki. Intentio auctoris (czyli co autor miał na myśli) – to dzisiaj zatęchły trup, który prawie nikogo nie obchodzi. Cytat z Bacona pozostaje jednak aktualny. Nic się nie zmieniło - teatr jest po to, aby doświadczyć czegoś w rodzaju katharsis, odrodzić się, nabrać chęci do życia i do działania. Nasz współczesny teatr stawia sobie takie cele, posługując się przeważnie prowokacją.

Czy prowokacja może być metodą na ożywianie życia? Pod pewnym warunkiem – tak. Wystarczy wyznaczyć granicę, co wydaje mi się proste. Sens pojęcia „prowokacja" mieści się w znaczeniu tego słowa. Sprowokować kogoś do czegoś, czyli zmusić do myślenia, nakłonić do działania, protestu, uznania czyjejś racji. Ale często mamy do czynienia z prowokacją, która obraża, nie liczy się z naszą wrażliwością, upokarza przeważającą część publiczności. Taka prowokacja nie ożywia, ale uśmierca. Jakże często widz wychodzi ze spektaklu tak "zdołowany", że ma ochotę położyć się i umrzeć zamiast naprawiać chorą rzeczywistość. Został sprowokowany, żeby ... nie pójść więcej do teatru.

Prowokacja nie powinna zabijać, ona musi przywracać życie! Starzy mistrzowie potrafili inscenizować dramaty w oparciu o rzetelną lekturę tekstu. Niektórzy przesadzali i jeśli próby analityczne trwały zbyt długo, nazywaliśmy ich żartobliwie „badaczami pisma". Dzisiaj, dla młodych adeptów sztuki reżyserskiej nie jest to łatwe. Gonią za modą, biją na odlew, byle efektownie. A tu potrzeba wiedzy, wyczucia i dyscypliny myślowej. Im przede wszystkim polecam lekturę Audena. Pokazuje na czym polega, niemodne dziś, wnikliwe czytanie sztuki. Prawdopodobnie dywagacje na temat ustroju społeczno - gospodarczego feudalnej Anglii (wykład zatytułowany „Książęcy pies") lub kupieckiej Wenecji („Bracia i obcy") oraz sytuacji i pozycji zawodowej armii obrońców weneckich dróg handlowych („Dżoker w talii kart") wydadzą się niepotrzebnym balastem informacyjnym, ale jednak nie wszystko w tej książce jest anachroniczne, również dla najmłodszych czytelników. Genialna analiza psychologiczna postaci Jagona w kontekście Rodriga, Cassia i Otella nie zestarzała się ani na jotę. Takie czytanie dramatu nadal jest modne, głównie za sprawą post - freudysty Jacquesa Lacana i jego kontynuatorów. A refleksje na temat „obcego"? Tutaj Auden był prawdziwym prekursorem ponowoczesności.

Reasumując, warto umieć wnikliwie czytać, żeby umieć wnikliwie opowiedzieć „swoją" sceniczną historię. Niech w tej historii poczesne miejsce zajmie człowiek ze swoimi ułomnościami, a nie groźny splot okoliczności (politycznych, społecznych i gospodarczych), który spycha go w otchłań. Bo - jak pisze Auden - „ ... niezależnie od tego, co widz ogląda na scenie, ostatecznym efektem sztuki jest odkrycie czegoś o samym sobie".

Krzysztof Orzechowski
dla Dziennika Teatralnego
29 października 2016
Wątki
KO

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia