Wieczny tułacz
„Miasto bez Żydów" - aut. Hugo Bettauer - reż. Karolina Kirsz - Teatr Żydowski w Warszawie„Miasto bez Żydów" to spektakl na motywach powieści Hugo Bettauera, która ukazała się w Austrii w 1922 roku. Antyfaszystowska historia w prześmiewczy sposób opowiada dzieje miasta (w książce Wiednia), które wypędza wszystkich Żydów. W efekcie kryzys gospodarczy się pogłębia, życie kulturowe podupada i zaczynają wzrastać niepokoje społeczne.
W 1924 roku powieść doczekała się ekranizacji w reżyserii Hansa Karla Breslauera, a rok później autor powieści został zastrzelony przez członka NSDAP pragnącego ocalić kulturę przed „degeneracją". Film został oprotestowany, zakazany przez nazistów, a taśma zaginęła. W 2015 roku przypadkowo znaleziono ją na pchlim targu.
W reżyserii Karoliny Kirsz, „Miasto bez Żydów" łączy samą adaptację powieści z wątkami biograficznymi. Śledzimy m.in. historię ekipy filmowej realizującej ekranizację tej książki. Mierzą się oni już nie tylko z fikcyjnym antysemityzmem w fabule, ale również gwałtowną reakcją społeczną na wyrażanie prosemickich poglądów.
Kontekst dodany przez dalsze losy autora powieści i samego jego dzieła wprowadziłby ciężki i patetyczny klimat, gdyby nie groteskowa konwencja całości i wprowadzenie popkulturowych lub po prostu współczesnych nawiązań. Postać Żyda wiecznego tułacza (Henryk Rajfer), który na scenie był najkrócej (a tak właściwie na samej scenie nie był wcale), jest idealnym przykładem na to, że absurdalny charakter spektaklu zadziałał głównie dzięki znakomitej grze aktorskiej. Mimo że żarty o coachu czy poprzednim rządzie w teorii byłyby zbyt współczesnym nawiązaniem, w kontekście reszty adaptacji i przy ekspresji obsady tworzyły spójną całość. Tak samo kluczowa była chemia pomiędzy Adrianną Kieś (Aktorka Anny Miletty, Lotta, Magritt) i Piotrem Chomikiem (Aktor Johannes Riemann, Leon, alfons Peppi), która przejawiała się nie tylko jako przekonujący występ w rolach kochanków, ale przede wszystkim wzajemne podbudowywaniem się w przyjętej konwencji absurdu. Rafał Rutowicz (Aktor Hans Moser, Kanclerz, Smetana) szczególnie wyróżnił się rolą Kanclerza, który pomimo największej powagi wzbudzał wśród widowni najwięcej śmiechu. Widać było, że cała obsada dobrze się bawiła ukazując się w zróżnicowanych rolach, co, mimo że początkowo wprowadziło nieco konsternacji, ostatecznie dało im szerokie pole do popisu.
Kostiumografia (Ewa Łaniecka) tworzyła spójną całość i dobrze sprawdzała się przy ciągłych zmianach postaci. Siedząc w pierwszym rzędzie miałam okazję z bliska oglądać dopracowane detale chociażby w mundurze Kanclerza. Niewielkie wątpliwości budzi u mnie jedynie potrzeba ubierania aktorek w gorsety. Sceny, w których było to uzasadnione fabularnie, trwały dosyć krótko, a skąpe kostiumy aktorek kontrastowały z pełnym ubiorem aktorów przez cały spektakl, co odebrałam jako małe faux pas.
Spektakl, poprzez dołączenie do satyrycznej powieści kontekstu historycznego, nabiera o wiele cięższego klimatu niż sama powieść. Na szczęście dobrze wyważona gra aktorska sprawia, że całość nadal jest lekka i przystępna. Mimo że część publiczności początkowo wyraźnie czuła się nieswojo, z nieco bezczelnie podsłuchanych przez mnie rozmów po spektaklu wiem, że eksperymentalna forma przypadła do gustu szczególnie młodym widzom. „Miasto bez Żydów" używa przystępnego języka komedii jako narzędzia do refleksji nad kwestiami społecznymi.
Pomimo humorystycznego tonu, tematyka poruszana przez spektakl pozostaje aktualna, przypominając nam o ciągłej konieczności walki z nietolerancją i uprzedzeniami we współczesnym społeczeństwie.