Witold Gombrowicz - jedyny polski egzystencjalista
Przy lekturze jednej z książek Roberto Bolano, czyli autora który nigdy nie oszczędza sobie, najróżniejszych, filozoficznych naleciałości w swoich dziełach natrafiłem na fragment, który niezwykle mnie zaintrygowało.Chilijczyk stwierdza tam bowiem, że Gombrowicz jest egzystencjalistą, co więcej, stawia go w jednym, szeregu z takimi tuzami jak Albert Camus, czy Jean Paul Sartre, a to przecież musiało coś znaczyć. I znaczyło. Pomimo, że jestem pasjonatem filozofii francuskiej, nigdy nie słyszałem takiego porównania wobec żadnego polaka, tym bardziej nie spodziewałem się go w zestawieniu z kimś kto jawił mi się „jedynie" jako znany, nietuzinkowy pisarz.
A przecież egzystencjalizm, rozmyślania nad człowiekiem i kondycją ludzką, społeczeństwem to wszystko wybija z dzieł Gombrowicza, niemniej dalej bardzo niechętnie rozpatrujemy go w kategoriach filozofa czy myśliciela, być może przyklejona mu łatka kontrowersyjnego powieściopisarza skutecznie to zakrywa, mało znanym faktem jest, że stworzył on nawet „Przewodnik po filozofii w sześć godzin i kwadrans". Użyłem słowa stworzył ponieważ książka ta bazowana jest na wykładach, które przedstawił on przed śmiercią żonie i przyjacielowi.
Nasz rodzimy skandalista jednak nie zajmuje się głównie tematem absurdu jak Camus, czy wolności jednostki jak Sartre, nie przyjmował on żadnej koncepcji w całości, brał z nich kawałek, by następnie wytwarzać coś własnego, odpowiadającego swoim przemyśleniom, uczuciom jak i sytuacji życiowej. Absurd, jak i uwikłanie w bezsens jest jednak dość jawne wśród postaci dramaturga w praktycznie każdym utworze, a na myśl od razu przychodzi mi tutaj „Kosmos", gdzie główny bohater, bez żadnych przyczyn, motywacji, jak i skrupułów zadusza kota jednej z pań w pensjonacie. Sam nie widzi w tym sensu zaryzykowałbym tezę, że widać tu podobieństwo z „Obcym" Camusa gdzie przewodnia postać z zimną krwią, bez wyraźnych racji i celu, morduje bezbronnego araba na plaży, oddając w jego stronę parę strzałów. Żaden z protagonistów nie wie, dlaczego tak postąpił, nie są w stanie poddać się uczuciu skruchy, czy wytłumaczyć tego czynu. Ot stało się. Analogicznych sytuacji w dziełach obu autorów jest cała masa. Kolejnym podobieństwem może być to iż absurdyzm zakładał, iż nie da się całkowicie poznać drugiej jednostki, poznać doszczętnie i na wskroś, niejako wczuć się w nią. Część siebie zawsze zachowujemy dla siebie i jest to tylko i bezwzględnie nasze. Autor „Ferdydurke" uważał, natomiast, że człowiek nie może wyrazić się w pełni ponieważ, tylko to co jest u nas dojrzałe, wygładzone, uformowane wypływa na światło dzienne, to co jest resztą, to co jest niedojrzałe jest milczeniem, czymś naszym, czymś pierwotnym nam. Niedojrzałość oznacza tu nieustanny rozwój, nieustanne stawanie się, zmianę jak i niższość, która wywodzi się z zainteresowań społecznych, w takim wypadku dojrzałość jest jedynie maską jak i sztuczną kreacją. Człowieka stwarza otoczenie, inni ludzie Gombrowicz nazywa to „formą, która rodzi się między ludźmi". Sami nadajemy formy i stajemy się ich ofiarami, na tym międzyludzkim, nieprzerwanym i nieskończonym stwarzaniu opiera się jego filozofia. Widać to najlepiej chociażby w „Ferdydurke" czy „Ślubie", o czym pisze w swych dziennikach sam pisarz. Ową formę przyrównałbym, do czegoś na miarę dyskursu w rozumieniu Michela Foucaulta, mam niemal wrażenie, że pojęcia te, są bliźniacze.
Tutaj w centrum rzeczywiście jest człowiek, tylko on. Widać tu koneksje między filozofią francuskich myślicieli a myślą polaka. W aspektach wolności absolutnej i indywidualnej, na którą jednostka jest „skazana" , jak ma to miejsce chociażby w koncepcji Sartre, Gombrowicz nie mógł się zgodzić i te zamysły egzystencjalizmu krytykuje, odrzuca je, jednak nie całkowicie i nie bezrefleksyjnie. Dlatego postacie są tak uwikłane psychologicznie w siebie wzajemnie, jak i w kulturę, niezwykłe opisy relacji międzyludzkich opakowane w ogrom epitetów, wnikliwa i oceniająca analiza ich gestów, zachowań służy temu, by podkreślić brak wolności, niejako formowanie i stawanie się ludzi, które ma miejsce w tym samym czasie. Warto również podkreślić, jak bardzo Gombrowicz stawiał na indywidualność, subiektywność, praktycznie każda (prócz „Opętanych") książka, a wszystkie dzienniki (o dziwo!) są zdominowane perspektywą pierwszoosobową. Poniżej, aby zilustrować niejako styl Gombrowicza, o którym tu mowa, pozwolę sobie zacytować fragment z „Kosmosu" (str. 57.)
„Zdjęła z siebie ręcznik. Była bez bluzki. Nagością mnie uderzyło z piersi, ramion. Tą górną nagością zaczęła zzuwać pończochy, mąż znowu sie odezwał, odpowiedziała, zdjęła drugą pończochę, on oparł nogę na krześle i rozsznurowywał bucik. Wstrzymywałem się z odwrotem, pomyślałem, że dowiem się teraz, jaka jest, jak jest z nim na goło, nikczemna, podła, brudna, oślizgła, zmysłowa, święta, czuła, czysta, wierna, świeża, brudna, oślizgła, zła, anielska, nieśmiała, bezczelna, w końcu zobaczę! Już uda ukazały się raz, drugi, zaraz będę wiedział, na koniec dowiem się czegoś, w końcu coś mi się ukażę... Czajnik."
Prócz obsesji bohatera na punkcie pewnej kobiety, widać tutaj również doskonale formowanie obrazu drugiego człowieka, jego zależność względem tego. Na samym końcu wybija groteska, absurdalność jak i bezsens sytuacji, jak i zresztą wszystkiego.
Chciałbym zaprosić Państwa do dwóch rzeczy. Mianowicie do lektury dzienników Witolda Gombrowicza, w których najróżniejsze rozmyślania filozoficzne są na wierzchu, uderzają w czytelnika bezpośrednio, nie tak jak ma to miejsce w książkach autora. Drugą rzeczą, do której niezmiernie serdecznie zapraszam jest moja strona internetowa „Brukowiec", na której znajdują się treści o tematyce filozoficznej, społecznej, kulturowej pod najróżniejszymi postaciami. Od poezji po prace naukowe. Poniżej link. https://www.brukowiec.com/