Wpadamy w zbiorowe histerie

Rozmowa z Pawłem Demirskim.

Parę lat temu głosowaliśmy na PiS, środowisko liberalne lekko się wtedy obruszyło. Ich styl mi się nie podoba, ale z częścią postulatów się zgadzam: jako ojciec też bym zniósł gimnazja, nie wysyłał sześciolatków do szkół, widzę to po moim synu, jest jako sześciolatek w klasie z siedmiolatkami, które wyglądają przy nim jak nastolatki. Przekształcenie telewizji w instytucję kultury jest dobrym pomysłem, o ile będzie w modelu BBC. Za rządów PO byliśmy w jakimś bagnie, a oni mówili, że to są urocze moczary. Z kolei PiS suszy to bagno, ale na pustynię. Nikt nie zna umiaru, w tym problem, same ekstrema. Moim zdaniem brakuje Lecha Kaczyńskiego.

Z dramatopisarzem Pawłem Demirskim o serialu osadzonym w środowisku teatralnym, który kręcą z reżyserką Moniką Strzępką, o telewizji narodowej i postawie wobec rządów PiS rozmawia Aneta Kyzioł.

Aneta Kyzioł: - Dziewięcioodcinkowy serial fabularny o teatrze to dość niecodzienny pomysł.

Paweł Demirski: - Jerzy Kapuściński (były szef telewizyjnej Dwójki - red.) chciał przenieść do telewizji któryś z naszych spektakli, zamiast tego zaproponowaliśmy mu serial. Staramy się robić nowoczesną telewizję. Skoro w Stanach z sukcesem zrobili "Mad Menów", "Dolinę Krzemową", "Mozart in the Jungle" osadzone w środowiskach reklamiarzy, nowych mediów albo filharmoników, to dlaczego w Polsce nie zrobić serialu osadzonego w środowisku teatralnym? Wspomniane seriale są osadzone w konkretnych środowiskach, ale opowiadają o ludziach, o tym, co nam wspólne.
Nasz serial będzie fabularnie bazował na naszych, moich i Moniki, obserwacjach zawodowych - jestem w teatrze już 12 lat - ale przede wszystkim będzie miał mocnych, pełnokrwistych bohaterów. Dzięki nim będzie to opowieść o ludziach, którzy się zmagają z przeciwnościami, z urzędnikami wzorowanymi na tych, których poznaliśmy - od Gdańska, przez Warszawę, po Wrocław, z talentem bądź jego brakiem, z ambicjami. Bardzo uniwersalny serial.

Podobno zaczyna się od samobójstwa dyrektora teatru. Jakiegoś konkretnego?

- Teatr jest fikcyjny, nazywa się Teatr Popularny, ale mieści się w realnym miejscu - w Pałacu Kultury i Nauki. Wnętrza nagrywamy w dawnej Hucie Sendzimira w Krakowie, bo są w tym samym stylu architektonicznym, a nie ma ograniczeń dotyczących zabytku. Pracownicy znajdują trupa dyrektora wiszącego w kominie sceny. Miasto ogłasza konkurs, wygrywa go reżyser z prowincji, sprowadza się do Warszawy z rodziną i zaczyna pracę. Chce trochę zmienić profil teatru, zatrudnia tzw. progresywnych reżyserów. Nie wzorowaliśmy się na konkretnych postaciach ze świata teatru, ale bohaterowie są zlepkiem naszych obserwacji.

Jak zareagowali w telewizji?

- Przyszliśmy z gotowym scenariuszem, ze strony redakcji były pewne uwagi, nie co do treści, ale formy, żeby był komunikatywny także dla widzów, którzy do teatru nie chodzą. Na planie serialu liczba "proszę, dziękuję" jest porażająca, dziennie wyrabiamy chyba roczną dawkę teatralną. Pewnie jest to związane z rozmiarem produkcji, jeśli razem ma pracować 50 osób, to muszą być wobec siebie uprzejme, bo inaczej wszystko się rozpadnie.

Jak portretujecie środowisko teatralne? Krystian Lupa w "Wycince" czy Maja Kleczewska w "Szczurach" nie byli przesadnie życzliwi, ludzie teatru to według nich konformiści pozujący na buntowników i bohemę.

- Z wielką czułością. Serial powstaje także z okazji 250-lecia teatru publicznego w Polsce. Ujęcie z "Wycinki" jest częściowo prawdziwe, ale w tym środowisku jest też wielu ludzi, którzy po prostu ciężko pracują i mają dobre intencje. Mnie się podoba, że w obsadzie naszego serialu mamy ludzi z kompletnie różnych teatralnych bajek. I wcale nie musieliśmy ich strasznie przekonywać. Do Jerzego Treli zadzwoniliśmy z pytaniem, czy zagra ducha, przeczytał scenariusz i się zgodził. To było naprawdę budujące zobaczyć ich, jak wspólnie wychodzą na papierosa i gadają, przekonać się, że te legendarne już podziały w środowisku są przesadzone. Chociażby dlatego warto było zrobić ten serial.

Premiera serialu "Artyści" ma się odbyć wiosną, już w nowej, narodowej telewizji. Niektórzy zadają sobie pytanie, czy należy współpracować z tym medium czyje bojkotować, wy nie?

- Rok pracy całej rzeszy ludzi i mielibyśmy się teraz obrazić? Oczywiście, zawsze można odejść w glorii pierwszego półkownika, co też jest dosyć sexy. Ja bardzo lubię nasz naród, nasze społeczeństwo, myślę o nim całkiem nieźle, ale uważam, że zbiorowe histerie, w które lubimy wpadać, są kompletnie niepotrzebne. Jeśli coś się wydarza, to trzeba reagować, a nie antycypować, od razu widzieć siebie w kołchozie i protestować przeciw takiej wizji.

Parę lat temu głosowaliśmy na PiS, środowisko liberalne lekko się wtedy obruszyło. Ich styl mi się nie podoba, ale z częścią postulatów się zgadzam. Przekształcenie telewizji w instytucję kultury jest dobrym pomysłem, o ile będzie w modelu BBC.

Już jednak coś się wydarzyło: uchwalono ustawy, poznaliśmy intencje władzy.

- Co się wydarzyło?

Jak się czyta o Schillerze i innych wielkich postaciach polskiego teatru - to tam zawsze były walki z władzą - czy z lewa, czy z prawa. To prawda, że brakuje prof. Omilanowskiej, najlepszej i najbardziej kompetentnej w historii minister kultury. Ale generalnie PO też niszczyła kulturę, tyle że nie ideologicznie, lecz ekonomicznie. To w końcu PO uchwaliła uwalenie 50 proc. kosztów uzysku dla artystów, wzywała do komercjalizacji itd. Tyle że w sprawach ekonomicznych ludzie się boją wypowiadać, bo generalnie za bardzo nie wiadomo, jak ten kapitalizm krytykować. W sprawach ideologicznych jest prościej - można głośno krzyczeć o zabieraniu wolności.

A co z retoryką PiS o aktorskich miernotach czy o tym, że polski teatr jest na dnie?

Ale PiS nie używa jej dlatego, że jest chory z nienawiści, tylko dlatego, że wyczuwa nastroje ulicy, że ludzie są wkurzeni na warunki bytowe i chcą mocnych komunikatów. A każda władza, która przejmuje rządy, musi jakoś je przejąć też realnie. Gdyby lewica doszła do władzy, też by majstrowała przy mediach. I co byśmy wtedy mówili? Oburzalibyśmy się tak jak teraz czy cieszyli, że jest rewolucja i dobra zmiana wreszcie? Chociaż oczywiście wkurzający jest ton, jakim PiS mówi o artystach, polityka kulturalna spod znaku godła i krzyża. To zresztą zabawne, że konserwatyści mówią o teatrze zawsze to samo, czy to przed wojną, czy teraz, czy za Gomułki.

Czyli nie boicie się powrotu do teatru po serialu?

- Parę lat temu głosowaliśmy na PiS, środowisko liberalne lekko się wtedy obruszyło. Ich styl mi się nie podoba, ale z częścią postulatów się zgadzam: jako ojciec też bym zniósł gimnazja, nie wysyłał sześciolatków do szkół, widzę to po moim synu, jest jako sześciolatek w klasie z siedmiolatkami, które wyglądają przy nim jak nastolatki. Przekształcenie telewizji w instytucję kultury jest dobrym pomysłem, o ile będzie w modelu BBC. Za rządów PO byliśmy w jakimś bagnie, a oni mówili, że to są urocze moczary. Z kolei PiS suszy to bagno, ale na pustynię. Nikt nie zna umiaru, w tym problem, same ekstrema. Moim zdaniem brakuje Lecha Kaczyńskiego. Kiedy parę lat temu napisałem na Facebooku "Tęsknię za Lechem Kaczyńskim", lajkowali moi znajomi z prawicy, teraz jak znów to napisałem - lajkowali znajomi z lewicy. Wydaje mi się, że bardzo brakuje na scenie politycznej zdrowego konserwatyzmu, który reprezentował Lech Kaczyński i jego otoczenie.

A nie sądzisz, że to kwestia zmiany czasów? Wszyscy się zradykalizowali, nie wiadomo, kim byłby Lech Kaczyński po ośmiu latach w opozycji. Druga rzecz to tworzenie legendy Lecha Kaczyńskiego po śmierci, która nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością.

- Ja bym jednak był za tą legendą. To jest jakiś ratunek dla polskiego konserwatyzmu. Ale nie wiem, czy Lech Kaczyński jest dziś tematem. Mieliśmy pomysł na operę o nim, ale pojawiły się pilniejsze rzeczy i znikł.

A jeśli odwołają Jana Klatę z dyrekcji Starego Teatru w Krakowie, a Krzysztofa Mieszkowskiego we wrocławskim Polskim zastąpią jakimś pisowskim urzędnikiem, będziecie tam pracować?

- Porozmawiajmy o tym, gdy to zrobią. Chociaż mam nadzieję, że nic takiego się nie stanie i czarne scenariusze się nie sprawdzą. Snucie planów na temat zachowań moralnych, zanim pojawią się do tego rzeczywiste przesłanki, jest zajęciem czczym.

Jakie więc macie plany na najbliższe miesiące? W wywiadach mówiliście o zmęczeniu teatrem, że jest wam w nim za ciasno.

- Generalnie zmiana, wejście na nowe łowisko, była świetnym pomysłem. Do tego teraz jeszcze bardziej poszerzyło nam się spektrum działania, założyliśmy zespół muzyczny Czerwone Świnie, mamy wobec niego poważne plany, łącznie z koncertem pod Sejmem. Myślimy też o założeniu firmy produkcyjnej - Czerwone Świnie Production. Jestem wielkim fanem serialu "Wikingowie" stacji History, tego sposobu widowiskowego opowiadania o historii, mam w głowie pomysł na sześcioodcinkowy serial historyczny "Zapusty", o rabacji galicyjskiej 1846 r. Pierwsza scena będzie się działa w noc świętojańską i będzie efektowna: wbijało się pień, na ten pień kładło koło drewniane, na nie siano, podpalało i kręciło, aż iskry szły i buchały świętojańskie ognie. Małopolska, konflikt góra-dół: szlachta-ludzkie masy, "Wesele" - tylko w wersji gore. Problemem jest to, że śnieżne zimy się w Polsce skończyły, trzeba by chyba kręcić na Ukrainie.

Do teatru nie wracacie?

- Policzyłem niedawno, napisałem 25 sztuk chyba, to dużo. Ale wracamy, w Teatrze Żydowskim trwają już próby muzyczne do naszego musicalu o Marcu '68. To będzie opowieść bez słów, tylko muzyka i obrazy. A na koniec sezonu w Starym Teatrze w Krakowie robimy rodzaj performance'u pod tytułem "Triumf woli". Będzie zadawał pytanie, dlaczego tyle świetnych ludzkich zachowań jakoś znika i nie sumuje się w nową, dobrą wizję świata.

Ciekawy tytuł. Jaka jest odpowiedź?

- Zapraszam na premierę, odbędzie się w końcu czerwca. Wcześniej, 1 maja, jest inauguracja sezonu szczupakowego, jadę łowić.

Paweł Demirski - (rocznik 1979), jeden z najważniejszych polskich współczesnych dramatopisarzy i połowa nagrodzonego m.in. Paszportem POLITYKI duetu, który tworzy z reżyserką Moniką Strzępką. Jest autorem ponad 20 sztuk, w których badał polską tożsamość, przypominał dzisiejszym mieszczanom o chłopskich korzeniach i krytykował kapitalizm. W kwietniu planowana jest emisja serialu"Artyści" z jego scenariuszem, zaś w Teatrze Żydowskim w Warszawie odbędzie się premiera musicalu o wydarzeniach Marca '68.

Aneta Kyzioł
Polityka
15 stycznia 2016
Portrety
Paweł Demirski

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia