Wydmy, piasek i morze

„Ławeczka, czyli mężczyzna z przeszłością i kobieta po przejściach" - reż. Robert Czechowski – Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Jeśliby trzymać kawałek drewna przez odpowiednio długi czas pod wodą, drewno nabierze jej i przestanie wypływać na powierzchnię. Już zawsze będzie tonąć, a przy okazji ozdabiać dno domowego akwarium. Aby podwodny efekt się dopełnił, dodatkowo przyozdabia się akwarium roślinkami i wysypuje podłoże – piasek lub kamienie. Właśnie takie skojarzenie wywołała we mnie scenografia „Ławeczki" w reżyserii Roberta Czechowskiego w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze – wyglądała jak akwarium. Niebieskie światło i dym unoszący się nie tylko nad sceną, ale i widownią potęgowały to wrażenie.

Tekst rosyjskiego dramatopisarza w „przekładzie" Roberta Czechowskiego na język teatru to: dwoje aktorów, nadmorska scenografia, niebieskie światło i grana na żywo muzyka. Z tyłu sceny obrócone korzeniami do góry drzewa i tytułowa, ławeczka stworzona z leżących na piasku dużych konarów drzew. W odosobnieniu, kameralnej atmosferze poufności i towarzystwie gitary, na której na żywo gra Paweł Stachowiak, „on" i „ona" mogą prowadzić analizę swojej dotychczasowej znajomości i snuć domysły na temat ewentualnej jej kontynuacji.

Dodatkowo symboliczne w akwariowej interpretacji wydaje się to, że bohaterowie wciąż są na dnie naszego zbiornika. Momentami zachowują się jakby na wszystko co najlepsze w życiu jeszcze czekali, a zaraz odnosi się wrażenie, że już nic nie może się wydarzyć. Życiowe przemiany już się dokonały i pozostaje tylko czekać w tej ustabilizowanej sytuacji, nie licząc już właściwie na nic - „Mężczyzna z przeszłością i kobieta po przejściach".

Ona (Tatiana Kołodziejska) jest kobietą dojrzałą na tyle, aby nie dać sobą pomiatać mężczyźnie, ale jednak nie tak świadomą, aby wiedzieć, że on się nie zmienił. I ona też zmienić go nie zdoła. Naiwnie słucha kłamstw jakimi ją karmi, nie wiedząc, że w rzeczywistości jest to brzytwa, której chwyta się by nie utonąć.

Jednak w tej sztuce konstatacja, że oto mamy kolejną historię pod tytułem „biedna bohaterka raniona przez mężczyznę - kobieciarza" wydaje się uproszczeniem. Na pierwszy plan wysuwa się wniosek, że próbują oni stworzyć związek z góry skazany na niepowodzenie. „Rozkosz, a nie chłop" jak sam o sobie mówi bohater, spotkał kobietę nadal wierzącą w ideały: miłość, wierność do grobowej deski i wzajemne zrozumienie. Żyje ona, jak duża część kobiet, w ciągłej nadziei, że jest to możliwe. Po prostu jeszcze jej nie spotkało. Gdzieś jest mężczyzna, który się nią zaopiekuje, ściągnie z jej barków ciężar zbyt wielki, aby nosić go samemu, zapewni ją, że jest dla niego najważniejsza i dotrzyma słowa.

Przez stroje postaci, odcień światła i mgłę, widz może odnieść wrażenie, że do spotkania bohaterów doszło wczesnym popołudniem lub wieczorem. Ubrani są dość letnio, ale mimo wszystko kobieta ma szal, a mężczyzna marynarkę, którą to aktor (Janusz Młyński) potrafi świetnie wykorzystać jako rekwizyt. Nie ma tutaj zbyt szerokiego pola do wykorzystania przedmiotów, trzeba więc korzystać z tego co ma się pod ręką.

Dwuosobowa obsada, nastrojowa scenografia i dźwięki gitary, budują nastrój nadmorskiego, chłodnego wieczoru, przynoszącego ukojenie po upalnym dniu. Niemalże słychać szum wody wpływającej na plażę, a my z wydmowej dali przyglądamy się perypetiom bohaterów – momentami przykrych, ale dalekich od fatalizmu. Spędzamy wieczór przyglądając się temu co nieuniknione, wciąż mając nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

Reżyseria: Robert Czechowski, autor tekstu: Aleksandr Gelman (Przekład: Jerzy Koenig), Scenografia i kostiumy: Wojciech Stefaniak, Muzyka: Paweł Stachowiak, Obsada: Tatiana Kołodziejska – Ona, Janusz Młyński – On.

 

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Zielona Góra
16 grudnia 2022

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia