Zostałem naznaczony symbolem „Pałacu"

Rozmowa z Robertem Kurasiem

Mając około dziewiętnastu lat jechałem z Biłgoraja do Słupska na Ogólnopolski Konkurs Recytatorski. (...) Tam był chłopak, który także mówił swój tekst. On mówił właśnie fragment „Pałacu". Od tego momentu, jak ze snu, rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Wiesława Myśliwskiego. (...) w tamtej chwili, kiedy słuchałem tekstu wypowiadanego przez tego chłopaka, rzucone zostało na mnie zaklęcie.

Z Robertem Kurasiem, aktorem Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze rozmawiają Natalia Sztegner oraz Agata Kostrzewska z Dziennika Teatralnego.

Natalia Sztegner: Dlaczego zdecydowałeś się stworzyć adaptację „Pałacu" Wiesława Myśliwskiego?

Robert Kuraś - Jest bardzo wiele powodów, przez które zdecydowałem się akurat na adaptację „Pałacu". Oto jeden z nich. Opowiem pewną historię. Mając około dziewiętnastu lat jechałem z Biłgoraja do Słupska na Ogólnopolski Konkurs Recytatorski. Było to dla mnie ogromne wydarzenie. Jechałem sam przez całą Polskę. Podróż trwała kilkanaście godzin. Strasznie się bałem, jednak moje myśli skupione były na wygranej. Wyobrażałem sobie, że dzięki temu konkursowi zdobędę świat. Snułem wizję owacji na stojąco ze strony publiczności. W pewnym momencie dosiadła się do mnie do przedziału starsza pani, w zasadzie taka babcia. Uspokajała mnie, mówiła, abym się nie bał. Zapewniała mnie, że będzie dobrze. Kiedy dojechaliśmy już do Słupska, poszedłem wraz z moimi marzeniami, z sercem na dłoni, na wspomniany wcześniej konkurs. Kiedy nadeszła moja kolej, to po skończonym występie wyśmiano mnie, usłyszałem salwę śmiechu, no po prostu rechot. Zostałem wręcz wygwizdany. Zszedłem ze sceny i się rozpłakałem. Dwa dni później było ogłoszenie wyników. Wciąż mając nadzieję, poszedłem na to wydarzenie, choć byłem wściekły i załamany. Tam był chłopak, który także mówił swój tekst. On mówił właśnie fragment „Pałacu". Od tego momentu, jak ze snu, rozpoczęła się moja przygoda z twórczością Wiesława Myśliwskiego. W późniejszych latach mojego życia występowałem zresztą w sztukach jego autorstwa. Były to „Requiem dla Gospodyni" oraz „Drzewo". Natomiast w tamtej chwili, kiedy słuchałem tekstu wypowiadanego przez tego chłopaka, rzucone zostało na mnie zaklęcie. Zostałem naznaczony symbolem „Pałacu". Idąc za słowami Carla Gustava Junga, który powiedział, że człowiek bez symbolu nie żyje, Myśliwski w „Pałacu" mówi: „..tylko wtedy człowiek żyje, kiedy wie o tym.".

Agata Kostrzewska: Jaką formę będzie miał Twój „Pałac"? Czy będzie to monodram, jak pierwotnie zakładałeś?

- Zacznę tu może od takiej śmiesznej historii – bo ja wysłałem swój tekst Wiesławowi Myśliwskiemu i on do mnie zadzwonił po tym, jak go przeczytał i mówi: „Przeczytałem scenariusz, nie mam żadnych zastrzeżeń, wie pan. A proszę mi powiedzieć – kto to będzie reżyserował?", więc odpowiedziałem, że ja. On pyta dalej: „A kto to będzie grał?", więc mówię, że też ja. Myśliwski na to: „No to powodzenia!". (śmiech) Dopytał jeszcze, czy to będzie monodram. Nie wiedząc jak mu odpowiedzieć, potwierdziłem, że tak, to skomentował tylko: „No wie pan, bo ja sobie to inaczej wyobrażałem.". Monodram kojarzy się z krzesłem, paltem i walizką, ewentualnie z łóżkiem – z taką konkretną formą. A tego tutaj nie będzie. W moim „Pałacu", obok Jakuba, pojawiają się dwie postacie. Nie mam pojęcia, kim one są i wtedy też nie wiedziałem, jaką będą pełniły funkcje. Teraz dopiero, już po kilku próbach, wiem, co robią.

Natalia Sztegner: Co jest dla Ciebie inspiracją do pracy?

- W tym przypadku była niezgoda, wściekłość (nawet do furii). Jednym z powodów do realizacji „Pałacu" były właśnie kłótnie, złość i normalna nuda.

Agata Kostrzewska: Kiedy i jak przyszedł do Ciebie pomysł, żeby zostać aktorem?

- Zdarzyła się taka sytuacja w czasach szkoły średniej, że uciekłem z lekcji. Chodziłem wtedy do zawodówki a większość moich znajomych do liceum ogólnokształcącego. Oni mieli wyjście do domu kultury. Poszedłem z nimi i to, co tam zobaczyłem, mnie po prostu poraziło. To były zajęcia, które prowadziła pani Alicja Jachiewicz-Szmidt wraz z mężem i tego dnia ich podopieczni robili jakieś sceny i trochę tańczyli, nie pamiętam dokładnie, co to było. Nie mogłem uwierzyć, w to, co widziałem - byłem jak zaczarowany. Koledzy się śmiali, wiadomo, a ja oniemiały siedziałem. I tam padło po występie takie zdanie ze sceny, że jak ktoś jest zainteresowany, to zapraszamy do nas. Pomyślałem wtedy, że wszyscy przecież przyjdą, bo to było tak magiczne, zaczarowane. Bardzo chciałem tam pójść, ale tak strasznie się bałem, tak się wstydziłem, że się ośmieszę, że coś. I nie poszedłem tam. Minął rok, może ponad rok. Pewnego razu (wtedy już chodziłem do liceum wieczorowego) siedziałem rozwalony na kanapie, mama mnie zapytała: „Synu, co ty chcesz w życiu robić? Kim ty chcesz być?" i ja jej odpowiedziałem „Może aktorem?". Diderot powiedział, że aktorstwo to nie kwestia wyboru, to kwestia rozpaczy. Myślę, że to stwierdzenie komponuje się z moją historią. Bo ja wtedy byłem typowym wandalem. I poszedłem tam do tego domu kultury - taki gość, którego bałabyś się spotkać w bramie – do tej pani Alicji, kobiety z wyższych sfer, aktorki. Kiedy zapytała mnie, co chcę robić, to powiedziałem, że chcę to robić, być aktorem. Ten jej teatr uratował mi życie. Właściwie to ona mi je tym teatrem uratowała. Państwo Szmidt we mnie uwierzyli, przygotowywali, wysyłali na różne konkursy (jak ten, o którym już mówiłem) i dzięki nim dostałem się później do Akademii Teatralnej.

Natalia Sztegner: Jaka była najbardziej wymagająca rola, którą zagrałeś?

- Staram się zachowywać w pamięci takie, które odcisnęły pozytywne piętno na mnie. Ale pamiętam sztukę "Revolutionary Road", która była trudna. W tej roli przeżywałem chyba największy dramat jako postać. Nie ja, Robert-aktor, ale postać, którą grałem. Ta postać miała najwięcej trudności do przezwyciężania.

Agata Kostrzewska: Co to znaczy dla Ciebie „być aktorem"? Czym jest dla Ciebie ten zawód?

- Parafrazując Myśliwskiego powiem tak - każdy może być aktorem, ale nie każdy jest aktorem. Czym jest ten zawód dla mnie? Wszystkim. I wściekłością, zwykłą codziennością i pracą, taką normalną, zwykłą pracą, ale też czymś górnolotnym, fascynującym. Tym jest dla mnie. A po co ja to robię? Robię to z potrzeby. Z naturalnej potrzeby opowiadania. Czuję wręcz rozkosz, gdy stoję na scenie i nadaję słowom kształt, gdy mogę kreować formy teatralne.

Natalia Sztegner: Co jest najtrudniejsze dla Ciebie w pracy aktora? Trudnym jest przygotowanie się do roli czy jej granie?

- Jedyne, co przychodzi mi na myśl to mozolność w uczeniu się tekstu. Poza tym nic nie sprawia mi trudności. Wchodzę na scenę i tu trzeba działać. Aktor powinien umieć zachować się na scenie. Tym jest warsztat aktora. Samo to, że nie wiem, co będę robił początkowo na scenie, sprawia, że czuję ekscytację. Jest to coś niesamowitego. Występowanie na scenie to dla mnie przyjemność.

Agata Kostrzewska: W przypadku "Pałacu" jesteś też reżyserem - jakie to doświadczenie, kiedy reżyserujesz to, w czym sam grasz?

- We wszystkich moich realizacjach występowałem jako aktor, bo bardzo lubię to, co robię. A teraz jest jeszcze lepiej, bo pracuję z dobrym aktorem, który nie marudzi i słucha, co się do niego mówi, więc to zdecydowanie ułatwia pracę. (śmiech) Reżyseria w dzisiejszych czasach jest przereklamowana. Nadęta jak balon. Reżyser to osoba, która wydaje polecenia jak kierownik na budowie i musi użerać się ze wszystkimi pracownikami. Prawie we wszystkich krajach nazywany jest dyrektorem. Ale bycie nim jest cholernie trudne, bo praca z ludźmi jest trudna. To mówienie im co mają robić, zawsze było trudne. Reżyseria nie ma nic wspólnego z twórczą pracą. Można bardzo łatwo zweryfikować to, czym zajmuje się reżyser - wystarczy wymienić wszystkich innych ludzi pracujących przy przedstawieniu i to, co zostało, to reżyseria, czyli kierownicze stanowisko. Doskonale to opisał Edward Csató w książce "Paradoks o reżyserze" (gdyby ktoś chciał zgłębić temat). Każdy powinien znać swoje miejsce. I od tego jest reżyser. Ale wszyscy zrzucają na reżysera niepotrzebnie zbyt dużo autorytetu i wtedy przychodzą nie reżyserzy, a jakieś poczwary gadające o filozofii, historii, psychoanalizie, antropologii – o wszystkim tylko nie o tym, czym powinni się zajmować – czyli kierowaniem pracą innych. Dla mnie najlepszy reżyser to taki, który nie wtrąca się w moją pracę. (śmiech) Aktor oczekuje od reżysera Bóg wie czego, jakby to od reżysera zależało, czy aktor dobrze zagra. Aktor ma też wykonywać swoją prace, czyli musi grać. Reżyser może mu pomóc, może zwracać uwagę, żeby nie grał farsy, kiedy gramy dramat, żeby trzymał formę, żeby szedł w kierunku wyznaczonym przez autora tekstu, ale przecież nie będzie za niego grał. Nie może wchodzić w nie swoje kompetencje. Tylko aktor ma klucz do samego siebie. Reżyser go nie ma. Reżyseria to w skrócie powiedzenie aktorowi co mówi, do kogo mówi i gdzie aktor się znajduje i porusza w trakcie sceny. Często i to jest ponad takiego reżysera siły, bo jeden czy drugi mają napchane głowy artyzmem, sztuką, socjologią albo pustką. Wszystkim, tylko nie tym, czym powinien się zająć.

Natalia Sztegner: W spektaklu którego reżysera wobec tego chciałbyś zagrać?

- Roberta Kurasia (śmiech)

Agata Kostrzewska: Czy masz jakąś wymarzoną rolę? A może opowiedz właśnie o tym, co chciałbyś jeszcze i wyreżyserować i zagrać?

- Tak, pewnie, że mam. Bardzo dużo ról chciałbym zagrać. Bardzo dużo rzeczy chciałbym też jeszcze wyreżyserować. Chciałbym na przykład zrobić taką rzecz, którą zatytułowałem „Księga snów" – jest to historia bohatera, który schodzi do piekła i musi się z niego wydostać – i to jest mój scenariusz. Ja sobie tutaj stworzyłem własną mitologię, na podstawie moich snów. I to właśnie, między innymi, marzy mi się wyreżyserować. Oprócz tego chciałbym zagrać i wyreżyserować rymowane bajki Brzechwy i baśnie braci Grimm.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy spełnienia twórczych marzeń!
__

Robert Kuraś - aktor teatralny, filmowy i dubbingowy. Urodził się 19.11.1983 w Biłgoraju. Ukończył Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie na wydziale aktorskim, gdzie uczył gimnastyki. Już na studiach rozpoczął pracę występując w ,,Zbrodni i Karze" w Teatrze Ateneum w Warszawie, a także w „Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Janusza Opryńskiego. Zaraz po studiach występował w Teatrze Narodowym w tytułach takich jak „Balladyna", „Marat Sade" oraz „Księżniczka na opak wywrócona" i „Bezimienne dzieło" wyreżyserowanych przez Jana Englerta. W tym samym czasie grywał w Teatrze Współczesnym w spektaklach muzycznych „Moulin Noir" i „Gran Operita", co zaowocowało współpracą z Teatrem Roma i graniem w „Deszczowej Piosence", a następnie musicalem „Zorro" wystawianym w Teatrze Komedia w Warszawie. W 2015 rolą Beni Krzyka w musicalu „Ach! Odessa – Mama..." rozpoczął współpracę z Lubuskim Teatrem w Zielonej Górze, z którym związany jest do dziś. 21 stycznia 2017 w Lubuskim Teatrze zadebiutował jako reżyser i choreograf sztuką „Księżniczka na opak wywrócona" Pedro Calderona de la Barca, która została najlepszym spektaklem sezonu 2016/2017. 6 września 2019 wyreżyserował drugi spektakl w Lubuskim Teatrze pt. „Zielony Gil" Tirso de Moliny, gdzie zadebiutował jako kompozytor.

Agata Kostrzewska , Natalia Sztegner
Dziennik Teatralny Zielona Góra
26 lutego 2024
Portrety
Robert Kuraś

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia