Zupełnie inny świat

"Morze ciche" - reż. Łukasz Zaleski - Teatr Nowy w Zabrzu

Dziecięcy świat zazwyczaj jest przedstawiany w formie sielanki, której nic nie zaburza. Rzadko zwraca się uwagę na problemy, które dotykają najmłodszych. Czy to wykluczenie spowodowane różnymi formami niepełnosprawności, problemy z rodzicami, czy w końcu niezrozumienie. Często też zakrywa się przed oczami dzieci sytuacje, czy aspekty życia, które wydają nam się trudne lub niewygodne. Czy warto? Może lepiej ubrać je w przepiękną i poetycką opowieść i przenieść na scenę, która dla najmłodszych jest jeszcze bardziej magiczna, niż dla nas? Takie jest "Morze ciche" w reżyserii Łukasza Zaleskiego, piękna historia o dorastaniu odbita w tafli morza, którego nie słychać.

Głównym bohaterem opowieści jest Emilio, czyli głuchoniemy chłopiec mieszkający na katalońskim wybrzeżu. Od zawsze towarzyszy mu piętno jedynego głuchego w rodzinie. Chłopiec nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. Próbuje tłumaczyć sobie świat po swojemu. Jak każde dziecko lubi się bawić, poznawać świat i zadawać pytania. Skoro jego ojciec rybak potrafi naprawiać statki, to dlaczego jego samego nie da się naprawić? Dlaczego mimo usilnych prób jego uszy nie słyszą morza, drzew, wiatru? Jak właściwie one brzmią?

Są to pytania, nad którymi na co dzień się nawet nie zastanawiamy. Proste, a trudne w opowiedzeniu osobie, która dźwięków nigdy nie słyszała. Można nazwać je błahymi, ale młody człowiek, który poznaje świat chce go poznać namacalnie i w całości. Przecież dźwięki otaczają nieustannie każdego. Nie odczuwamy ich w specjalny sposób, jednak twórcy "Morza cichego" pozwalają widzom odczuć je namacalnie. Wszystko za sprawą wibracji niskich tonów, które wprawiają widownię w przenikliwe drgania. Wzbudza to niespotykane uczucia dla osób słyszących, a osobom głuchoniemym pozwala w pewnym sensie "usłyszeć" spektakl.

Innym problemem, poruszanym w przedstawieniu jest rodzina w obliczu dysfunkcji dziecka. W tym przypadku ojciec sobie z tym nie poradził. Opuścił żonę z dwójką dzieci, mimo że młodsza córka okazała się w pełni sprawna. Ciężko pojąć, czy nie potrafi poradzić sobie z niepełnosprawnością syna, czy po prostu nie chce zaakceptować tego faktu. Niestety jego ciągłe uwagi tylko ranią. Sprawa pozornie się prostuje, po jego zniknięciu. Jednak, jak wiadomo takie historie pozostają w człowieku zakorzenione bardzo głęboko i mogą determinować jego późniejsze posunięcia. Co i w tym wypadku nie przeszło bez echa.

W tym momencie pojawia się przyjaciel rodziny - Javier. Jest on cukiernikiem, tworzy rzeczy, o których każde dziecko skrycie marzy. Nazywany przez Emilia magikiem, czaruje nie tylko w kuchni, ale co najważniejsze w życiu chłopca. Jako jedyny wydaje się nie mieć problemu z jego upośledzeniem. Uczy go, że to nie jest najważniejsze. Ta piękna więź przeradza się w przyjaźń, dzięki której chłopiec może zapomnieć o codzienności i niemal namacalnie poczuć dźwięki. Z Javierem morze nigdy nie jest ciche.

Warto wspomnieć, że w tym spektaklu grają tylko trzy aktorki. Należy im się ogromne uznanie za to w jaki sposób udało im się pokazać tę historię. Drobne gesty i mnogość odgrywanych postaci w połączeniu z miganiem, które nie jest wymuszone tworzą spokojny nastrój. Anna Konieczna w roli Emilio ukazuje typowo dziecięcą ekspresję, która momentami może być zbyt przesadzona, ale dzieci przecież już taki są. Pełne energii i skrajnych emocji. Jest ona bardzo realistyczna w swojej kreacji i przyciągająca wzrok. Danuta Lewandowska, jako Javier w przepiękny sposób maluje świat dźwięków i jest dobrym duchem całej historii, która jest opowiedziana językiem odpowiadającym widzom w wieku szkolnym, wchodzącym w wiek dorastania. Scena na zapleczu cukierni w jej wykonaniu jest magiczna i chyba najpiękniejsza w całej inscenizacji, można ją dosłownie odbierać wszystkimi zmysłami. Również Joanna Romaniak, która wciela się w liczne postaci dopełnia spektakl licznymi wątkami humorystycznymi, jak i dźwiękami wydawanymi z nieoczywistych instrumentów.

"Morze ciche" jest niewątpliwie spektaklem pedagogicznym, posiadającym szeroki wachlarz edukacyjny. Zaczynając od tematu niepełnosprawności, osób głuchoniemych, poprzez wątek dorastania i problemów z rodzicami, aż do aspektu ekologicznego. Scenografia Kai Migdałek kojarzyć się z plażą po sztormie, kiedy to wszędzie pałętają się śmieci wyrzucone przez wzburzone wody. Poszarpane sieci rybackie, resztki butelek, reklamówki - jest tego wiele, mimo że scenografia jest ascetyczna. Dzięki temu może pobudzać jeszcze bardziej na wyobraźnię dziecka, która przecież jest nieograniczona.

Z pozoru chaotyczna w rzeczywistości dokładnie przemyślana i tak skonstruowana, żeby spektakl można było grać w wielu różnych lokacjach.

Paweł Kluszczyński
Dziennik Teatralny Katowice
26 lutego 2019
Portrety
Łukasz Zaleski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...