Aktorzy od kuchni
Aktorzy to komedianci, przede wszystkim powinni nas bawić i wzruszać, ale czy widz zastanawia się, jakim kosztem jest to okupione? Bo przecież aktorzy to także ludzie, ich życie nie jest usłane różami, raczej kolcami od tych róż.„Rozkłady jazdy" to zabawna sztuka, w której tradycja najlepszej farsy angielskiej łączy się z inteligentnym i nastrojowym czeskim humorem. Autor, Petr Zelenka, wykorzystując fragmenty farsy „Chińczycy" Michaela Frayna, buduje opowieść, w której obala mit o wesołości narodu czeskiego. Owszem są weseli, ale w ich wesołości pobrzmiewa melancholia nasączona lekkim smuteczkiem i refleksją nad niedoskonałością naszego życia.
Michael Frayn już w sztuce „Czego nie widać" pokazał kulisy teatru i proces powstawania przedstawienia. Tym razem zaglądamy za kulisy spektaklu, który trwa i jest powodem rozterek dwójki bohaterów, którzy muszą wcielić się aż w siedem postaci. Wyzwanie to nie lada, zwłaszcza że wszystko na swoich barkach dźwiga główna bohaterka, bo jej były mąż i obecny partner, którzy mają ją wspierać, nie do końca to robią.
Petr Zelenka stworzył dramat przyprawiony humorem, w którym umiejętnie żongluje różnymi konwencjami, a widz jest wciąż zaskakiwany i nie do końca wie, w jakim świecie aktualnie się znajduje. Co jest jeszcze grą, a co już prawdziwym życiem? Czy należy się śmiać, czy raczej płakać? I w zasadzie który z tych czynności wykonywać w którym momencie?
Zaczyna się żenująco. Mamy aktorów, którzy grają jak amatorzy lub półamatorzy. Ktoś może tego nawet nie zauważyć skupiając się na wątku komediowym. Ktoś może się oburzyć na kiepski styl. Ale wprawny widz szybko wyłapie pewną konwencję „teatru w teatrze". Kiedy aktorzy grają jak w kółku teatralnym w kiepsko prowadzonym domu kultury. Kiedy muszą zagrać gorzej niż potrafią, bo grają tych, którzy grają słabo lub wcale nie potrafią grać. Jakby potrafili, to nie mieliby tych wszystkich kłopotów, które zaraz poznamy.
Taki zabieg oglądałam niecały rok temu w sztuce „Molière, czyli zmowa świętoszków" w reż. Rafała Szumskiego w Teatrze Polskim w Szczecinie. Proszę sobie wyobrazić jak kiepsko grali aktorzy w XVII wieku i Molier ze swoją ekipą musiał tego rodzaju rozrywkę zapewnić ówczesnej widowni, bo tego ówczesna widownia się domagała. A kiedy kurtyna opadła, mogliśmy w końcu delektować się prawdziwym aktorstwem.
W przypadku „Rozkładów jazdy" jest podobnie. Kiedy kiepska komedyjka na siedem osób rozgrywana siłami dwóch osób kończy się z powodu rzekomej awarii światła, nagle przenosimy się do innego świata. Zaglądamy za kulisy i śledzimy losy dwójki bohaterów, którzy wykorzystując wszystkie możliwe siły i środki, próbują doprowadzić przedstawienie do końca. To właśnie te fragmenty spektaklu są najlepsze i najbardziej chwytają za serce, bo przestajemy skupiać się na aktorach, a zaczynamy na ludziach, którzy z zawodu są aktorami. Odarci z kostiumów oraz aktorskich manier scenicznych, stają bezbronni wobec widzów. Obnażają przed widzami smutek swoich egzystencji.
Ona i on. Kiedyś byli małżeństwem i zapewne się kochali. Wspólna praca, wspólne życie. A potem wszystko się posypało – wspólna praca, wspólne życie. Ona jeszcze próbuje walczyć – chce grać, podpisywać kontrakty, ma kochanka. On jest zniechęcony, zrobił się gnuśny, nieciekawy, łapie byle fuchy, żeby zarobić na życie.
Duet Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska i Wojciech Rogowski mają nie lada trudne zadanie – wznieść się na szczyty komizmu, a potem zejść w głębię dramatu ludzkiego. Najważniejsze, że się udaje. To przeistoczenie jest kluczowe dla sztuki.
Wydaje się, że Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska ma trudniejsze zadanie. Jej bohaterka na scenie i za kulisami to dwie różne osoby. Z pewnej siebie pani domu z lepszych sfer zamienia się w aktorkę z niezbyt udaną karierą. Jej wejście w drugim akcie w prywatnym ubraniu, jej spokojny głos, w którym brzmi determinacja, żeby załatwić sprawę, która staje się dla niej niemal sprawą życia i śmierci; zagrać przedstawienie, które może stać się punktem, w którym jej kariera ruszy do przodu, to wszystko jest kluczowe w tej roli. Jeszcze ma wiarę i nadzieję, jeszcze walczy, ale już coraz słabiej. Wszyscy, którzy mogliby jej pomóc, opuszczają ją. Nawet jej kochanek. Ostatecznie może liczyć tylko na byłego męża z mocno zaawansowaną sklerozą, który co chwila musi zaglądać do tekstu. Ten drugi akt daje aktorce możliwości pokazania emocji, których widzowie się nie spodziewają. To taka piękna chwila, zwłaszcza że znowu wracamy na scenę „teatru w teatrze" i kontynuujemy przedstawienie „po awarii", gdzie aktorka po raz kolejny daje popis komediowych umiejętności.
Wojciech Rogowski ma o tyle łatwiejsze zadanie, że jego bohater zarówno na scenie, jak i za kulisami, jest równie safandułowaty i lekko oderwany od rzeczywistości. W niczym to nie umniejsza tej roli, bo trzeba nie lada umiejętności aktorskich, żeby to wszystko zagrać i to w farsowym tempie, bo przecież wszystko jest tu podporządkowane farsie, która ma tempo najszybsze.
Aktorzy stworzyli naprawdę udany duet i widać, że dobrze im się razem gra, co ma ogromne przełożenie na efekt końcowy. A żeby było bardziej po czesku, Tomasz Ogonowski postarał się o ilustrację muzyczną, która niewątpliwie przenosi nas w czeskie klimaty z Karelem Gottem na czele. Jest nawet czeska wersja „I Wanna Know What Love Is" Foreigner, do której nasza para bohaterów tańczy dodając sobie nawzajem otuchy.
Dla widzów gratką jest niewątpliwe odwracanie sceny przez ekipę techniczną, która swobodnie porusza się nie zważając na rozmowy aktorów przygotowujących się do przedstawienia. To jeszcze bardziej pozwala osiągnąć pudełkowy efekt „teatru w teatrze" i pokazać chaos, który panuje za scena, a z którego nie wszyscy zdają sobie sprawę.
Moja znajoma po obejrzeniu tego przedstawienia stwierdziła, że nie zdawała sobie sprawy. Ile wysiłku kosztuje aktorów zagranie przedstawienia. Myślę, że nie tylko zagranie przedstawienia, ale również wykonywanie tego zawodu.
„Rozkład jazdy" to nie pusta komedia, niech nikogo nie zmyli początek. Petr Zelenka doskonale wiedział co robi konstruując w ten sposób sztukę i przeplatając wątki komediowe z dramatycznymi. Bo nie ma sensu życie bez śmiechu, ale nie ma sensu również bez refleksji.
Obsada: Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Wojciech Rogowski.
Autor: Petr Zelenka na podstawie sztuki CHINAMEN/CHIŃCZYCY Michaela Frayna, przygotowanie i wykonanie: Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska, Wojciech Rogowski, opieka reżyserska: Arkadiusz Buszko, dramaturgia: Tomasz Ogonowski, oprawa muzyczna: Tomasz Ogonowski, scenografia i kostiumy: Beata Jasionek, inspicjentka: Izabela Rogowska, foto: Izabela Rogowska, autorka plakatu: Joanna Krótka.
Premiera 21 września 2024.
Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Zachodniopomorskie
30 września 2024