Ciemno!

Tak, jest ciemno. Słychać tylko niepokojące drżenie klawiszy fortepianu i przenikliwe zawodzenie skrzypiec. Stopniowo z półmroku i dymu wyłaniają się pierwsze zjawy i naraz przenoszę się w sam środek słowiańskiej izby, której ascetyczne wnętrze oświetlają świece i zdobią zwierzęce czaszki.

Przy pierwszym okrzyku „Ciemno!" przechodzą mnie ciarki i nagle... jestem wciągnięta w odbywający się właśnie w tej izbie rytuał! Otaczają mnie dziwne postaci z różnorakimi rogami na głowach, pomalowanymi na biało twarzami, na których można dostrzec czarne wzory (Czyżby to runy? Chyba tak, a przynajmniej bardzo podobne).

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? Co to będzie?" - inkantują - a ja bezwiednie wstrzymuję oddech, bo już nie wiem, czy te ubrane w powłóczyste, zdobione koralikami, muszelkami ni to kożuchy, ni to wełniane płaszcze osoby to ludzie, czy upiory? Zaczynają wirować w dzikim tańcu przywoływania duchów, a mnie zaczyna się kręcić w głowie od tej szalonej, pierwotnej energii. Zawieszam więc wzrok na prowadzącym to całe zamieszanie Guślarzu, który majestatycznie wsparty o kostur wydaje polecenia zgromadzonym i... zjawom!

Tak, zjawom! Pojawiają się bowiem jedna po drugiej, szukając wśród żywych ukojenia dla mąk, które nie dają im odejść, każą trwać w koszmarnym zawieszeniu. Zgromadzenie wysłucha, oceni i jeśli może – pomoże. W rytmie chóralnie wygłaszanych inkantacji kryją się formuły magiczne, mające zaradzić problemom, z jakimi przybyły upiory. Śpiew, taniec, dzikość, strach, krzyki i zawodzenie przywołanych obrzędem dusz – to wszystko okala mnie z każdej strony. Naprawdę nie wiem już, kto żywy, a kto z zaświatów. Światy bowiem przenikają się. A ja po prostu chłonę to w totalnym zauroczeniu i jeszcze długo, długo po zakończonym obrzędzie będę trwać w tym niezwykłym transie, w który zostałam wprowadzona.

Pierwotność, energia, żywiołowość – to jest to, co przychodzi mi do głowy kiedy jestem w tej izbie z tymi postaciami. Dokładnie tak wyobrażałam sobie obrzędy dziadów, kiedy czytałam dzieło Mickiewicza. Magia, mrok, fascynujące połączenie dzikiego tańca i śpiewu, które stwarzają całą atmosferę odprawianych guseł. Uczucie bycia ich częścią, choćby jako widz, jest nie do opisania. Tego po prostu trzeba doświadczyć na własnej skórze. Więc jestem w tym wszystkim, słucham udręczonych widziadeł, przeżywam z nimi rozpacze i martwię się o losy kraju.

I nagle – koniec obrzędu. Blackout „krzyknął": Ciemno!

***

A wy, którzy jeszcze nie byliście, idźcie do Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze na „Gusła" w reż. Grzegorza Brala – w ciemno!

Bo kto nie widział „Guseł" ni razu,
Ten pojęcia nie ma, co to teatr totalny!



Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
14 listopada 2023
Spektakle
Gusła
Portrety
Grzegorz Bral