Kilka filmów z jednej opery
Opera Ludomira Różyckiego, oparta na dramacie Jerzego Żuławskiego, łączy motyw mitu greckiego z opowieścią o nieśmiertelności i udręce wędrówki przez epoki, jak w "Holendrze tułaczu" Richarda Wagnera czy "Sprawie Makropoulos" Leośa Janaćka.Barbara Wysocka zręcznie sprowadziła rzecz do współczesnego kontekstu: bohaterka wędruje przez świat i epoki, ale jako aktorka filmowa. Prolog "grecki" rozgrywa się w garderobie, po czym oglądamy plany filmów: "Rzym","Pod krzyżem" i "Przez krew". Mamy tu liczne nawiązania: do hollywoodzkich fresków o starożytności, do "Matki Joanny" Kawalerowicza, ale pojawia się też np. charakterystyczny gest z "Pokotu" Agnieszki Holland - zbliżenia w projekcji na agresywnie wykrzywione twarze złych mężczyzn. O ile pod względem dramatycznym reżyserka wybrnęła jakoś z trudnego zadania, to w muzyce (prowadzonej przez Grzegorza Nowaka) już nie całkiem się dało. W swoich czasach dzieło zdobyło pewne powodzenie w Niemczech, z tekstem niemieckim. Polska wersja brzmi gorzej, a stylistyka jest eklektyczna, można by rzec: od Richarda Straussa po Johanna Straussa. Są momenty efektowne, ale i monotonne, co daje się słyszeć zwłaszcza w partii Psyche (Joanna Freszel). Z solistów zwracają też uwagę Anna Bernacka, Wanda Franek, Aleksandra Orłowska-Jabłońska, Mikołaj Zalasiński i Wojtek Gierlach.
Dorota Szwarcman
Polityka
27 października 2017