My z naszej klasy
Pozbawiony sentymentalizmu, oszczędny w środkach spektakl zostawia widzów porażonych, w ciszy, ze ściśniętymi gardłamiHistoria pogromu w Jedwabnem 10 lipca 1941 r., podczas którego polscy mieszkańcy tego miasteczka spędzili do stodoły i spalili swoich żydowskich sąsiadów, oraz dalsze losy katów i ocalałych ofiar zostały dobrze udokumentowane i opisane (m.in. w głośnych książkach „Sąsiedzi” historyka Jana Tomasza Grossa i „My z Jedwabnego” Anny Bikont). Dla Słobodzianka stała się bazą opowieści o losach polsko-żydowskiej wspólnoty, zawiązanej w latach 30. XX w. w pewnej klasie pewnej szkoły powszechnej gdzieś na wschodzie Polski, a w planie ogólniejszym – historią o naszym wspólnym dziedzictwie. Zmieniające się nad drzwiami szkolnej klasy symbole – od katolickiego krzyża przez sierp i młot, swastykę, znów sierp i młot oraz, na koniec, ponownie katolicki krzyż – pokazują kolejne okresy XX w., od lat 30. po końcówkę 90.
Losy bohaterów dramatu, który aktorzy odgrywają na scenie, gdzie jedyną dekoracją są szkolne ławki, to wynik działania zarówno rządzących ideologii, historii, jak i wychowania, osobistych predyspozycji, ambicji, zawiedzionych lub spełnionych miłości, nienawiści, chęci odwetu, strachu. Nikt nie urodził się potworem, nikt nie jest niewinną ofiarą, role w kolejnych sekwencjach spektaklu się odwracają wraz z obracającym się kołem historii. Wycieńczeni bohaterowie stają się wrakami ludzi, a najsilniejszym uczuciem, obok poczucia absurdalności ludzkiego życia, okazuje się poczucie przynależenia do wspólnoty, do naszej klasy: wspólna, dobra i zła pamięć, historia, mit. Zrozumienie i wybaczenie. Pozbawiony sentymentalizmu, oszczędny w środkach spektakl Słobodzianka, Spišáka oraz dziesiątki świetnych bez wyjątku aktorów zostawia widzów porażonych, w ciszy, ze ściśniętymi gardłami. To jedno z najważniejszych – nie tylko teatralnych – wydarzeń ostatnich lat. Idźcie do Teatru Na Woli.
Aneta Kyzioł
Polityka
29 października 2010