Obraz społeczeństwa polskiego czasu wojny
„Nasza klasa" to poruszająca sztuka o tym, co ludzie są w stanie robić w obliczu zagrożenia. Termin kolega z klasy jest wręcz bardziej wiążący niż pokrewieństwo. Występuje jednak często jako słowo wytrych, kiedy jeden z „kolegów" jest w potrzebie, rzadko działa to jednak w obie strony. Wszystko co zobaczymy na scenie, wiąże się ze stosunkami polsko – żydowskimi na przestrzeni XX wieku. Relacje w niegdyś zgranej klasie, kiedy jej członkowie dorastają, przestają być przyjacielskie, a na scenie obserwujemy życie każdego z bohaterów.Sztuka Tadeusza Słobodzianka to pierwszy polski dramat, który zdobył nagrodę „Nike". Spektakl wielokrotnie pojawiał się na scenach teatrów na całym świecie. Po raz pierwszy w Polsce sztuka została wystawiona w Teatrze na Woli im. Tadeusza Łomnickiego, w reżyserii Ondreja Spišáka. Obecnie jest wystawiana w Teatrze Dramatycznym, pod przewodnictwem tego samego reżysera we współpracy z drugą reżyserką Aldoną Figurą.
Od samego początku spektaklu widzowie obserwują bardzo intrygującą scenografię. Na scenie ustawiono za sobą kilka ławek, które swoim wykonaniem sugerują czas akcji (początek XX w.).
Za nimi stoją potężne dwuskrzydłowe drzwi wykonane z solidnego drewna. Nad nimi początkowo wisi krzyż. Jest to jednak ruchomy element scenografii, zmienia się w zależności od panującej w kraju sytuacji politycznej, np. pod okupacją sowiecką nad drzwiami pojawi się sierp i młot. Sądzę, że to dość prosty, a jednak uderzający w punkt zabieg, dający bardzo klarowny przekaz. Te ciekawe rozwiązania mogliśmy zobaczyć dzięki pracy Františka Liptaka.
Ważne dla całego spektaklu były również kostiumy przygotowane przez Jana Kozikowskiego. Nawiązywały do planów na przyszłość uczniów owej klasy. Jedna z dziewczyn chciała być aktorką, druga krawcową, jeden z chłopców żołnierzem. Stroje pomagają też widzowi zorientować się którzy z uczniów mają żydowskie, a którzy polskie korzenie.
Historia opowiedziana na scenie śledzi losy uczniów pewnej polskiej klasy od wczesnych lat dziecięcych aż po kres życia każdego z nich. Śmierć ukazana została poprzez symboliczny ukłon, taki jak ten podczas zabawy „mam chusteczkę haftowaną..." oraz przejście na drugą stronę drzwi owej klasy. Jest to niezwykle poruszające. Na początku widz obserwuje na scenie niewinne dziecięce zabawy, słucha o planach na przyszłość uczniów, przygotowywanie akademii, wspólną naukę języków. Niespodziewanie niegdyś bliskie więzi między uczniami rozluźniają się. Żydowskich członków klasy oskarża się o współpracę z Rosjanami. Tymczasem jeden z Polaków podczas przesłuchań NKWD dotyczących tajnej grupy oporu, wyjawia nazwisko kolegi, a winą za to obarcza jednego z Żydów. Ma to tragiczne konsekwencje dla żydowskiego chłopca Jakuba Kaca (Robert T. Majewski). Okrutny los spotkał też jedną z Żydówek Dorę (Magdalena Czerwińska), kiedy została z dzieckiem sama w domu, przyszli „koledzy" z klasy, zgwałcili ją. Ci sami koledzy, którzy później urządza pogrom w ich miasteczku. Oglądając te wydarzenia nie sposób było nie czuć obrzydzenia względem tych występków. Sztuka przyprawiała wręcz o mdłości, widząc tak bestialskie traktowanie drugiego człowieka nie sposób nie czuć odrazy. Pokazano też drugą stronę medalu Zochę (Agnieszka Roszkowska), która ukrywała Menachema (Mariusz Drężek), czy Władka (Sebastian Skoczeń) który namówił Rachelkę (Agata Góral), aby ochrzciła się i poślubiła go, co uratowało jej życie. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena ich wesela na które przyszli Rysiek (Marcin Stępniak), Zygmunt (Karol Wróblewski), Heniek (Marcin Sztabiński) i Zocha. Odśpiewano pieśń o sierocie (Rachela straciła wszystkich bliskich przez pogrom, jaki urządzili mieszkańcy miasteczka), jako prezenty zaś dostali srebrny świecznik, tacę i cukiernicę zrabowane z domów tragicznie zmarłych żydowskich znajomych z klasy. Jeśli chodzi o piosenki to towarzyszą one widzom przez większość spektaklu, śpiewają je uczniowie, zdarzają się też rymowanki, typowe dla tych których niegdyś każdy uczył się w szkole. Nadają one niepowtarzalny klimat.
Wielkie wrażenie wywarła na mnie gra Mariusza Drężka wcielił się w rolę Menachema najprzystojniejszego z żydowskich chłopców w klasie, później męża Dory, żołnierza. Jego niezwykle naznaczona przez życie postać, musiała być niesłychanie trudna do odtworzenia, a jednak aktor zrobił to bezbłędnie. Oddając zadziorność tego bohatera, emocjonalność a zarazem hart ducha. Nie po raz pierwszy miałam przyjemność oglądać Pana Drężka na scenie i to rola, w której dotychczas jego gra podobała mi się najbardziej.
Spektakl ten jest na pewno warty obejrzenia ze względu na aspekt historyczno – polityczny. Demonstruje również do jak desperackich aktów zdolny jest człowiek, zastraszony, w obliczu zagrożenia. Często wychodzą z niego wówczas najpodlejsze cechy charakteru. Przedstawione w nim podziały, które pozornie wzięły się z nikąd a tak naprawdę były silnie zakorzenione w podświadomości. Myślę, że ta sztuka, jeśli widz obejrzy ją analizując krytycznie przedstawione sytuacje może być świetną przestrogą. Takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca, są wielką plamą na honorze naszego kraju. Pocieszające jest jednak to, że wśród bohaterów sztuki byli też tacy, którzy zasłużyli na order Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Naprawdę, uważam że jest to niezwykle ważna i mądra sztuka, którą powinno obejrzeć jak najwięcej osób.
Warto jednak zaznaczyć, że ze względu na użyty w przekazie język oraz brutalny charakter ukazanych wydarzeń, jest ona kierowana do dorosłych widzów.
Karolina Kwiecień
Dziennik Teatralny Warszawa
23 lutego 2023