Pan w czarnym kapeluszu nie gniewa się na Stwórcę
- Byłam pełna obaw, kiedy ogłoszono oficjalne obchody Roku Kantora. Zastanawiałam się, czy przysporzą one artyście splendoru, czy może stanie się na odwrót, a przyznane na ten cel granty ucieszą jedynie twórców, którzy się na dofinansowanie załapali. Patrząc z perspektywy roku, już wiem, że w Krakowie pieniądze te zostały fantastycznie wykorzystane - pisze Magda Huzarska-Szumiec w Polsce Gazecie Krakowskiej.Kiedy pan w czarnym kapeluszu, z szyją okrytą szalem i nieodłącznym papierosem w ręce, dowiedział się, że UNESCO ogłosiło rok 2015 Rokiem Tadeusza Kantora, pewnie wpadł w furię. Pokrzykiwał gdzieś tam w przestworzach - jak to miał tu na ziemi w zwyczaju - na Stwórcę za to, że dopuścił, by sprowadzono jego sztukę do akademickich dywagacji, a jego samego stawiano przed prezydialnym stołem podczas akademii ku czci, których całe życie nienawidził. Ja też byłam pełna obaw, kiedy ogłoszono oficjalne obchody. Zastanawiałam się, czy przysporzą one artyście splendoru, czy może stanie się na odwrót, a przyznane na ten cel granty ucieszą jedynie twórców, którzy się na dofinansowanie załapali. Patrząc z perspektywy roku, już wiem, że w Krakowie pieniądze te zostały fantastycznie wykorzystane. Tak jak stało się to w Cricotece. Choć ze względu na charakter tego miejsca oczywistą rzeczą było, że to ono włączy się najbardziej w obchody. Jednak nie wierzyłam, że przygotowane tam wystawy zrobią na mnie aż tak wielkie wrażenie. I to zarówno ekspozycja ostatnich obrazów malarza, zatytułowana "Cholernie spadam", jak i praca francuskiego twórcy Christiana Boltanskiego pt. "W mgnieniu oka".
Fantastyczne w Cricotece jest to, że wystawy czasowe pokazywane są w sali znajdującej się tuż obok przestrzeni, w której są obiekty z przedstawień reżysera. Dzięki temu melancholijna instalacja Boltanskiego mogła rozmawiać z manekinami z "Umarłej klasy", a efekt te go dialogu wciąż nie chce mi wyjść z głowy. Podobnie jest w przypadku obecnie pokazywanych obrazów Kantora (kto nie widział, niech biegnie, wystawa czynna jest do 27 marca). Bowiem przedstawiona na nich nieuchronność zbliżającego się końca nawiązuje do Teatru Śmierci czającego się tuż za ścianą.
Ale Rok Kantora to nie była tylko Cricoteka. Włączyło się weń Międzynarodowe Centrum Kultury, które pokazywało prace izraelskiego rzeźbiarza Daniego Karavana. Artysta swoją twórczość traktuje tak jak Kantor - jako "dzieło totalne". Nie przypadkowo więc znalazła się na tej wystawie praca zatytułowana "Hommage a Tadeusz Kantor".
Nie bez powodu też w Muzeum Etnograficznym powstała wzruszająca ekspozycja pt. "Izba przyjęć rzeczy biednych. Re_Kolekcje z Kantora". Na ostatnim piętrze muzeum, tam gdzie przechowuje się zniszczone lub mniej istotne eksponaty, w specjalnych szafach pokazano "biedne przedmioty", które były tak ważne dla twórcy. Jakieś ubogie ubranka dla lalek, okulary, drewniane łapki na myszy, nadkruszone rzeźby, stare wiejskie koronki... Rzeczy, które mogą zdać się tylko psu na budę. Miały one jednak dla Kantora wielkie znaczenie i pozwalały mu przywołać z pamięci najbardziej intymne wspomnienia.
I właśnie wspomnienia zostaną w nas po Roku Tadeusza Kantora. To chyba najważniejszy cel, jaki udało się osiągnąć pomysłodawcom obchodów. Jestem przekonana, że pan w czarnym kapeluszu, owinięty fantazyjnie szalem, spogląda gdzieś tam z chmury z aprobatą na to, co się w Krakowie wydarzyło. A jego pretensje do Stwórcy uleciały już dawno z kłębami papierosowego dymu.
Magda Huzarska-Szumiec
Polska Gazeta Krakowska
21 stycznia 2016