Podróżując emocjonalnie
Kto choć raz nie narzekał na komunikacje publiczną, niech rzuci kamieniem. Na pewno wiele przykrych doświadczeń w tej kwestii mają realizatorzy szczecińskiego spektaklu „Nie twoja kolej, kochanie". Przy czym kolej nie oznacza kolejności, tylko państwowego przewoźnika, z którym nie raz przyszło nam się borykać.Tomasz Cymerman postanowił stworzyć micro musical o niedogodnościach podróży komunikacją publiczną rożnego kalibru, począwszy od kolei ogólnopolskich, przez znikające niczym widma koleje lokalne i pojazdy silnikowe wszelkiej maści dowożące ludzi pracy i nie tylko do mniejszych miejscowości, po transport prywatny, czyli busy, których przyjazdy i odjazdy oraz wybór tras, są uzależnione od widzimisię właściciela pojazdu i firmy przewożącej.
Dane pokazują, że w Polsce 13,8 mln obywateli jest wykluczonych komunikacyjnie. Do małych wiosek nic nie dojeżdża. Jeśli ktoś nie ma samochodu, nie ma możliwości wydostania się ze swojej miejscowości. Starsza samotna pani, która chce pojechać do lekarza do najbliższego miasta powiatowego, nie dojedzie, chyba że podwiezie ją usłużny sąsiad.
Tomasz Cymerman, bazując na doświadczeniu własnym i pozostałych realizatorów, postanowił opowiedzieć o tym problemie osnuwając go wokół historii pary kochanków, których los rzucił w dwa końce Polski i którzy w drugą rocznicę swojej znajomości próbują spotkać się pośrodku na stacji Łódź Fabryczna, gdzie dwa lata wcześniej się poznali na peronie w oczekiwaniu na, jakże mogłoby być inaczej, spóźniony pociąg.
O podróżowaniu powstało wiele utworów, songów, protest songów, zabawnych, sentymentalnych, przebojowych. Sama Maryla Rodowicz celowała w tego typu piosenkach jak choćby „Remedium" ze słynnym refrenem o wsiadaniu do pociągu, „Od Syracuse do Cheetaway" czy „Wieczór na dworcu w Kansas City". Dlaczego podróże tak fascynują twórców? Bo podróż to nie tylko przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Podróż to zmiana, również ta mentalna, emocjonalna. Podróżujemy, żeby coś zmienić, coś odkryć, coś odnaleźć, choćby święty spokój. Dlatego te podróże w kulturze są zawsze obarczone pewnego rodzaju uwzniośleniem.
Twórcy szczecińskiego spektaklu pozbyli się wszelkiego uwznioślenia i skierowali uwagę widzów na czarne strony podróżowania, narażając bohaterów chcących przeżyć romantyczną przygodę na ogrom frustracji. Nawet jeśli romantyzm i entuzjazm pojawia się na etapie planowania podróży, to gaśnie z każdą kolejną godziną, którą nasi bohaterowie muszą spędzić na obskurnych dworcach, peronach, przystankach autobusowych gdzieś w szczerym polu czytając tabliczki z dziwnymi oznaczeniami, z których trudno coś rozszyfrować.
Proszę więc sobie wyobrazić Piotra (Konrad Beta) stojącego na takim przystanku w zimowy poranek z nadzieją, że coś przyjedzie, bo przecież nigdy nie wiadomo, czy przyjedzie. Zostawił chorego wujka w podbieszczadzkiej wsi i pędzi do ukochanej, a jego pęd jest skutecznie powstrzymywany przez niesprzyjające okoliczności.
Eliza (Magdalena Wrani-Stachowska) ma dużo łatwiejsze zadanie – wyrusza z dużego miasta Szczecina koleją publiczną – pozornie łatwiejsze, bo przecież kolej publiczna ma to do siebie, że się spóźnia, bo ... szyny były złe.
I tak towarzyszymy dwójce bohaterów, którzy opowiadają nam o swoich perypetiach, również wokalnie, tworząc niezwykle udany tercet. Koncert na trzy głosy.
Magdalena Wrani-Stachowska swój talent wokalny pokazała już wcześniej np. w „Być jak Beata", gdzie z powodzeniem wykonywała piosenki Beaty Kozidrak. Tutaj jej interpretacje nabrały pewnej tajemniczości, nowoczesnego sznytu, w czym na pewno jest zasługa Dominika Strycharskiego, który potrafił do tego „horroru komunikacyjnego" stworzyć niezwykle trafną ilustracyjnie muzykę, która zmienia się w zależności od dramatyzmu sceny, raz parodiując różne gatunki muzyczne podkreślając w ten sposób absurd sytuacyjny, raz tworząc klimatyczne tony kierując uwagę na uczucie dwojga bohaterów.
Magdalena Wrani-Stachowska wypada świetnie również aktorsko. Rola rodzącej kobiety w rozklekotanym busie pędzącym przez wertepy mijanych wiosek w tempie pozwalającym na zebranie grzybów po drodze (gdyby akurat była jesień), jest znakomita. Aktorka przekonująco oddaje frustrację i niepewność młodej kobiety we współczesnym świecie, która jest rozdarta między uczuciem a karierą.
Konrad Pawicki z partiami wokalnymi nie ma żadnego problemu, ponieważ wielokrotnie występował w spektaklach muzycznych i koncertował. Ale znaliśmy go raczej z utworów dramatycznych, a tutaj pokazał talent komediowy okraszając swoje wykonania odpowiednio dozowanym humorem. Humor towarzyszy też jego kreacjom aktorskim, których jest tu kilka. Optymistyczny kierowca busa, zblazowany konduktor próbujący nieudolnie podrywać pasażerkę, kasjerka na dworcu czy Duch Kolei. Całości dopełnia jego błyszczący gajerek, który nosi z godnością króla disco polo. Jego miniastość bawi chwilami do łez.
Ale największym odkryciem tego spektaklu jest dla mnie Konrad Beta, który jest chyba najbardziej ludzki z trójki bohaterów. Jego dramat jest nam najbliższy, najbardziej oczywisty. Jego zmagania z obowiązkami wobec chorego wujka, ukochanej, która ma pewne oczekiwania, i wieloma osobami spotykanymi po drodze, którzy stopniowo budują jego frustrację, doprowadza do wybuchu emocji, które prawdopodobnie długo w sobie dusił, a ta podróż je wyzwoliła. Konrad Beta jest wyśmienity aktorsko i wokalnie. Gdyby miał więcej do zaśpiewania, mógłby wydać płytę i pewnie by się świetnie sprzedała.
Warto dodać, że oprócz muzyki Strycharskiego aktorzy dodają kolejne elementy typu granie na dziecięcej zabawce wygrywającej różne melodyjki, gra na gitarze, zapowiedzi z megafonu dworcowego. To wszystko buduje klimat tego przedstawienia.
Scenograficznie spektakl trochę kuleje. Mam wrażenie chaosu wizualnego. Nad starymi krzesłami imitującymi fotele w pociągu są nowoczesne neony, na których po przekręceniu poszczególnych modułów można tworzyć nowe słowa: „Odjazdy", „Powroty", „Odwroty". Nie wiem też, po co znalazły się tu kolorowe lampy, bo takich trudno uświadczyć na dworcach i w pociągach.
„Nie twoja kolej, kochanie" to słodko-gorzki traktat o życiu w podróży, która jest alegorią tegoż życia. Wystawia nas na próby, zastawia pułapki, igra z naszymi emocjami, wymusza decyzje i, mimo wszystko, zmusza do pójścia krok dalej, do penetrowania naszej przyszłości, która może przynieść nieodgadnione rozwiązania.
PS. Pociągi dzisiaj prezentują trochę lepszy standard i nie spóźniają się tak bardzo. To refleksja ku pokrzepieniu serc.
Obsada: Eliza - Magdalena Wrani-Stachowska, Piotr - Konrad Beta, Chochlik - Konrad Pawicki.
Reżyseria, dramaturgia i scenografia: Tomasz Cymerman, tekst i piosenki: Krzysztof Szekalski, kompozycja piosenek i muzyka: Dominik Strycharski, kostiumy i konsultacja scenograficzna: Marta Śniosek-Masacz, zdjęcia: Piotr Nykowski.
Premiera 20 września 2024.
Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Pomorze Zachodnie
23 września 2024