Przed Biesami nie uciekniesz
Jesteśmy w mrocznym i chłodnym wnętrzu świątyni. Scenę rozświetla, migoczące światło świec. Najpierw poruszające dźwięki pieśni w wykonaniu chóru cerkiewnego Woskresinnia, a potem przejmująca cisza. Cała sceneria wywołuje u widza dreszcz podniecenia. Fantastycznie wpasowuje się w nią postać starca, Tichona (Jerzy Nowak), który już za moment wysłucha makabrycznego wyznania. Wysłucha spowiedzi Mikołaja Stawrogina.Główny bohater powraca do rodzinnego domu, aby podsumować swoje życie, wyznać grzechy, a gnijące w nim zło, przelać na drugiego człowieka. Jednak nie jest to zwykła spowiedź. Stawrogin jest świadom ohydy, przepełniającej jego życie, swoich parszywych postępków, wyrządzonych krzywd, ale w tym wszystkim brakuje żalu. Nawet wspominając, prześladujące go widmo, zgwałconej dziewczynki, jakże daleki jest od wyrzutów sumienia. Co tak naprawdę kryje się w tym chłodnym, pozbawionym skrupułów człowieku. Do jakich uczuć jest zdolny? No i w końcu, jaki jest cel spowiedzi bez żalu za grzechy? Czyżby to w niej Stawrogin szukał ostatniej szansy na poskromienie biesów, to ona ma być receptą na nocne koszmary? Radosław Krzyżowski w sposób niesamowicie wiarygodny przedstawił ową obojętność człowieka do szpiku zdemoralizowanego, wyzutego z uczuć, traktującego życie, jak ciekawostkę naukową. Oszczędnie i przekonująco przykuł uwagę publiczności. Poprzez swoją grę, ukazał tylko fragment duszy bohatera, rozbudzając w widzu szaleńczą wręcz ciekawość poznania reszty. Jedną z ofiar Mikołaja Stawrogina jest Maria Lebiadkin, fantastycznie odegrana przez Beatę Rybotycką. Kobieta, o której tak naprawdę nie wiadomo, co myśleć. Z początku przerażająca, schizofreniczna i budząca powszechną odrazę, okazuje się być ofiarą podstępnej gry Stawrogina, który postanowił zabawić się miłością chorej kobiety. Od swojego nieszczęścia i zaznanych krzywd Maria ucieka w świat marzeń i wyobraźni, całkowicie odgradzając się od tego, co realne. Być może to najlepszy ze sposobów odcięcia się od okrucieństwa rzeczywistości, bo Lebiadkin wydaje się być szczęśliwa tam, gdzie ucieka jej umysł. Nie można nie pochwalić, zapierającej dech w piersiach, gry Grzegorza Mielczarka, odtwórcy roli Piotra Wierchowieńskiego. To żywe wcielenie biesa, demon we własnej osobie. Już od pierwszych sekund na scenie hipnotyzuje widza. I mimo, że jego postać tak bardzo ewoluuje podczas spektaklu, to od pierwszego do ostatniego słowa, nie pozwala o sobie zapomnieć. Jak magnes przyciąga wzrok widzów. Najpierw trzymający się z tyłu, pełen kurtuazji i głupawy zarazem, wraz z rozwojem akcji, rozbudza swój potencjał, wysuwa się na pierwszy plan, ukazując prawdziwe oblicze, drzemiącego w Wierchowieńskim biesa. Szybsze bicie serca, napięte mięśnie i gęsia skórka, oto jaką reakcję wzbudził we mnie monolog Wierchowieńskiego. Energia, którą ma w sobie Mielczarek z pewnością wystarczyłaby do wysadzenia całej sceny! Każdy z bohaterów ma własnego biesa. Demona, od którego nie można się uwolnić. Mogą nie być tego świadomi, ale nie są w stanie przed nim uciec. Kobiety - ofiary miłości, Lizawieta (Anna Cieślak), Daria (Dominika Figurska) i Maria, gotowe oddać tak wiele człowiekowi, o którym wiedzą, że je zniszczy i to bez skrupułów. Barbara Pietrowna (Anna Tomaszewska), prześladowana przez duchy z przeszłości, szukająca sprawiedliwości, czy też usprawiedliwienia. I oczywiście tak przejmująca walka ojca i syna, Siepana (Marek Litewka) i Piotra Wierchowieńskich, skrajnych przeciwieństw uczuć i poglądów. Oni wszyscy ulegają złym siłom, które ani na moment nie znikają ze sceny. Mroczne duchy, biesy, nie opuszczają nas na krok i żadna spowiedź nie jest w stanie ich przegonić. Biesy, to spektakl, na którym nikt nie ziewa. Owacje na stojąco należą się reżyserowi, Krzysztofowi Jasińskiemu. W zaskakująco przystępny sposób przeniósł na scenę dzieło Dostojewskiego. Panujący na scenie klimat, świetna gra aktorów oraz niesamowity chór Woskresinnia, który wielokrotnie pojawia się w sztuce sprawiają, że Biesy są, jak seria z karabinu maszynowego, uderzają w widza nieprzerwanym strumieniem coraz to nowych, skrajnie różnych emocji. Krakowski Teatr Scena STU Fiodor Dostojewski "Biesy" przekład: Tadeusz Zagórski, Zbigniew Podgórzec adaptacja i reżyseria: Krzysztof Jasiński dekoracje: Maciej Rybicki kostiumy: Dorota Ogonowska Obsada: Mikołaj Stawrogin - Radosław Krzyżowski/Michał Sitarski, Piotr Wierchowieński - Grzegorz Mielczarek/Krzysztof Piątkowski, Barbara Stawrogin - Anna Tomaszewska/ Maja Barełkowska, Stiepan Wierchowieński - Krzysztof Globisz/Jerzy Święch/Marek Litewka, Lizawieta Tuszyn - Urszula Grabowska-Ochalik/Anna Cieślak, Daria Szatow - Dominika Figurska/Karolina Gorczyca/Karolina Chapko, Iwan Szatow - Robert Koszucki/Adam Szarek, Maria Lebiadkin - Beata Rybotycka/Agnieszka Marek, Kapitan Ignacy Lebiadkin - Dariusz Gnatowski/Dariusz Starczewski, Siergiej Liputin - Krzysztof Pluskota/Dominik Nowak, Aleksy Kiriłłow - Marcin Kalisz/Marcin Zacharzewski, Tichon - Andrzej Róg/Jerzy Nowak Ukraiński Chór Woskresinnia pod dyrekcją Aleksandra Tarasenko Premiera: 17 września 2007r.
Anna Stec
Dziennik Teatralny Kraków
8 grudnia 2007