"Feliks Rzepka, czyli ja!"

Słyszeliście o szalonym pomyśle Mela Gibsona, żeby nakręcić film o polskim królu Janie III Sobieskim? Gwiazda z Hollywood na ziemiach polskich to nie bagatela. A czy wiecie, kto Melowi ten pomysł podsunął? Któż inny mógłby to być, jeśli nie sam Feliks Rzepka.

Nie wiecie kim jest Feliks Rzepka? Czyżbyście nie znali opoki polskiej sceny, aktora, który stworzył najlepszą kreację Cyrano de Bergeraca w dziejach teatru, a na dodatek zna samego Mela Gibsona? Naprawdę go zna! Na własne oczy widziałam zdjęcia! Skoro jednak mi nie wierzycie, to wybierzcie się czym prędzej do Teatru Korez w Katowicach i przekonajcie się na własne oczy, że Feliks Rzepka istnieje naprawdę. Pisząc o najnowszym monodramie Mirosława Neinerta, można w zasadzie wspominać przede wszystkim o dwóch rzeczach: tekście i aktorze. Autor "Kolegi Mela Gibsona", Tomasz Jachimek, napisał teks błyskotliwy, zabawny, ale nie pozbawiony refleksji. Tekst, który z jednej strony odnosi się do osób (czyli głównie aktorów) z naszego lokalnego podwórka i zawiera aluzje, prawdopodobnie nie zrozumiałe dla przybysza z zewnątrz. Z drugiej strony dotyczy on też sprawy bardziej uniwersalnej - blasków i cieni aktorstwa. Mamy tu więc ciepłą satyrę na tak zwane "środowisko", ale też wgląd w egzystencję aktora, nie pozbawiony wszak autoironii. Tekst Jachimka jest rzeczywiście stworzony dla Neinerta. W pewnym momencie zaczęłam zadawać sobie pytanie, na ile postać Feliksa Rzepki jest wykreowana, a na ile jest to sam Mirosław Neinert. Nie ma oczywiście wątpliwości, że aktor budował postać na własnych doświadczeniach. Zresztą, kto inny mógłby zagrać Feliksa Rzepkę, jeśli nie stary wyga sceniczny, który w aktorstwie zaznał już chyba wszystkiego i jest na Śląsku aktorem cenionym i rozpoznawanym. Neinert na każdym kroku śmieje się z samego siebie oraz z kolegów, głównie Talarczyka i Okupskiej. Obok autoironii mamy tu również żonglowanie obiegowymi opiniami i stereotypami dotyczącymi aktorów, które także zostają przez Neinerta wyśmiane. W Teatrze Korez udowodnił on już wcześniej, że potrafi śmiać się ze swojego zawodu, chociażby w "Scenariuszu dla trzech aktorów". "Kolega Mela Gibsona" opowiada o zadufanym w sobie aktorze, megalomania i mitomanie, który nawija przez półtorej godziny (oczywiście wyłącznie o sobie!). Sprawia przy tym wrażenie, jakby wcale nie potrzebował rozmówcy, tylko kogoś, kto słucha i nie przerywa zbędnymi pytaniami. Poznajemy przy tym "prawdziwe" życie aktora, także to duchowe, a okazuje się być ono bardziej barwne niż przypuszczaliśmy. Mirosław Neinert gra Feliksa Rzepkę, który gra...Feliksa Rzepkę. Okazuje się bowiem, że aktor wcale nie przestaje grać po zejściu ze sceny. Skądże znowu! To właśnie tu, w prawdziwym życiu zaczyna się właściwy spektakl. Aktor cały czas odgrywa swoją rolę i musi się dobrze prezentować nawet, jeśli jego publicznością są tylko kafelki w toalecie. Aktor zostaje aktorem, ponieważ jest spragniony sławy i uwielbienia, zaś największą oznaką popularności jest zawiść kolegów po fachu i autorski przepis na wigilijnego karpia, podany w gazecie, najlepiej obok przepisu innej "gwiazdy". Prawdziwy aktor (wymawiajmy to słowo z szacunkiem...) nie rozdaje w ciągu dnia więcej niż 10 "autosów" (dla niewtajemniczonych - "autos" to autograf), aby nie naciągnąć sobie nadgarstka, jakże cennego dla teatru polskiego. Życie z aktorem jest, niestety, trudne, szczególnie, że zarobki w teatrze są marne i trzeba brać się za chałturę. Aktor żyje oczywiście sztuką i dla sztuki, ale rodzina jeść musi. Wtedy nasz aktor wyjeżdża do Stanów i śpiewa z Polonią "O mój rozmarynie..." lub promuje stację Bp (ukłon w stronę sponsora). Ale prawdziwym nieszczęściem jest dopiero utrata etatu w teatrze. Wtedy sława okazuje się być tak samo ulotna jak wszystko inne. Tekst Jachimka jest parodią, satyrą na tak zwane "lokalne gwiazdy". Sam autor w krótkiej notce umieszczonej na stronie Teatru Korez przyznaje, że Feliks Rzepka ma swój pierwowzór w rzeczywistym aktorze, z którym autor miał przyjemność się poznać. Ale następuje taki moment w monodramie, kiedy nie chce nam się już śmiać, pojawia się ziarno goryczy i robi nam się żal Feliksa Rzepki. Dla mnie niezwykle wzruszająca była scena spotkania z dawną fanką, panią Basią, dzięki której nasz bohater może poczuć się znów gwiazdą, jak za dawnych lat. Okazuje się, że ten człowiek nie ma nic poza złudzeniami i tą swoją rolą, graną od ćwierć wieku. Reżyser, Waldemar Patlewicz, bardzo dobrze poprowadził aktora (co pewnie nie było trudne przy pracy z t a k i m a k t o r e m). Mirosław Neinert, mimo że przez półtorej godziny nie robi nic poza tym, że gada, gada, gada, potrafi skupić na sobie niesamowitą uwagę publiczności. Widownia jak zawsze daje się porwać jego charyzmie, czego dowodem było zawtórowanie aktorowi przy śpiewaniu piosenki "O mój rozmarynie...". Główny bohater wypowiada kilka razy kwestię "Feliks Rzepka, czyli Cyrano de Bergerac, czyli Ja!". Myślę, że niejeden aktor mógłby z kolei powiedzieć: "Feliks Rzepka, czyli Ja!", bo chyba każdy ma w sobie coś z tej postaci. Teatr Korez w Katowicach Tomasz Jachimek "Kolega Mela Gibsona" reżyseria: Waldemar Patlewicz Obsada: Mirosław Neinert Premiera: 15. 12. 2007r.

Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny Katowice
19 grudnia 2007