R@Port na półmetku
Tegoroczny R@Port póki co nie zachwyca. Jeśli festiwalowe pokazy stanowić mają obraz polskiej dramaturgii, to poziom tekstów i ich teatralnych realizacji pozostawia niedosyt. Spośród siedmiu pokazanych spektakli, cztery z nich zasłużyły na szerszy komentarzOtwierający Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port pokaz "Między nami dobrze jest" niemieckiego teatru Bayerisches Staatsschauspiel z Monachium w ciekawy sposób konfrontuje najbardziej ironiczny polski tekst ostatnich lat z wizją Polaka z perspektywy naszych sąsiadów zza Odry. Dorota Masłowska akcję dramatu umieściła w niby pokoju zwanym w tekście "brakiem pokoju", co za podstawową wskazówkę inscenizacyjną uznał Grzegorz Jarzyna, realizujący światową prapremierę tekstu w koprodukcji TR Warszawa i berlińskiej Schaubühne am Lehniner Platz. Chociaż spektakl Jarzyny stanowił estetyczną perełkę, to odgrywanie sztuki Masłowskiej w minimalistycznym anturażu w pewnym momencie stawało się nużące.
Niemiecka reżyserka Tina Lanik woli serio traktować didaskalia Masłowskiej, tworząc raczej meta-przestrzeń zatopioną w bałaganie. Z morza rekwizytów i pozornego chaosu całej inscenizacji, wraz upływem czasu, wyłania się ściśle określona struktura. Przedstawienie z Monachium jest z kolei próbą uchwycenia polskich paradoksów i sprzeczności, które dla Niemców są niejasne (w Monachium widzowie nie śmieją się z tekstu Masłowskiej, a jedynie z gagów aktorskich). Tina Lanik odważnie stara się uchwycić nasze traumy i kompleksy, ale jest to głos wyważony, pozbawiony nieskrywanej złośliwości Masłowskiej.
Zupełnie nieprzystającą do pozostałych propozycji R@Portu jest "Turandot" przywieziony neTTheatre Centrum Kultury w Lublinie i Grupę Coincidentia w Białymstoku. Reżyser Paweł Passini postanowił zajrzeć w duszę Giacomo Pucciniego i opowiedzieć historię chińskiej księżniczki Turandot z perspektywy XX-wiecznych Chin - kraju bezlitosnej komunistycznej dyktatury, tresury dzieci, wyszukanych tortur, śmierci... Wszystko to w obecności głuchoniemego (naprawdę) chóru młodych ludzi, porozumiewających się językiem migowym.
Ubrana w operową, monumentalną i patetyczną ramę inscenizacje rozpada się na szereg epizodów, z bardzo drastyczną sceną tortur na przykładzie warzyw z wszczykniętym do nich sokiem z buraków. Passini wirtuozersko łączy elementy tradycji chińskiej z dzisiejszą kulturą masową i taką samą produkcją "made in China" na przykładzie dziesiątek lalek Barbie umieszczonych na drążkach i stanowiących wiernych poddanych chińskiego reżimu i fascynujący teatr lalek.
Inscenizacja pełna ekstatycznych obrazów, wideoprezentacji i żonglerki skojarzeń jest kontynuacją nagrodzonych na ubiegłorocznym R@Porcie jego "Wszystkich rodzajów śmierci", gdzie Passini opisywał sytuację w Indiach. Wchodzenie w skórę Pucciniego jest z kolei powtórzeniem wiwisekcji Stanisława Wyspiańskiego z innego jego głośnego spektaklu "Odpoczywanie". I choć inscenizacja w wielu miejscach się reżyserowi wymyka, jego twórcze poszukiwania zasługują na wielki szacunek.
"Utwór o matce i ojczyźnie" przygotowany przez Marcina Libera w Teatrze Współczesnym w Szczecienie to kolejny przykład udanego spektaklu opisujący antysemityzm. Dwie kobiety siedzące na przeciwko siebie przy stole są w ciągłej opozycji. Matka i córka, konflikt pokoleń, inny ogląd świata. Nierozerwalna więź dziecka z rodzicem ma swój symboliczny kontekst zaznaczony już w tytule sztuki. Sytuację komplikuje fakt, że matka-ojczyzna-Polska ma dziecko semickie. To poruszające dzieło skontrapunktowane zostało chórem Polaków ubranych w stroje ludowe. Ich wypowiedzi są zbiorem wszelkich ksenofobicznych postaw, przekonań i stereotypów na temat Żydów - rządzi nami "żydokomuna", przez Żydów nie ma przyzwoitych emerytur etc. To głos wobec problemu antysemityzmu uwiera, momentami boli i przede wszystkim uświadamia ile jeszcze dla relacjach polsko-żydowskich jest do zrobienia.
Anonsowana jako główny punkt programu R@Portu, "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Ondreja Spišáka, głosem w kwestii polsko-żydowskiej pewnie najbardziej dobitnym, opisującym "bez znieczulenia" pogrom żydowski w Jedwabnem. Wśród 10 bohaterów nie znajdziemy żadnego krystalicznego człowieka - szlachetne odruchy mieszają się z ludzką podłością i małością. Fascynacja piękną Żydówką nie przeszkodzi pewnemu Polakowi brutalnie jej zgwałcić. Pamięć jest zawodna i manipulowana, dlatego prawda obiektywna to utopia - prawd jest tyle, co jej głosicieli.
Te wszystkie myśli zawarł Tadeusz Słobodzianek w nagrodzonym nagrodą Nike dramacie "Nasza klasa". Opowieść o 10 kolegach i koleżankach z klasy sprzęgł z "Umarłą klasą" Tadeusza Kantora i piosenką "Nasza klasa" Jacka Kaczmarskiego. To zbudowane z prościutkich elementów przedstawienie jest klarowną sceniczną opowieścią. Słowacki reżyser po prostu przeniósł tekst na scenę, bez żadnej wpadki, żadnej interpretacyjnej inwencji wychodzącej poza wizję Słobodzianka, z którym ściśle współpracował. Dlatego, dodając bardzo dobre aktorstwo, powstał spektakl-pomnik, który może wprawdzie wstrząsnąć swoją tematyką, ale nie prowokuje do dyskusji, bowiem ta przetoczyła się przez Polskę 2-3 lata temu, m.in. po spektaklu "Żyd" nagrodzonym główną nagrodą R@Portu w 2008 roku.
Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
27 listopada 2010