Rozsznurowani
Cricoteka gościła w swoich murach przedstawienie muzyczne, dzieło młodych pasjonatów teatru - Bartłomieja Basiury (autor tekstu) i Michała Burka (muzyka). Obaj zabrawszy się za reżyserię weszli jednak w nieco za duże buty. Scenarzysta na co dzień zajmuje się pisaniem prozy i da się odczuć w "Sznurowadłach", że konflikt dramatyczny to nie jego bajka.Skrótowość wpisana w ten gatunek literatury została przez niego potraktowana nazbyt dosłownie. W trakcie półtoragodzinnego spektaklu poruszaliśmy się po trzech planach historycznych. Twórcy próbowali wtłoczyć w te ramy wielkie konflikty XX-wiecznej historii Polski: doświadczenie II-wojny światowej, powojenną rzeczywistość PRL oraz wyraźnie osobny wątek dzisiejszego neoliberalizmu. Przyjęcie założenia, że da się to wszystko powiązać w tak krótkim czasie, oznacza, że medium teatru dla autora scenariusza i kompozytora to absolutne novum.
Więc jak to usiłowali opowiedzieć? Osią zdarzeń stał się bohater, Adam Nowak, czyli moralitetowy przedstawiciel narodu polskiego. Zdaje się, że Adam ma problem z podejmowaniem decyzji lub staje się pionkiem gry większych zrządzeń losu czy też momentów historycznych. Idzie na front, a mógł zostać z żoną. Gdy już poszedł na wojnę to (chyba) musiał strzelić przyjacielowi prosto w twarz, bo znaleźli się po dwóch stronach barykady. Twórcy silą się na patos - "patrzcie jakie ciężkie to były czasy" - uchybiając podstawowej logice scenicznej (dlaczego postać działa tak a nie inaczej). To sprawia, że spektakl jest drażniąco poetycki i choć dużo się tu chodzi i macha rękami, to nie dzieje się tak naprawdę nic, bowiem akcja nie ma kierunku.
Druga część to (chyba) kontynuacja przygód Adama Nowaka, który przeżył wojnę (nie wiemy jak) i wstąpił do milicji, zaczął pić i represjonować opozycjonistów. Struktura się powtarza: żona śpiewa o byciu samotną, a przyjaciela z młodości znowu trzeba uszkodzić - tym razem na posterunku milicji, a nie na froncie. Ni stąd, ni zowąd przeskakujemy w lata osiemdziesiąte, w karnawał Solidarności. To tylko pretekst, by zmusić bohatera do podjęcia złej decyzji raz jeszcze.
Trzecia część to kulminacja patosu i działania naiwnie rozumianej uniwersalnej siły historii. Bohater traci posadę w korporacji, umiera mu żona. Postanawia popełnić samobójstwo. Tym razem kobieta śpiewa zza grobu, a przyjaciel zostaje brutalnie zwyzywany i odtrącony przez pogrążającego się w smutku Adama. To już zdecydowanie musi być inny Nowak, ponieważ tamten dochodziłby teraz dziewięćdziesiątki... Tylko jaka ideowa łączność występuje między polskim żołnierzem, milicjantem i pogrążonym w smutku współczesnym Adamem? Jaka jest w ogóle podstawa do snucia podobnych analogii? Wszystkim Adamom było ciężko w czasach, w których żyli. Oto rozpoznanie wieczoru.
Przydałby się tej historii, opowiadanej z męskiej perspektywy, wyraźniejszy głos kobiet. Ich rolę sprowadzono do bycia żoną i kochanką, niemym świadkiem wielkich wydarzeń. To kolejny anachronizm w rozumieniu historii przez twórców. Scenariusz, oprócz dużej skrótowości, nosi w sobie tę wadę, że przeładowany jest piosenkami kosztem logiki akcji (scena przesłuchania powtarzana jest dziewięć razy niczym refren zgranej piosenki). Rozbuchane, emocjonalne komentarze nijak się mają do papierowych sytuacji, w których działają równie papierowe postaci. Tak też wydaje mi się muzyka aranżowana w schematyczne tematy kojarzące się na przykład z sytuacją przesłuchania czy wojskowego marszu. Reżyserska ręka nie panuje nad ruchem scenicznym i grą aktorów - każdy ciągnie w swoją stronę.
Nie chcę znęcać się nad autorami (wszak to spektakl amatorski), więc wprowadzę nieco konstruktywnej krytyki. Chodzi o tytuł. Jeśli już autorzy zdecydowali się na sceniczną pompę i historiozoficzne zadęcie to powinni przecież zauważyć, że tytuł kłóci się niebywale wręcz ze sznurowadłami, których używa się raczej do prozaicznej czynności zawiązywania butów, a nie do sznurowania losu czy decyzji. Szczególnie, że w melodramatycznych scenach niemocy poboczne postaci więżą głównego bohatera używając w tym celu dość solidnych lin. Trudno też trzy bohaterki uosabiające mitologiczne Parki podejrzewać o przędzenie sznurowadeł... Może chodziło o "koleje losu", "nici", "linie", "liny", "więzy", "supły", "wije", może nawet "sznury losów"? Zastanawiam się także nad symboliką butów i ewentualną inspiracją "Sznurowadłami" Fisza - lecz w odróżnieniu od spektaklu w tej piosence rozsznurowane buty są wyrażone explicite jako symbol egzystencjonalnego stania w miejscu.
Inspiracją tej "historiozoficznej" baśni były pewnie - mogę spekulować - dwie losowe książki z zakresu pozytywnej psychologii i podręcznik do historii dla klas trzecich gimnazjalnych. Nie rozumiem intencji towarzyszących stworzeniu tego dzieła. Gdy podkreśla się młodość i pasję jako główne siły robienia teatru to liczę na bezkompromisowość i poszukiwanie własnego stylu, a nie powielanie naiwnych form musicalu. Jeśli jest to spektakl dla dzieci to może warto przemyśleć treści historyczne i zastanowić się, jaki morał ma wynikać z opowieści. Jeśli brzmi on jak wers z jednej z piosenek: "nie jesteś słaby, tylko tym się tłumaczysz", to mam wrażenie, że autorzy chcą zaczarować nie tyle rzeczywistość, co publiczność, żeby uwierzyła w podobne banały. Jeśli ten teatr jest formą zrzeszenia i spełniania pasji, może warto zrezygnować z biletowania wydarzenia? Może służy jako pretekst do pisania muzyki lub promowania albumów lub książek autorów? A jeśli jest po prostu oddolną inicjatywą wytyczenia ścieżki nowego teatru amatorskiego to zakończyła się ona porażką.
Piotr Urbaniak
e-teatr.pl
4 grudnia 2018