Toksyczna miłość Boznańskich
- To była dziwna relacja, bo wiązała się z wielką miłością i wielką nienawiścią... One bardzo się kochały, ale były o siebie ogromnie zazdrosne, szczególnie Iza o Olgę. Ponieważ życie Izy ułożyło się tak, a nie inaczej, to jej zawiść sukcesywnie narastała i pożarła jej duszę - DUŚKA MARKOWSKA-RESICH, autorka libretta opery "Olga Bo", której prapremiera już 10 czerwca w Operze Krakowskiej."Olga Bo" to nie tylko jedna z niewielu oper, których bohaterem jest malarz. Równie rzadko głównymi bohaterkami są dwie kobiety.
- To wielopłaszczyznowa historia, która dotyczy dwóch kobiet i zarazem dwóch artystek. Historia mówiąca o niespełnieniu i spełnieniu w sztuce, a także o tym, co sztuka jest w stanie zrobić z człowiekiem. W ostatniej scenie, już po śmierci siostry artystki, Izy, przy Oldze Boznańskiej pojawia się Olga bis, która mówi "Maluj Olga, maluj, bo tylko to może ocalić twą duszę". Być może mówi to sam szatan?
Dziś uznalibyśmy Olgę Boznańską za feministkę. Była jedną z pierwszych emancypantek. Nigdy nie stał za nią mężczyzna, protektor, kochanek. Całe życie udało jej się utrzymywać wyłącznie z malarstwa.
- Miała idealną sytuację. W początkowym okresie twórczości była finansowana przez ojca, który uwielbiał swoje córki i wiedział, że musi im pomóc, by zaistniały w tym męskim, maczystowskim świecie. Później w Paryżu zdobywała prestiżowe nagrody i pobierała za swoje obrazy ogromne honoraria. Sama stworzyła siebie.
Ale opera, której libretto Pani napisała, opowiada o siostrach Boznańskich, które łączyła bardzo toksyczna relacja.
- To była dziwna relacja, bo wiązała się z wielką miłością i wielką nienawiścią... One bardzo się kochały, ale były o siebie ogromnie zazdrosne, szczególnie Iza o Olgę. Ponieważ życie Izy ułożyło się tak, a nie inaczej, to jej zawiść sukcesywnie narastała i pożarła jej duszę.
Mimo tej zazdrości ciągle podążała za Olgą.
- I właśnie tego nie rozumiem. To była jakaś magiczna więź. Mogła przecież odciąć się od Olgi, zostać w Krakowie, albo w Monachium, i ułożyć sobie życie. A Iza była przyciągana do Olgi jakimś dziwnym magnesem.
Czy Izabela nie zniszczyła sobie życia także przez chęć spełnienia oczekiwań matki, która zaplanowała, że córka będzie wielką pianistką?
- Zdecydowanie. To przekleństwo cudzych wyborów i decyzji. Jeżeli rodzic decyduje, czym mamy zajmować się w przyszłości, to nawet jeżeli wydaje nam się, że w żaden sposób nie wpłynie to na nasze "Się", to bywa inaczej. Ten kod, który wszczepia nam rodzic, jest na tyle silny, że może spowodować destrukcję. Izabela koncertowała w Krakowie. Miała ogromne predyspozycje i talent, ale miała również niestety ogromną tremę. Malarz maluje obraz i wiesza, natomiast artysta, który występuje przed publicznością, musi pokonać ten próg bezpośredniego kontaktu. To bywa bardzo ciężkie. Chopin, o którym też napisałam sztukę, miał dokładnie ten sam problem. Kiedy grał koncerty, zawsze wpadał w panikę. George Sand mówiła, że obiecała Chopinowi, który był bardzo zdenerwowany, że na tym koncercie, na którym miał wystąpić, nie będzie publiczności, świateł, a zagra na niemym fortepianie.
Czy sztuka jest w stanie zniszczyć nam życie?
- Myślę, że jest mnóstwo przykładów na to, że tak może być. Ale to zawsze kwestia naszych wyborów i tego, co chcemy w życiu robić. Czy chcemy się spalić, tworząc sztukę, czy też chcemy robić ją w sposób letni, nie nadwerężając się nadmiernie. Kiedy wybiera się sztukę, nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku zaniesie nas ta "woda".
A propos opery. W domu sióstr Boznańskich muzyka zawsze odgrywała ważną rolę. Ulubionym kompozytorem Olgi był Fryderyk Chopin. Miała okazję słuchać Ignacego Jana Paderewskiego, a w Paryżu - Artura Rubinsteina.
- W sztuce jest taki fragment, który nie zmieścił się już w libretcie, kiedy Iza wchodzi do kuchni i mówi, że ktoś pięknie gra na fortepianie, na co Olga odpowiada jej: "Tak, tak, popatrz, nawet myszy się zasłuchały". To grał Rubinstein.
Jest Pani autorką dwóch sztuk historycznych. Skąd jednak pomysł na operę dokumentalną o Oldze Boznańskiej?
- Wszystko zaczęło się w bardzo dziwny sposób. W grudniu 2011 roku w wywiadzie udzielonym przed premierą słuchowiska radiowego "Ostatni sen króla - rzecz o Stanisławie Auguście Poniatowskim" w Programie I Polskiego Radia, dziennikarka zadała mi pytanie o to, jaka jest kolejna rzecz, którą piszę. A, że byłam wtedy w trakcie przygotowywania filmu ekologicznego o energii odnawialnej w Polsce, to poczułam się postawiona przed tablicą i powiedziałam, że piszę sztukę o Oldze Boznańskiej. Ten temat był mi bliski, kilka lat wcześniej napisałam scenariusz filmu dokumentalnego o Boznańskiej, który miał być takim spacerem po Paryżu i pokazaniem, gdzie artystka mieszkała, bywała i prezentowała prace. Ja także kilka lat mieszkałam w Paryżu i było to moje ukochane miasto. Pół roku po premierze słuchowiska spotkałam tę samą dziennikarkę, która spytała: "Czy Pani pisze tę sztukę?". Oczywiście powiedziałam, że tak. A że nie lubię kłamać, więc pomyślałam sobie, że muszę to zrobić.
Prapremiera opery "Olga Bo" w Operze Krakowskiej 10 czerwca o godz. 18.30
Mateusz Borkowski
Dziennik Polski
9 czerwca 2015