W starej kawiarni "Pod Czymś"

Gdy 8 grudnia, w 21. rocznicę śmierci Kantora, zawiadowcy Cricoteki otworzyli przy Kanoniczej 5 wystawę fotografii, filmów, tekstów i rzeczy, co zostały po seansie "Wielopole, Wielopole" - jakiś synek teraźniejszy wyrzęził znudzenie: "Co?! Znów to samo?!". Owszem - to samo! I niech Bóg broni, by za Wisłą, w nowej siedzibie Cricoteki, miało być inaczej!

Aż w końcu przyjdzie nieuchronna noc, daleki synku, noc albo dzień, gdy zamilknie ostatni z tych, którzy "Wielopole, Wielopole" widzieli na żywo, i wtedy wszystko, co ci pozostanie, to swą o teatrze Tadeusza Kantora opowieść snuć tak jak "Noc darów" - prozę o falowaniu pamięci z roku na rok bardziej omylnej - rozpoczął Jorge Luis Borges: "Historię tę usłyszeliśmy w starej kawiarni Pod Orłem, na skrzyżowaniu Floridy iPiedad". I to będzie dobre.

Tak wstąpisz w epokę handlu wymiennego. Towar? Narracje z drugiego gardła. Z drugiego, piątego, entego - nigdy z pierwszego. Bo źródeł, jako się rzekło, już nie będzie, daleki synku. Wejdziesz w niekończący się sezon historii snutych na innych historiach, co je inni elokwentni pośrednicy wysnuli kiedyś z jeszcze innych narracji, jeszcze innych Szeherezad, które... Początku nie docieczesz. Będziesz więc opowiadał, sobą cudze słowa uzupełniając, tylko to, co ktoś ci o Kantorze opowie gdzieś: w kolejnych książkach o nim, w kolejnych fotografiach jego sztuki bądź życia, w kolejnych filmach dokumentalnych, w kolejnej starej kawiarni "Pod Czymś", na rogu ścieżek. A później ktoś inny, swoją opowieść, na strzępach twojej... I tak staniesz się okruchem w nieprzeliczonych geologicznych warstwach pamięci ułomnej. Albo lepiej: staniesz się kolejną hubą wśród innych, narastających uparcie.

To narastanie hub chromej pamięci będzie dobre, daleki synku, bo będzie echem tego, co Kantor przeczuł w swym zawrotnym kwintecie: "Umarła klasa", "Wielopole, Wielopole", "Niech sczezną artyści", "Nigdy tu już nie powrócę", "Dziś są moje urodziny". Przeczuł, że pamięć to w istocie synonim erozji oraz że w ostatecznym rachunku jest ona nieodwracalnym wygięciem, zgruchotaniem, przeflancowaniem, kompromitacją czasu przeszłego dokonanego. Wiedział, że huba słów narastająca na resztkach, co zostaną po jego teatrze, dobra będzie, bo opowieść lepsza jest od ciszy. U Coleridge\'a człowiek idzie we śnie ścieżką między żółtymi kwiatami i po przebudzeniu znajduje na poduszce - kwiat stamtąd. Wszystko, co mu pozostaje, to nie odwracać głowy, to jakoś uporać się z realną żółtą resztką snu.

Gdy 8 grudnia, w 21. rocznicę śmierci Kantora, zawiadowcy Cricoteki otworzyli przy Kanoniczej 5 wystawę fotografii, filmów, tekstów i rzeczy, co zostały po seansie "Wielopole, Wielopole" - jakiś synek teraźniejszy wyrzęził znudzenie: "Co?! Znów to samo?!". Owszem - to samo! I niech Bóg broni, by za Wisłą, w nowej siedzibie Cricoteki, miało być inaczej! Bo to jest w istocie ostatni seans Kantora - przedstawienie, które nie wiadomo jak i kiedy się skończy. Seans naszego nieodwracania głowy od rzeczy, które ocalały. Seans owijania ich naszymi zdaniami, coraz boleśniej kalekimi.

Nie zasmuci cię, daleki synku, ta ułomność. Zagubionego w twoich i cudzych o Kantorze przeinaczeniach, fanaberiach, głupstwach - nie przerazi cię, że nie wiesz, gdzie prawda, gdzie ułuda. Jak uczył Kantor: bezsilność pamięci to nie feler życia, to pestka życia. Wiedział, czego naucza. Gdy "Wielopole, Wielopole" pokazał przed ołtarzem kościoła w swym rodzinnym Wielopolu - nikt na widowni niczego, nikogo nie rozpoznał. Ani wujka Olka, ani ciotki Mańki, ani stołu, ani okien, ani krzyży, ani życia, ani umierania.

Tak, daleki synku, nie zasmuci cię nic, nie przerazi. Cytując bohatera "Nocy darów" - powiesz do kogoś to, co ktoś inny, kończąc swą o Kantorze ułomną opowieść, rzekł do ciebie kiedyś: "Lata mijają, tylekroć opowiadałem tę historię, że nie wiem już, czy rzeczywiście ją pamiętam, czy tylko powtarzam słowa na nią się składające". I dodasz, trochę zmieniając Borgesa: "Dziś to już wszystko jedno, czy to ja, czy ktoś inny widział Wielopole, Wielopole. Grunt, że opowieść wysnuta została kolejny raz".



Paweł Głowacki
Dziennik Polski
3 stycznia 2012