Wajdi Mouawada rozrachunek z przeszłością

Jeżeli jesteś w stanie wytrzymać jedynie godzinną podroż - dotrzesz najwyżej do Brukseli...żeby zobaczyć Tokio musisz być juz gotowy na czternastogodzinną wyprawę - mówił podczas konferencji prasowej w Awinionie libańsko-kanadyjski reżyser Wajdi Mouawad tłumacząc dziennikarzom decyzje o pokazaniu trzech swoich przedstawień w ciągu jednej nocy. Każdy z czterech, trwających pół doby maratonów teatralnych, zgromadził na dziedzińcu honorowym Pałacu Papieży blisko dwa tysiące widzów.

Żeby zdarzyło się to „coś” muszą zaistnieć odpowiednie warunki i okoliczności...czasem dwie lub nawet trzy godziny spektaklu nie wystarczą. Żeby opowiedzieć widzowi swoją, tworzoną przez dwanaście lat, opartą w dużej mierze na własnej biografii, odyseję, Wajdi Mouawad potrzebował całej nocy. Na jedenastogodzinną podróż w zakamarki pamięci złożyły się trzy przedstawienia: „Wybrzeże” (1997), „Pożary” (2003) i „Lasy” (2006) – prezentowane razem, trzy pierwsze części tetralogii to powrót do dzieciństwa, które dla każdego z głównych bohaterów jest nożem zatkniętym w gardle.

 „Wybrzeże” to historia Wilfrieda (Emmanuel Schwartz), młodego chłopaka, który szukając miejsca pochowku dla świeżo zmarłego ojca dociera do kraju swojego dzieciństwa. Wraca do czasów, których nie pamięta, a które ukształtowały całe jego życie. W „Pożarach” Jeanne (Isabelle Leblanc) i Simon (Jocelyn Lagarrigue) stawiają czoła tajemnicom rodziny, stają twarzą w twarz z tajemnicami przeszłości, próbują rozwiązać zagadkę wieloletniego milczenia ich matki. Loup (Marie-Eve Perron), bohaterka „Lasów”, badając splątane korzenie swojej rodziny buduje własną tożsamość, szuka w przeszłości odpowiedzi na pytania, które nie przestają jej nurtować. Każdy z bohaterów Mouawada musi skonfrontować się z własną przeszłością, musi zmierzyć się z losami przodków i zaakceptować ich wybory. Jedyną szansą, by uwolnić się od brzemienia przeszłości jest przeżyć ją na nowo. 

Wojna, ucieczka z Libanu do Francji, a potem przeprowadzka do Kanady, przedwczesna śmierć matki i problemy z zaakceptowaniem nowych warunków życia – wszystko to złożyło się na młodość Mouawada i wyznaczyło drogi dla jego pracy pisarza i reżysera. Zycie artysty, mimo że podzielone emigracją na etapy stanowi jednak spójną całość. Mouawad niczego nie przekreśla, nie porzuca bohaterów z przeszłości, wraca do lektur z dzieciństwa.

Bohaterowie jego odysei są młodzi, czasem bardzo młodzi i żeby dojrzeć potrzebują swojego dzieciństwa - potrzebują obejrzeć się za siebie. Mimo ciężaru przeszłości, który dźwigają nie tracą nic ze swojej młodzieńczej prostoty, naiwności. W „Wydbrzeżu” Wilfriedowi cały czas towarzyszy wymyślona postać Rycerza - super-bohatera rodem z komiksów. Jego obecność zagłusza samotność chłopaka. Szesnastoletnia, zbuntowana Loup z dziecięcą niecierpliwością i uporem dąży do rozwikłania zagadki przeszłości swojej rodziny. Aktorstwo młodych aktorów jest silne, emocjonalne i energetyczne: nie ma tu półsłów czy letnich emocji. Kwestie zostają wykrzyczane jak manifesty, bohaterowie desperacko domagają się wyjaśnienia swojej przeszłości...

Spektakle Mouawada to dzieła malarza. Razem ze scenografem Emanuelem Clolus, reżyser tworzy obrazy-symbole, dopracowane estetycznie i poetyckie. Jak na malarski warsztat przystało, na scenie pojawiają się wiadra farby: czerwona, na oczach widza, przemienia się w krew, niebieska w morze, a biała zwiastuje śmierć. Surowe mury Pałacu Papieży i gra świateł dają efekt teatru cieni: gigantyczne, nierealne postaci nie mają twarzy, kolorów ani płci, są niewyraźne i nierealne jak bohaterowie snów. 

Podczas wielogodzinnego teatralnego maratonu widz wielokrotnie zapada w kilku- kilkunastominutowe letargi. Rzeczywistość sceny miesza się wtedy z jego marzeniami sennymi. Rozbudzony usiłuje odtworzyć w pamięci przebieg spektaklu, składa w całość i próbuje porządkować strzępy informacji, które podsuwa mu zmęczona świadomość. Spektakle, sceny, postaci wszystko miesza się i zlewa. Powtarzające się zdania, myśli i zwroty wkładane w usta rożnych bohaterów dają wrażenie déjà vu. Widz, podobnie jak bohaterowie Mouawada, zmaga się z mechanizmem pamięci, która nie tylko zapisuje rzeczywistość, ale kiedy trzeba sama ją tworzy uzupełniając luki między faktami. 

Francuska krytyka zarzuca Mouawadowi zbyt silne przywiązanie do narracji. Artysta broni się, mówiąc, że opowiadanie historii to jego sposób na porządkowanie świata, na oswajanie jego chaosu, na godzenie się z rzeczywistością. Trudno jednak nie zgodzić się z Francuzami, że gęste, pełne zawiłej treści i szczegółów spektakle prezentowane jeden po drugim, w ciągu jednej nocy trudne są w odbiorze. O ile pełne humoru, dynamiczne „Wybrzeże” i nieco mroczne, ale poetyckie „Pożary” zostają w pamięci, o tyle prezentowana nad ranem, skomplikowana i ciężkostrawna historia „Lasów”, której treść mogłaby stanowić materiał na serial ulatuje z pamięci tak samo szybko jak wschodzi Słońce nad dziedzińcem Pałacu Papieży...  

„Wybrzeże”, „Pożary” i „Lasy” to dla ich autora rodzaj terapii, to poszukiwanie odpowiedzi na pytania o wojnę, o wygnanie, o pochodzenie jego rodziny. Dawniej nikt nie umiał, a może nie chciał z nim o tym rozmawiać, dziś dochodzi do odpowiedzi sam. Ostatnią, zamykającą cykl, część zatytułowaną „Nieba” widzowie festiwalu w Awinionie zobaczą pod koniec miesiąca. Czy reżyser ostatecznie upora się ze swoja przeszłością? Czy czterdzieści lat życia i piętnaście lat pracy artystycznej to czas, żeby otworzyć nowy rozdział twórczości? „Nieba” na pewno to pokażą.



Anna Ulaczyk
Teatr dla Was
22 lipca 2009