Węgierko był tak zwanym mniejszym złem. Rozumiał swą nieszczególną rolę
W czasie okupacji teatr miał do spełnienia także rolę ideową. Można przyjąć, że każdy inny dyrektor robiłby to gorzej. Dlatego podejścia do zmiany patrona postrzegam jako podejścia ideowe, polityczne. Wygląda jednak na to, że czas dyskusji się skończył. Mamy bowiem ustawę, która nakazuje zmianę takich patronów jak ten naszego teatru. W tej kwestii głos powinien zabrać zespół teatralny, teatromani.Z profesorem Adamem Dobrońskim, historykiem z Uniwersytetu w Białymstoku, rozmawia Marta Gawina z Kuriera Porannego
Marta Gawina: - Już raz. w 2007 roku Aleksander Węgierko stracił białostocki teatr. Spodziewał się Pan, że sprawa patronatu znów powróci?
Adam Dobroński: - Można się było spodziewać, że ta sprawa powróci. Kontrowersyjne kwestie związane z Aleksandrem Węgierką pozostały. Nie wszystko zostało wyjaśnione. Ciągle mamy za mało rzetelnych informacji źródłowych, żeby w pełni ocenić postać patrona. Natomiast nikt nie powinien mieć wątpliwości, że to był autentyczny artysta, że miał wspaniałe inscenizacje. Pod tym względem spełnia wszystkie wymogi jako patron teatru. Natomiast kontrowersje wzbudza jego pozycja w systemie sowieckim.
To co wiemy o jego powiązaniach z systemem komunistycznym?
- W systemie komunistycznym, co nie ulega wątpliwości, teatr, poza rolą artystyczną, miał też pełnić rolę ideową. Był wciągnięty w tę machinę propagandową. W tym kontekście są potwierdzone zarzuty, że za dyrektorstwa Węgierki były wystawiane realizacje takie typowo polityczne, które nie miały wymiaru artystycznego. To była usługówka. Z drugiej strony za czasów Węgierki wystawiano także sztuki, które propagandówką absolutnie nie były.
Bo on miał talent, udowadniał, że jest naprawdę wybitnym reżyserem. Ale jest jeszcze inny sposób myślenia. Wiadomo, że w czasie okupacyjnym teatr miał swoją rolę do spełniania. Można przyjąć, że każdy inny dyrektor robiłby to o wiele gorzej. Teatr byłby bardziej prymitywny, z większą dozą czerwieni, propagandy sowieckiej. Nie mam wątpliwości, że w tej sytuacji Węgierko był tak zwanym mniejszym złem. W jakiś sposób bronił się przed tą propagandą. Był na tyle mądrym człowiekiem, że rozumiał swoją nieszczególną rolę. Jest to bardzo trudno ocenić. Dlatego podejścia do zmiany patrona postrzegam jako podejścia ideowe, polityczne. Wygląda jednak na to, że czas dyskusji się skończył. Mamy bowiem ustawę, która nakazuje zmianę takich patronów jak ten naszego teatru. W tej kwestii głos powinien zabrać zespół teatralny, teatromani.
Politycy nie dali im szansy. Te najbardziej stanowcze głosy płyną od polityków z kręgu IPN-u.
Jakby Pan położył na jednej szali związki patrona z komunizmem, na drugiej jego osiągnięcia artystyczne, która by przeważyła?
- Nie bronię Węgierki jak przysłowiowych okopów Świętej Trójcy czy jakiejś innej wartości. Ale jeśli mamy już zmieniać patrona, to nie z pobudek tylko ideowych, takich właśnie jak oceny polityczo-ipeenowskie. Można to zrobić, gdy pojawi się równie wartościowy pod względem artystycznym zmiennik. Choć teatr można też pozostawić bez imienia. Najbardziej przerażają mnie głosy, że Węgierkę należy zastąpić Piłsudskim. Ja mówię nie.
Dlaczego?
- Gmach, w którym mieści się teatr, rzeczywiście był Domem Ludowym im. marszałka Józefa Piłsudskiego. Ale marszałek nie był związany z teatrem. Nie ma żadnych podstaw, do szukania tych związków.
Czy mamy w historii miasta artystę, który mógłby zastąpić Węgierkę?
- To trudne pytanie. Historycznie byłoby zasadne, gdyby ewentualnym patronem został Juliusz Osterwa. Przed wojną prowadził teatr objazdowy. Jego artyści byli też w Białymstoku. Natomiast propozycje patronów powinny w pierwszym rzędzie paść od zespołu aktorskiego i miłośników teatru. To smutne, że polityka tak mocno miesza się do sztuki.
Marta Gawina
Kurier Poranny
27 października 2017