Kreatywny absolut a własna tożsamość

Pragnienie bycia najlepszym w swojej dziedzinie, osiągnięcia absolutnej perfekcji w dziele własnych rąk dotyczy wielu, choć uważane jest za domenę artystów. Z ową potrzebą zmagamy się jednak w każdej dziedzinie życia, pragnąc dotrzymać innym kroku, a w dalszej fazie i nawet przewyższyć umiejętnością. Dzieło „absolutne", perfekcyjne, pragnął także stworzyć bohater sztuki Witkacego - „Sonaty Belzebuba", wystawianej na deskach Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi.

Spektakl miał swoją premierę 17 września 2022 r., jednak powrócił na scenę dwunastego oraz trzynastego kwietnia i zgromadził rzesze widzów zapełniających salę po brzegi. Przedstawienie jest realizacją sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza o tym samym tytule, pochodzącej z roku 1925. Jedną z zapisanych już w historii realizacji jest reżyserowana przez Wandę Laskowską inscenizacja Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie z 1969 roku, gdzie wystąpili m.in. Andrzej Seweryn czy Roman Wilhelmi.

Reżyserem dzieła wystawianego w łódzkim Teatrze Jaracza jest z kolei Radek Stępień związany z tym miejscem już przed czterema laty, kiedy to w 2019 roku premierę miało miejsce dzieło jego pracy reżyserskiej „Kto zabił Kaspara Hausera". Twórca zadebiutował w roku 2018 przedstawieniem „Panna Julia" Augusta Strindberga w Teatrze Ludowym w Krakowie, za które otrzymał Nagrodę Główną i wyróżnienie ZAiKS-u na VIII Forum Młodej Reżyserii. Dwa lata po debiucie zrealizował także już inną ze sztuk Witkacego – spektakl „Matka" w poznańskim Teatrze Nowym, natomiast jednymi z ostatnich projektów reżysera są „Faust" Goethego w gdańskim Teatrze Wybrzeże (2021) czy też „Koło Sprawy Bożej" zrealizowane w tym samym miejscu rok później.

Powróćmy jednak do samej historii. Akcja rozgrywa się w XX wieku w Mordowarze, węgierskiej miejscowości górskiej, której jednym z mieszkańców jest Istvan (Paweł Paczesny) niespełniony artysta muzyk, który pragnie być właśnie „artystą" - a nie rzemieślnikiem, tworzyć dla piękna i perfekcji - a nie na zamówienie, dla pieniędzy. Od babci Julii (Izabela Noszczyk), w której to mieszkaniu toczy się na początku główna akcja, dowiaduje się o legendzie przeklętego muzyka. Poszukuje inspiracji do stworzenia dzieła „absolutnego", krytykując jednocześnie postawy rozmówców, prowadząc przy tym zarówno do licznych filozoficznych wynurzeń, jak i do wyzwania barona Sakalyię (Mateusz Czwartosz) na pojedynek. Przez mieszkanie przewijają się różni goście wchodzący w dyskusje z Istvanem, jednak ten pozostaje przy swoim zdaniu, a nawet staje się w swoim myśleniu o sonacie doskonałej coraz bardziej radykałem. Jednym z gości jest Baltazar, a właściwie Joachim Baltazar de Campos de Baleastadar (Mikołaj Chroboczek) - plantator, hidalgo, niespełniony muzyk pianista, poszukujący pomocy Istvana, by ten pośredniczył w odpowiednim przekazie pomysłów kompozytorskich. Istvan pod wpływem obecności tajemniczego przybysza zaczyna wyczuwać nowy temat muzyczny, więc podąża za Baltazarem do opuszczonej kopalni przy górze Czikla w poszukiwaniu piekła. To właśnie tam ma stać się możliwe wcielenie w życie piętrzących się w umyśle Baltazara pomysłów.

Pomysłodawcą scenografii jest Konrad Hetel – poeta i dramaturg, z którym stale współpracuje reżyser omawianego dzieła. Współtworzył m.in. „Pannę Julię" oraz „Kto zabił Kaspara Hausera", a poza tym również i „Słowacki umiera" w Teatrze Starym w Krakowie czy „Matkę" Witkacego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Udziela się także w Internecie, prowadząc fanpage z poezją o nazwie: „±1354". Oprócz działalności dramaturgicznej i dramatopisarskiej angażował się już wcześniej w tworzenie aranżacji scenograficznej np. podczas wystawiana własnej sztuki „Koło Sprawy Bożej" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

W realizacji scenicznej Witkacego postawiono na quasi minimalizm. Z jednej strony sceneria sprawia wrażenie kameralnej poprzez stałość liczby i sposobu ustawienia przedmiotów, z drugiej natomiast elegancja starych instrumentów i ubranych w futra postaci nieco burzy to wrażenie, wprowadzając dozę przepychu. Sposób, w jaki odbieramy daną scenę, jest mocno kształtowany przez światło. Kiedy na początku pojawia się światło zimne, mocne, niemal białe, a scena owiana zostaje dymem, mamy wrażenie znajdowania się w opustoszałej przestrzeni, gdzie pianina stanowią jedynie relikty zapomnianej przeszłości, rupiecie, na których siedzą (a nawet leżą) bohaterowie. Ciepłe żółte światło ze świec stanowi natomiast wehikuł przenoszące widza do zupełnie innej przestrzeni, choć ani scenografia, ani stroje nie ulegają większym zmianom. Przestrzeń nabiera dzięki temu koloru i elegancji, a zabytkowe pianina nagle przyjmują formę symbolu pewnego wysokiego statusu. Reżyserem światła w sztuce jest Aleksandr Prowaliński - autor licznych projektów oświetlenia do przedstawień teatralnych i operowych oraz własnych wystaw, instalacji indywidualnych. Współpracował m.in. z takimi twórcami jak. Grzegorz Jarzyna, Krystian Lada, Ewelina Marciniak czy Jakub Skrzywanek.

Światło wydobywa jednak nie tylko ważne w określonych momentach elementy scenografii, ale i kostiumów Aleksandry Harasimowicz, która współpracowała już z reżyserem przy realizacji „Matki" Witkacego czy też „Nocy wśród drzew" Konrada Hetla. Ponadto pracowała także z Krystianem Lupą Michałem Zdunikiem czy Martą Górnicką i podejmowała działalność w Abe Burrows Theatre w Nowym Jorku. Współtworzyła także dzieła ekranowe takie jak teledyski czy filmy, np. "Sonata" (reż. Bartosz Blaschke, 2021). W kreacji kostiumów zastosowana została dominanta kolorystyczna bieli. Pomimo podobieństw w kolorze, stroje znacznie się różniły, ponieważ detale każdego z nich różnicowały je między sobą, kiedy to np. niektóre miały mieniące się w świetle kryształki, a pozostałe pozbawione zostały dodatków tak samo, jak sam noszący strój bohater pozbawiony został butów. Ciekawym dopełnieniem ubioru było także symboliczne zastosowanie barwy w sferze koloru włosów, ponieważ wszyscy bohaterowie poza podejrzanie przypominającym Belzebuba z legendy Baltazarem, mieli jasne, siwe włosy. Jest to jedna z kilku ciekawych zmian, jakie zaszły względem pierwowzoru literackiego, gdzie kolory włosów były różne, niezależne od fabuły. W przeciwieństwie do oryginału strój Baltazara nie zmienia się z ujawnieniem jego tożsamości, choć oczywiście można uznać, że od samego początku demaskują go czarne włosy. Z drugiej jednak strony takie rozwiązanie wciąż pozostawia kwestię prawdziwej tożsamości plantatora do refleksji i nadaje nowe znaczenie temu, co sam deklamuje bohater „Bo ostatecznie nie chodzi o to, czy jestem Belzebubem, czy nie, co tak bardzo zajmuje pannę Krystynę, tylko o tę sonatę." – my jako widzowie też możemy przyjąć dwojakie spojrzenie.

Podczas omawiania dzieła traktującego o muzyce, wzmacniająca oniryzm sfera dźwiękowa również nie powinna pozostać bez komentarza. Budząca niepokój muzyka eksperymentalnie wykorzystująca głos (Barbara Songin) konstruuje aurę dopełniającą klimat zaaranżowany w sferze scenografii. Jej kompozytorem jest Michał Górczyński - muzyk klarnecista oraz twórca kompozycji do około 25 spektakli. Jest twórcą muzyki m.in. do „Matki" oraz „Fausta" wyreżyserowanych przez Radka Stępnia, „Histerii miłosnych" Piotra Jędrzejasa, czy spektaklu „Oni" Witkacego w reżyserii Jarosława Gajewskiego. Współpracował jako solista z orkiestrami takimi jak: Orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej, Orkiestra Muzyki Nowej czy Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Szczecińskiej. Obecnie współtworzy także formacje, takie jak: Kwartludium, Bastarda i Polonka.

Choć wokalizy w sferze niepokojącego oniryzmu nie budzą podejrzeń, to nagłe wykonanie „Nocy komety" śpiewanej w oryginale przez Felicjana Andrzejczaka stanowi pewne zaskoczenie. Baltazar, kiedy zostaje postrzelony, nie pada, a wyjmuje zza pazuchy mikrofon i zaczyna śpiewać. Księciu ciemności w wykonie towarzyszy głos Hildy Fajtcacy (Iwona Karlicka) oraz sylwetki tańczących marionetek w osobie pozostałych bohaterów sztuki. Wykonanie niosło silne emocje, ale też stanowiło kontrast wobec bohaterów w transie, których ruch przypominał chocholi taniec. Pomimo tego, że w realizacji scenicznej zmniejszony został pierwiastek parodystyczny i doza ironii, które wzrastały w miarę rozwoju wydarzeń, to podczas spektaklu na sali wciąż można było usłyszeć śmiechy zaangażowanych widzów dyskutujących często nad absurdem postępowania bohaterów i biegu historii, co skutkowało pożegnaniem aktorów owacjami na stojąco.

Zdjęcia autorstwa Krzysztofa Bielińskiego pozyskane z uprzejmości Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi



Marta Miniszewska
Dziennik Teatralny Łódź
28 kwietnia 2023
Spektakle
Sonata Belzebuba
Portrety
Radek Stępień