12.01.2018, piątek (... oczko w głowie ...)

Dziennik z niełatwych czasów

Jakiś czas temu przeczytałem artykuł p. red. Łukasza Gazura zatytułowany „Plany poszukiwania teatralnych skarbów" (Dziennik Polski, 22 grudnia 2017). W pierwszych dwóch zdaniach wykryłem jeden błąd i jedną nieścisłość. Autor artykułu pisał: „Przeglądu magazynów teatralnych nie robiono tu od dawna. Dlatego Krzysztof Głuchowski, od bieżącego sezonu dyrektor Teatru w Krakowie im Juliusza Słowackiego, postanowił to zmienić."

Kadencja obecnego dyrektora trwa już drugi sezon, więc nie zaczęła się w bieżącym. A co do „przeglądu", którego ponoć nie robiono od dawna? W czasie długotrwałej przebudowy magazynów ich zawartość – w tym kostiumy – przechowywana była w pomieszczeniach zastępczych (m.in. w wynajętym od TV Kraków lokalu na Krzemionkach). W czerwcu 2016 roku została przeniesiona na swoje dawne miejsce, do oddanych po remoncie przestrzeni przy ul. Radziwiłłowskiej. W poprzedzających miesiącach dokonano szczegółowej inwentaryzacji i selekcji kostiumów. Powołana została specjalna komisja oceniająca m.in. ich historyczną wartość. A najbardziej wartościowe eksponaty zostały zdygitalizowane trójwymiarowo. Bez tego nie można byłoby otworzyć obiektu, którego głównym zadaniem miało być wówczas zapoznawanie publiczności z historią teatru.

Używane dalej w artykule sformułowania: „wcześniej", „w przeszłości", nie dają się osadzić w konkretnych terminach, mogą tylko sugerować winnych zaniedbań. Nie wiadomo kto pieczołowicie przechowywał, a kto sprzedał lub rozdał. Na marginesie, za mojej kadencji (1999 -2016) rozdać nie było można, bo było to sprzeczne z przepisami dotyczącymi instytucji publicznych.

W cytowanej pod koniec artykułu wypowiedzi p. dyr. Głuchowskiego też znajduje się fragment wymagający komentarza: „W tej chwili historyczne kostiumy traktujemy już jako dzieła sztuki. (...) Wprowadziliśmy także zakaz ich wypożyczania." Jak sięgam pamięcią, nigdy inaczej nie były traktowane. W moich czasach o wypożyczaniu kostiumowych cymeliów również nie było mowy!

Budynkowi starych magazynów teatralnych przy ul. Radziwiłłowskiej poświęciłem wraz z moimi współpracownikami wiele serca, wysiłku i nerwów. Udało się, mimo zawirowań (donosił o nich kiedyś także Dziennik Polski), doprowadzić do szczęśliwego finału i otworzyć przed moim odejściem nowoczesny, całkowicie wyremontowany – dzięki funduszom EOG – obiekt, który nazwaliśmy Lamusem Teatralnym. Został on obecnie przemianowany na Dom Rzemiosł, zmieniła się koncepcja jego funkcjonowania, inny jest charakter wystaw w nim prezentowanych. To rozumiem, takie jest prawo nowego szefa. Ale czy po oficjalnym otwarciu i moim odejściu budynek musiał zostać zamknięty i niedawno otwarty na nowo, o czym donosi w swoim artykule p. red. Łukasz Gazur? Być może jestem przewrażliwiony na wszystko co dotyczy tego obiektu, ale był on moim przysłowiowym oczkiem w głowie. Bardzo się cieszę, że stanowi też oczko w głowie obecnego dyrektora!

Nowa funkcja obiektu nie jest pozbawiona sensu. Oddanie hołdu dawnym i obecnym rzemieślnikom teatralnym ma swoje uzasadnienie. Zwłaszcza w naszych czasach, które z lubością odbierają trwaniu jakąkolwiek ciągłość, odcinają się od tradycji. A przecież teatr to nie tylko architektura, dawniejsza lub nowsza, nie tylko scena, ale i to co ukryte za kulisami. Przecież ci ludzie: krawcy, modelatorzy, malarze, dekoratorzy niejednokrotnie okazywali się dużo bardziej twórczymi artystami, niż niejeden szmirus na scenie. Z pewnością im i ich pracy warto zadedykować magazyny przy ul. Radziwiłłowskiej. Ja chciałem trochę inaczej, pragnąłem złożyć hołd historii teatru pojętej szerzej: artystom, twórcom, zabytkowym murom, pracownikom sceny, ale też rzemieślnikom. Może był to nadmierny „wszystkoizm". Cóż, nie miałem kiedy tego sprawdzić, dwa miesiące po otwarciu zakończyła się moja kadencja. Myślę zatem, że stąd wszystkie niepotrzebne napięcia i to ponowne otwarcie.

„Nowe" wymaga najwidoczniej nowego nazewnictwa. Niedawno dowiedziałem się, że budynek Miniatury będzie się nazywał Domem Machin, w nawiązaniu do czasów, kiedy były tam urządzenia techniczne, z początku produkujące prąd. Przyznam, że tą zmianę nie do końca pojmuję. Tym bardziej, że dyskusje, które tam się odbywają, a w perspektywie wprowadzenie małych form artystycznych: komediowych, muzycznych, wokalnych, kabaretowych nijak się do techniki nie mają. Chyba, że potraktujemy działania programowe Domu Machin skrajnie metaforycznie – jako wytwarzanie elementów sztuki, jako machinę produkcyjną.

Zazdroszczę nowemu dyrektorowi Teatru im. Juliusza Słowackiego sprawnej promocji. Nie ma tygodnia, żeby Dziennik Polski nie donosił o jakiś nowych zamierzeniach. Jeśli w ślad za nimi podążać będą równie sprawne działania – tylko pozazdrościć.

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
12 stycznia 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia