2.12.2017, sobota (... wierni zasługują na wiernego anioła ...)

Dziennik z niełatwych czasów

Wierność. Sobie, swoim przekonaniom, najbliższym, Panu Bogu, krajowi, swemu posłannictwu... Wreszcie ziemi, z której się pochodzi, czyli swojej małej ojczyźnie. Od paru dni rozmyślam o tak pojętej wierności, która dla wielu dzisiejszych światowców wcale nie musi być cnotą, bywa lekceważona i traktowana protekcjonalnie.

 

Leżący nieopodal Tarnowa Borzęcin jest miejscem urodzenia nieżyjącego już Sławomira Mrożka i młodszego od niego o 17 lat Józefa Barana. Dla tego drugiego pejzaż lat dziecięcych jest niezwykle ważny, także w twórczości poetyckiej. Dla pierwszego – tamte przestrzenie praktycznie nie istniały, albo były skrzętnie i głęboko ukryte w duszy introwertyka. Baran i Mrożek to inna generacja twórców, inna skala doświadczeń, inne spojrzenie na literaturę. I jakże inne życiorysy. Ale się znali i pisali do siebie przez szereg lat, czego dowodem jest ich korespondencja wydana przez oficynę ZYSK i S-KA w książce „Scenopis od wieczności (listy) Józef Baran – Sławomir Mrożek". Dojrzały i uznany Sławomir jawi się tutaj jako mistrz młodego Józka, ale uczeń wybrał zupełnie inny styl uprawiania literatury. Mrożek był obywatelem świata, kosmopolitą, mieszkał we Francji, USA, w Niemczech, w Meksyku. Przy nim Baran jest nieco zaściankowy, niemal całe życie związał z Krakowem, gdzie ma przyjaciół i pracę. Też podróżuje, a jakże, powstawały z tych podróży liczne wiersze i reportaże. Ale zawsze wraca do swojej małej i dużej ojczyzny. Mrożkowi inaczej się to politycznie i historycznie układało. Gdyby nie splot niezależnych od niego okoliczności, czy swoim życiem pokierowałby inaczej? Mam duże wątpliwości. Jak to jest z tak pojmowaną wiernością? To cecha osobowości i charakteru? Wynik świadomego wyboru? A może niezależnych uwarunkowań historycznych?

Mrożek starał się patrzeć szerzej. Był owładnięty polskością. Pod jego piórem (zwłaszcza w najlepszych dramatach i opowiadaniach) owa polskość funkcjonowała metaforycznie, ironicznie, często satyrycznie. Bez tamtej, socjalistycznej Polski nie byłoby jego teatru. Gdy został oderwany od swoich korzeni, starał się czerpać inspirację zewsząd. Wielu uważa, że nigdy nie poradził sobie z tym do końca i obok znakomitych utworów, takich jak np. „Emigranci", powstawały rzeczy znacznie słabsze, pozbawione ducha (może duszy?). Baran zawsze był piewcą rzeczy drobnych, tego co go otacza. Pisał: „Cóż mówić o kosmosie / gdy się w lipę wpatrzeć / można się zatracić (...)". Stąd też, dzisiaj krakowianin, do miejsca swojego urodzenia wraca często i chętnie. Borzęcin jest stale w jego utworach obecny: dom rodzinny, ojciec i matka, rodzeństwo, kłosy zboża, jabłonie, powój, gniady koń, koty i kwoka, nawet kret ... Tożsamość, bynajmniej nie sytuacyjna – tak dzisiaj modna.

Groźne choroby dotknęły jednego i drugiego twórcę. Więc te doświadczenia ich łączą. Gdybym miał w jednym zdaniu określić co tak naprawdę ich dzieli – oprócz stylu i gatunku literackiego – zaryzykowałbym: Mrożek całe życie uciekał, Baran całe życie powraca.

W ostatnią niedzielę uczestniczyłem w jubileuszu Józefa Barana zorganizowanym w Domu Kultury w Borzęcinie. 120 lecie! Skąd ta liczba? Ano z dodawania: 70 rocznica urodzin plus 50 lecie pracy twórczej. Kogo tam nie było! Liczne grono przyjaciół, władze miejscowe i wojewódzkie, mieszkańcy Borzęcina. I dostojny jubilat, w znakomitej formie, mimo stoczonej ostatnio zwycięskiej bitwy z paskudną chorobą. Ania Dymna i Jurek Trela czytali jego wiersze. A jego piosenki śpiewali m.in. Beata Paluch, Elżbieta Adamiak, Andrzej Słabiak... Do tekstów Józefa Barana zawsze pisali muzykę znakomici kompozytorzy, choćby Andrzej Zarycki, który też był na uroczystości. Od lat wykonywali te utwory znakomici piosenkarze i świetne zespoły. Były też oficjalne laudacje i liczne wspomnienia ludzi związanych z poetą, podziękowania i glossy jubilata. Był też urodzinowy tort. Całość prowadził redaktor Wacław Krupiński, podobnie jak Baran związany od wielu lat z krakowskim Dziennikiem Polskim. A ja przeczytałem wiersz pt. „Anioł Stróż", zadedykowany przez poetę „Żonie i w ogóle wszystkim żonom", z którego fragmencik zacytuję: „(...) szukałem go to tu / to tam / nie mogłem wypatrzeć / lecz niedawno / w przeźroczystym świetle kuchni / w jasnowidzeniu chemii i sterydów / wyjawił mi swoje skrzydła / a nawet zielone okulary / fruwał po kuchni / od okna do okna / ze ścierką / wprowadzał porządek / do mojego bałaganu / był kropla w kroplę / podobny do mojej żony / ale dlaczego dopiero teraz go odkryłem...".

Zofia towarzyszy Józefowi od kilkudziesięciu lat. Wierni zasługują na wiernego anioła.

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
2 grudnia 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia