50 lat Teatru Miejskiego w Gdyni

Stefan Iżyłowski wspomina

22 października, finał obchodów roku jubileuszowego. Zapraszamy na krótką podróż po historii Teatru Miejskiego w Gdyni. Oprowadzać nas będzie nestor gdyńskiej sceny, ciągle aktywny i to jak!, Stefan Iżyłowski

Stefan Iżyłowski: Król Jeleń II Bohdana Korzeniowskiego, w reżyserii Bogdańskiego, premiera odbyła się 12 grudnia 1980 roku, w sobotę, a w niedzielę, pamiętam, obudziliśmy się w zupełnie innych czasach. Przedstawienie było fajnie zrobione.

Tutaj widzimy Odprawę posłów greckich w reżyserii Rakowieckiego, ze scenografią Liliany Jankowskiej. Myśmy mieli podstawowe kostiumy, mężczyźni czarne spodnie i czarne swetry, a na to Lilka Jankowska zrobiła szlacheckie stroje, elementy kostiumu, wyglądało to wspaniale moim zdaniem.

Potem jest Historia o chwalebnym zmartwychwstaniu, też w reżyserii Zbyszka Bogdańskiego. O tyle jest to ciekawe, że w tymże przedstawieniu pomagali nam uczniowie ze Szkoły Muzycznej w Gdyni, m.in. dwójka z tych osób została kapłanami. Jeden jest nawet dyrektorem szkoły katolickiej, ks. Cichosz. Tutaj mamy jeszcze jeden piękny plakat Odprawy posłów greckich autorstwa Lilki Jankowskiej. Patrząc na te plakaty widzę, że w każdej sztuce coś tam robiłem. Nie robiłem w Dziewczynkach dlatego, że cała obsada to były kobiety, a piękną scenografię robił śp. Marian Kołodziej.

Zabawna historia zdarzyła się na premierze Popiołu i diamentu, ponieważ kolega, który miał zabić Szczukę, nie wypalił z pistoletu i zaczął strzelać używając głosu. Wszyscy ryknęli śmiechem, bo to przezabawna historia i to akurat na premierze jeden jedyny raz broń nie wypaliła.

Tutaj była zabawna historia w Damach i huzarach, ponieważ grało ptactwo: kaczki, kury chodziły po scenie, a później trzeba było je łapać.

Tu jest cała historia 50 lat teatru, który raz był na wozie, raz był pod wozem, raz mu się lepiej wiodło, raz gorzej, jak to w życiu. Bardzo dużo aktorów, kolegów przewinęło się, wielu już z nich odeszło grać do teatru na górze, niebiańskiego.

Tutaj widzimy dzieła przede wszystkim p. Pikiewicz. To jest nasza pani, która zajmuje się fryzjerstwem, perukami, uczesaniami, makijażami, charakteryzacją. Tam jest Pan Tadeusz, ciekawe, że reżyserował go pan Adam Hanuszkiewicz. Obok Playboy, nie grałem w tym kabarecie. Potem jest Mieszczanin szlachcicem, to akurat jest związane z moją osobą. Jubileusz 35.lecia pracy artystycznej w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, który wtedy wyreżyserował pierwszy raz w naszym teatrze i tak już zostało, że od 16 lat bardzo się cieszę, jeżeli mogę w jego reżyserii uczestniczyć. To jest kościółek z Pana Tadeusza, a to chyba damski kostium z Odprawy posłów greckich. Tam są bajki, Pastorałka to też było bardzo fajne przedstawienie, o tyle ciekawe, że reżyserował je pan Kilian,a ojciec robił wspaniałą scenografię i myśmy z tym przedstawieniem pojechali do domu dla ociemniałych w Laskach. Tam była wzruszająca scena, myśmy nie mogli grać na scenie, bo te dzieciaki nie widziały. Poprzestawialiśmy trochę krzesła, nie domyślając się, że dzieciaki znają doskonale topografię i potykały się. Musieliśmy zejść ze sceny na widownię i grać w przejściu pomiędzy rzędami. Dzieci odbierały nas przez dotyk, rękami do twarzy. Niewidomi chłopcy grali pastuszków, a dziewczynki aniołki, a koleżanki i koledzy opiekowali się nimi. To była tak współpraca. Aż w końcu wszystkim puściły nerwy i był jeden wielki płacz. To byli wspaniali ludzie, wspaniałe dzieci.

Drugą wspaniałą historię przeżyłem, jak graliśmy Wieczernik w reżyserii Halony Słojeckiej, graliśmy to w nieładnych czasach i wtedy po raz pierwszy stwierdziłem, że dobry wybrałem zawód, ponieważ graliśmy to przestawienie o dziesiątej wieczór, po pracy przyjeżdżaliśmy do kościoła na Zaspę. Ludzie przychodzili i robili wręcz awantury, że oni muszą dostać się na przedstawienie, kościół pękał w szwach, a oni twierdzili, że przyjechali z Lęborka i muszą na to przestawienie przyjść. To był bardzo wzruszający moment dla mnie. Scenografię też robił śp. Marian Kołodziej, pamiętam wspaniałą rolę Haliny Winiarskiej jako Magdaleny.

Jest to kostium Antenora z Odprawy posłów greckich, premiera odbyła w kwietniu 1984roku, reżyserował Jerzy Rakowiecki, pedagog Warszawskiej Szkoły Teatralnej, którą miałem zaszczyt ukończyć. Scenografię robiła wspaniała Liliana Jankowska, współpracująca często z prof. Rakowieckim. Scenografia była oparta na podstawowym kostiumie. Mężczyźni mieli czarne spodnie, czarne golfy, a na tym mieli jakieś elementy szlacheckie. Kobiety nosiły długie, białe suknie. Jedna rzecz była bardzo sympatyczna . Ta sztuka przeszła bez najmniejszej awantury od początku do końca, profesor tylko patrzył, czasami coś powiedział, czasami nie. Było to bardzo sympatyczne zadanie aktorskie i współpraca z tymże profesorem. Zresztą wspaniały aktor, już niestety nie żyje. Uczył mnie Jerzy Kreczmar, Jan Kreczmar, Świderski, Małniczowa, Bardini, Szczepkowski, cała plejada znakomitych aktorów, niestety wszyscy już nie żyją.

To kostiumy z różnych sztuk, jestem zaskoczony, że tyle ich znaleźliśmy w magazynie. Dużo kostiumów było pożyczanych teatrom amatorskim, teatr dawał te kostiumy i gdzieś one tam są.

Po Szkole Aktorskiej zostałem zaangażowany do Teatru Wybrzeże w 1959 roku. Potem odszedłem na 10 lat: do Koszalina i Słupska na 7 lat i na 3 lata do Krakowa. Wróciłem do Teatru Ziemi Gdańskiej, tak się nazywał wtedy, było to 1 września 1970r. Dyrektorem wtedy był pan Walerian Lachnitt. To był teatr typowo objazdowy, siedziba teatru mieściła się przy muzeum, w spalonym teatrze, który wtedy się nazywał Stodoła, w teatrze Wybrzeże. Ostatnie przedstawienie Iwona księżniczka Burgunda. Akurat byliśmy na nim. W nocy wybuchł pożar. Dowiedziałem się o tym od mojego sąsiada, który był pilotem w porcie. Wychodził rano po jakiś statek na redę, wrócił do mnie do domu i powiedział, że mi się pali teatr. To on zawiadomił straż pożarną. To był przepiękny teatr, w środku, bo na zewnątrz to stodoła, ale w środku był przepięknie urządzony. Tę ocalałą dzięki żelaznej kurtynie powierzchnię ( scenę, garderoby i kawiarenkę )dostał Teatr Ziemi Gdańskiej jako swoją siedzibę. Na scenie była sala teatralna, i scena i widownia. Potem teatr przeniósł się do Domu Kultury na ul. Polskiej. Był tam trudny dojazd, więc teatr nawiązał współpracę z Domem Rzemiosła w Gdyni i tam ta sala teatralna na pierwszym piętrze była wypożyczona teatrowi, gdzie przez długi okres grał. To też było niedobrze, gdyż nie było wyciszenia w tamtej sali, wszystkie samochody było słychać na widowni. Kiedy wybudowany tzw. duży teatr czyli Teatr Muzyczny, Teatr Baduszkowej, pani Baduszkowa była wtedy dyrektorem, przeniósł się do Teatru Muzycznego, a myśmy dostali siedzibę na ul. Bema, wtedy był to Teatr Dramatyczny, potem przekształcił się w Teatr Miejski, a potem na Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza. To jest taka historia w pigułce TM ostatnich 50 lat. Do lat 80. teatr jeździł, występował w Gdyni, gościnnie na ul. Bema, aż stał się teatrem stacjonarnym, gdy przeniósł się do pomieszczeń na ul. Bema. Już kawał czasu. Pierwsza sztuką, która była wystawiana na otwarcie sceny, to był Wiatr od morza w reżyserii Kuszewskiego.

Pyta się pan, jak w teatrze reagowano na wydarzenia polityczne. W latach 70’ kiedyśmy się mieścili w teatrze, obecnie muzycznym, a na Placu Grunwaldzkim stały czołgi i zasieki, do naszej kotłowni przychodzili żołnierze z tych czołgów bardzo przemarznięci, bo oni byli nie w mundurach zimowych, ale polowych i to bardzo przeżywali. W 1980 byliśmy jedynym teatrem, który nie był na urlopie, który pracował. 17-18 sierpnia pojechaliśmy z kolegami do stoczni, wtedy nazywała się ona Stocznią im. Komuny Paryskiej, tam na takich platformach ciężarowych występowaliśmy dla tłumów, każdy coś tam mówił: była poezja, i romantyczna, trochę satyry i piosenka. Bardzo się to podobało. Myśmy się zgłosili na wejście do międzywydziałowego komitetu strajkowego w stoczni. Wiesia Kosmalska i Szymon Pawlicki pojechali tam złożyć deklaracje z zastrzeżeniem, żeby na nasz numer mogły zapisywać się inne zespoły teatralne, nawet z Polski i tak też się stało. Teatr brał udział w corocznej gdyńskiej drodze krzyżowej, która czasami szła od stoczni pod urząd miasta, a czasami tylko szliśmy spod Krzyża do kościółka Najświętszej Maryi Panny, robiliśmy oprawę poetycką i modlitewną przy każdej stacji. Na rocznicę okrągłą Solidarności to właśnie droga krzyżowa była aż z zarządu portu do UM, ale to tak głupio o sobie mówić.

Piotr Wyszomirski: Były na pewno wzloty i upadki. Jakie momenty w historii teatru były najbardziej dramatyczne, a jakie najbardziej triumfalne?

SI: Nie umiem na to odpowiedzieć.

PW: Czy były jakieś kryzysy, czy teatr był zagrożony?

SI: Zawsze teatr borykał się z finansowymi problemami, jak każda instytucja kulturalna się boryka, nawet biblioteki i leśnictwo. To zawsze było tak: kultura i leśnictwo to dwa ostatnie zawody, które nie mają pieniędzy. Zaczęło robić się bardzo dobrze, kiedy prezydentem została śp. Franciszka Cegielska, lubiła teatr, chodziła do tego teatru i wtedy ten teatr odżył. Teraz kontynuuje to pan Wojciech Szczurek. A to jest chyba Scenariusz na trzech aktorów, jedna z ostatnich premier naszego teatru miejskiego. Znakomite przedstawienie.

PW: Jak się zmieniała publiczność z latami?

SI: Kiedy byliśmy teatrem objazdowym, to jeździliśmy po bardzo różnych miejscowościach, wsiach, miasteczkach, tam była zupełnie inna publiczność. Tutaj dopiero o publiczności teatralnej możemy mówić, gdy teatr przeszedł na Bema. Przeważnie teatr bazował na młodzieży, dla szkół były organizowane przedstawienia. Teraz jest chyba nie najgorzej. Przynajmniej mogę mówić o przedstawieniach, w których brałem udział, np. Plotka czy Proces – sale prawie na kompletach. Inne spektakle też mają powodzenie, chyba publiczność jest jakoś wierna teatrowi, chce do niego chodzić. Dyrektor teraz wprowadził tzw. premiery studenckie, na które przychodzą studenci, a potem dyskutują. Już była wcześniej taka forma, ale jej zaniechano. Przez 40 lat wyrosła nam konkurencja: telewizja, Internet czy dvd, po cholerę iść dzisiaj do teatru? Widz teraz siedzi w domu, pije piwo i ogląda jakieś przedstawienie. To, że teatr jeszcze istnieje i ma się całkiem dobrze, to jest zasługa teatru i publiczności. Że przychodzicie, piszecie coś na ten temat, to jest też ważne.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
23 października 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia