A w malinie pełno pestek
Mam problem z tym spektaklem. Poważny problem, polegający na braku problemu. Braku jakiegoś wyraźnego rysu, postulatu, idei, którym mogłabym przyklasnąć, bądź które jawiłyby się jako poważny partner polemiki.Autor recenzji, która jest przywoływana w materiałach promocyjnych Teatru Współczesnego pisze: "Oto na scenie mamy jakby naszych przedstawicieli, grupę sprawującą władzę i mającą swoich liderów, a nazywaną w programie Gminem. (...) Gmin własnymi siłami inscenizuje historię Balladyny, by pokazać na czym polega dobro i zło. Cały czas jednak kontroluje, czy dobrze rozumiemy, co on uważa za dobro, a co za zło. Bez mrugnięcia okiem manipuluje ocenami." Być może mój podstawowy błąd polegał na nie przeczytaniu programu? Może dlatego nie dostrzegłam w Gminie inteligentnej, podstępnej i cynicznej siły, zabawiającej się moim młodym, podatnym i miękkim jak plastelina kręgosłupem moralnym? Niestały, nieuporządkowany tłum nie wygenerował na scenie impulsu, który zabrałabym ze sobą, który by we mnie trafił. Polityczne gesty, jak chociażby spadające na scenę białe i czerwone balony ze znakiem ryby, symbolem chrześcijan były jakby zatrzymane, zamrożone w trakcie ruchu. Sygnalizowały pewne aspiracje twórców do manifestu, który jednak nie został wyraźnie wykrzyczany ani nawet wyszeptany. Trwający 2 godziny 20 minut spektakl nie może być tak dygresyjny, jeśli zgłasza pretensje do bycia sztuką społecznie zaangażowaną, do stanowienia komentarza czy prowokacji. Ziarno chaosu, jeśli ma wykiełkować musi być spójne, zwarte. Nie będę udawać, że dokonałam wnikliwej analizy tego spektaklu, bo prawda jest taka, że już dwie godziny po wyjściu z teatru ledwo go pamiętałam. Przynajmniej w warstwie treściowej nie znalazłam w nim niczego, co by mnie zaniepokoiło, zainspirowało, błąkało się po głowie, domagając uwagi. Ciekawe i zapadające w pamięć, były za to pewne zabiegi formalne. Sam pomysł teatru bez kulis, aktorów grających pospólstwo, podejmujące się inscenizacji dramatu autorstwa narodowego wieszcza, uwodzicielsko piękne i jednocześnie humorystyczne rozwiązania, jak chociażby podskakująca w głębi sceny na trapezie Goplana, a do tego wszystkiego swobodne i skoczne mieszanie konwencji (najlepszy przykład to warstwa muzyczna spektaklu) oraz dobre wykorzystanie przestrzeni, dały wyśmienity efekt. Forma była tak żywiołowa i absorbująca, że rekompensowała braki w warstwie treściowej, nie dopuszczając do znużenia widzów. Na koniec jeszcze słów kilka o aktorach. Pomysłu na postać bądź kondycji w tym konkretnym dniu zabrakło odtwórczyni tytułowej roli Dorocie Abbe. Balladyna była mało wyrazista, pozbawiona kośćca, nie przykuwała uwagi, wtapiała się w tło wydarzeń jakby była powolnym ich biegowi przedmiotem. Rozczarował mnie też Kostryn ( Krzysztof Zych ), spłaszczając potencjalnie ciekawą i złożoną osobowość do jednej nuty - zblazowanego, chciwego arystokraty. Poziom trzymała cała stara gwardia Teatru Współczesnego, Przewodnicy Gminu, Pustelnik (Zdzisław Kuźniar), Goplana (Irena Rybicka), wdowa (Marlena Milwiw). Przekonywująco wypadł Kirkor Piotra Łukaszczyka - taki swojski, prostolinijny, trochę buraczany chłopak z sąsiedztwa, ubrany w biało - czerwoną koszulkę, uzbrojony w swą niewinność i pojedyncze husarskie skrzydło. Bardzo pozytywne wrażenie zrobił na mnie także Tomasz Orpiński w roli Grabca, Anna Filusz jako Alina oraz Szymon Czacki, którego Chochlik był tyleż widowiskowy, co kompletny. Ten spektakl mógł być bombą, wyszedł z niego fajerwerk, co niekoniecznie musi stanowić zarzut. Teatr Współczesny we Wrocławiu Juliusz Słowacki "Balladyna" opracowanie tekstu i reżyseria: Krystyna Meissner scenografia: Mirek Kaczmarek muzyka i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek ruch sceniczny: Maćko Prusak Obsada: Dorota Abbe, Katarzyna Bednarz, Alina Babkova (gościnnie), Irena Dudzińska (gościnnie), Anna Filusz, Elżbieta Golińska, Marlena Milwiw, Irena Rybicka, Szymon Czacki, Sambor Dudziński (gościnnie), Zbigniew Górski, Bogusław Kierc, Marek Kocot, Zdzisław Kuźniar, Piotr Łukaszczyk, Tomasz Orpiński, Jerzy Senator, Bartosz Woźny, Krzysztof Zych oraz muzycy: Piotr Dziubek (gościnnie) / Łukasz Damrych (gościnnie) Premiera: 24 czerwca 2006 roku.