Aktorka mimo wszystko

"Dymna" - aut. Elżbieta Baniewicz - Wydawnictwo Marginesy

- Nie po to włożyłem w ciebie, kretynko, tyle pracy, żebyś mi teraz uciekła! Masz być wielką aktorką! Inaczej zamorduję! - krzyczał na całą kamienicę Jan Niwiński, dowiedziawszy się, że Anna Dziadyk, jego sąsiadka i podopieczna z tzw. Kociego Teatru, złożyła papiery na uniwersytecką psychologię. Skutecznie nakrzyczał. O książce "Dymna" Elżbiety Baniewicz pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

"Aktorka czy fenomen socjologiczny" zatytułowała pierwszy rozdział książki "Dymna" Elżbieta Baniewicz. Tak właśnie, bez znaku zapytania. Słówko "czy" też w sumie zbędne. Że jest aktorką, wielką aktorką, jak chciał Niwiński, dowiodła dziesiątkami ról. Fakt bycia fenomenem socjologicznym potwierdza czerpiąc z własnej popularności i uznania korzyści, ale nie dla siebie - dla tych, którzy potrzebują pomocy.

Wiedzą o tym najpełniej podopieczni założonej przez aktorkę Fundacji "Mimo Wszystko", wiedzą jej podopieczni z teatru Radwanek, i ci śpiewający na festiwalu Zaczarowanej Piosenki, i osoby zapraszane do programu "Spotkajmy się". Wiele o tym pisze Baniewicz. Pokazując aktorkę, od pierwszych zdań przedstawia człowieka. Tak, miała Dymna szczęście spotkać tych, którzy ją pięknie kształtowali, ale też chciała i umiała od nich czerpać.

Najpierw był dom, zwłaszcza mama Małgosi Dziadyk (tego imienia używała przyszła aktorka do lat licealnych), "emanująca dobrocią i ciepłem", potem aktorka Zofia Jaroszewska ("Aniu, trzeba kochać ludzi, trzeba kochać życie") i Władysław Hańcza, poznany na planie filmu "Nie ma mocnych" ("Nie narzekaj, tylko ciesz się życiem"), wreszcie Wiesław Dymny, którego żoną została mając 21 lat.

Sześć lat później owdowiała, ale ten czas wystarczył, by starszy o 15 lat mężczyzna ukształtował aktorkę na całe życie; do dziś nie kryje, że pierwszy mąż jest dla niej busolą i wyrocznią. Nie bez znaczenia dla losów Anny Dymnej były i trzy wypadki w pierwszych latach filmowych zmagań. Otarłszy się o śmierć, tym bardziej ceni się życie. Miesiące, a właściwie lata, żmudnej rehabilitacji pogłębiły wrażliwość na cierpienie innych.

Opowieść Baniewicz o Dymnej splata wątki osobiste, prywatne - dokumentowane także pięknymi aktami aktorki, z rzetelnym przypomnieniem jej ról w teatrze, filmie, Teatrze TVP. A że autorka zna się na teatrze i umie o nim pisać, czyta się te niemal 500 stron - wypełnionych ogromną liczbą zdjęć (ileż pięknych okładek zawdzięczała niegdyś prasa krakowskiej aktorce!) - lekko i z przyjemnością.

Niczym w dobrze zmontowanym filmie oglądamy kadry z kolejnych planów filmowych Chęcińskiego (trylogia z Pawlakiem i Kargulem), Majewskiego ("Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny"), Hoffmana ("Znachor"), Konwickiego ("Dolina Issy"), Sass ("Tylko strach"), z kolejnych spektakli Starego Teatru, firmowanych nazwiskami Swinarskiego, Wajdy, Grzegorzewskiego, Kutza, tylu innych.

To Kutz właśnie, gdy aktorka, po darze macierzyństwa, przybrała znacząco na wadze, gdy przestała być wiotkim dziewczęciem, dał jej szansę uczynienia z tej odmienionej fizyczności waloru. Najważniejsze stało się dojrzałe aktorstwo dojrzałej kobiety. I tak niegdysiejsza Pawlaczka znów zyskała miłośników i uznanie. "Aktorstwo Dymnej polega głównie na wewnętrznej rzetelności i prawdzie" -zauważy jej pierwszy dyrektor Jan Paweł Gawlik.

Ta wewnętrzna rzetelność i prawda są atrybutami Dymnej - aktorki i człowieka. Dziś, gdy ma mniej okazji, by wykazywać się aktorskim kunsztem, woli dowodzić, ile można zrobić dla innych dyskontując dawne osiągnięcia. Baniewicz, przypominając je, pokazuje, jak wiele można na nich zbudować. Ale też sama stworzyła piękną opowieść, na jaką Anna Dymna w pełni zasłużyła. I która na pewno będzie mieć ciąg dalszy. Mimo wszystko.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
29 lipca 2014
Książki
Dymna

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...