Aktorstwo współczesne

Rozmowa z Mariuszem Bąkowskim

...słyszę bardzo wiele różnych interpretacji i rozwiązań – to jest ciekawe. To znaczy, że ten spektakl się mieni, każdy może sobie po swojemu tę historię napisać.

Z Mariuszem Bąkowskim, aktorem Wrocławskiego Teatru Współczesnego, odtwórcą roli Sebastiana w spektaklu „Woda w usta" w reż. Leny Frankiewicz - rozmawia Teresa Wysocka z Dziennika Teatralnego.

Teresa Wysocka: Dlaczego wybrałeś akurat Teatr Współczesny? Czy może to Teatr wybrał ciebie?

Mariusz Bąkowski - Myślę, że było to obustronne zainteresowanie. Razem z dyrektorem Teatru Współczesnego (Markiem Fiedorem) robiłem dyplom w szkole teatralnej. Był to mój drugi dyplom, Marek zrobił spektakl dla niemal całego mojego rocznika. „Poczekalnia sześć-dwa-zero" to dość lekka opowieść, ale była to bardzo potrzebna odmiana po pierwszym dyplomie, który robiłem z Eweliną Marciniak i bardzo miło mi się z Markiem pracowało. Postanowiłem zanieść mu swoje CV, wyraziłem chęć dołączenia do zespołu. Marek zaprosił mnie i Paulinę Wosik, z którą byłem na roku, na rozmowę, podczas której zaproponował nam dołączenie do zespołu. Jestem z Wrocławia i zależało mi na pracy w tym mieście o ile dało się tak zrobić. Wydawało mi się też, że Teatr Współczesny robi bardzo ciekawe rzeczy, a miałem wrażenie, że studenci nie są nim zainteresowani. Byłem bardzo zdziwiony, że tak jest. We Współczesnym miałem szansę pracować w jednym zespole z ludźmi, którzy byli moimi pedagogami.

Czy na razie wiążesz swoją przyszłość z Teatrem Współczesnym?

- Tak, praca w tym miejscu daje mi dużo satysfakcji - czuję, że się rozwijam. Jest też dużo wartościowych spotkań z reżyserami, twórcami teatru. Odkąd jestem w zespole od końca 2017 roku wszystkie spotkania dużo we mnie zostawiały, one mnie wzbogacają, nie widzę potrzeby zmiany teatru. Bardzo lubię też pracę w teatrze z powodu kontaktu z widzem, ale też dlatego, że w teatrze trzeba cały czas być czujnym. Jeśli coś się posypie to nie sposób poprosić o dubel, tylko trzeba grać dalej.

Czy dużo tekstu w „Wodzie w usta" było improwizowanego? Czy trzeba było ściśle trzymać się scenariusza?

- Były momenty improwizowane, z tego co wiem chyba Rafał Cieluch wcielający się w ojca improwizuje scenę, kiedy krzyczy przez balkon. W momencie, kiedy wychyla się przez tę plastikową kurtynę. Chyba są to teksty przez niego improwizowane. Ale nie jestem pewien czy faktycznie tak było. Improwizowany był na pewno film, na którym nagrywane są terapie.

Czy wideo było pomysłem autorki tekstu - Sandry Szwarc czy reżyserki?

- W scenariuszu tego nie było, to powstało w procesie pracy. Myślę, że był to raczej pomysł Leny Frankiewicz – reżyserki, natomiast Sandra też aktywnie uczestniczyła w procesie twórczym, nie oglądała tylko efektu końcowego. Czasami dopisywała fragmenty tekstu na potrzeby niektórych scen.

Co myślisz o postaci Sebastiana? Oglądając spektakl człowiek nie może być niczego pewnym, czy jest on postacią pozytywną czy manipulatorem?

- Kiedy rozmawialiśmy o Sebastianie tworząc tę postać, zakładaliśmy dużo niewiadomych i ja też nie chciałbym domykać niczego, tym bardziej że w spektaklu bardzo miesza się co jest prawdą, a co jest fałszem, co jest wspomnieniem, a co jest wyobrażone. To co mówisz jest dla mnie zupełnie nową interpretacją tej postaci. Ja myślę o nim w niejednoznaczny sposób, jest to otwarty zbiór możliwości. Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy widzieli „Wodę w usta" słyszę bardzo wiele różnych interpretacji i rozwiązań – to jest ciekawe. To znaczy, że ten spektakl się mieni, każdy może sobie po swojemu tę historię napisać.

Wspomniałeś w wywiadzie, że Viola usiłuje wymazać pewne wspomnienia czy w takim razie w spektaklu obserwujemy właśnie moment, kiedy usunęła je z pamięci?

- Tak działa nasza wyobraźnia, że wierzymy w różne scenariusze, a potem nie mamy pewności czy wydarzyło się to naprawdę czy się przyśniło.

Spektakl „Woda w usta" otrzymał nagrodę w konkursie dramaturgicznym „Strefy Kontaktu". Mottem tego konkursu są słowa Różewicza na temat wynalezienia nowej formy przy tworzeniu sztuki. Czy uważasz, że w tym spektaklu się to udało, stworzono jakąś nową formę?

- Zastanawiam się, w czym ta nowa forma miałaby się przejawiać? Czy mamy pokazać widzom coś czego nie było? Czy chcemy w nowy sposób dialogować między aktem pisania tekstu a aktem jego realizacji? Przy takiej interpretacji, uważam, że spektakl dał coś nowego. Sandra Szwarc była na próbach, uczestniczyła w procesie tworzenia i uważam, że ta współpraca stworzyła nową formę. Czy ta forma jest nowa dla widzów, czy jest to nowa forma teatralna – nie wiem. Dla mnie to jak najbardziej była nowa forma, z powodu wyzwania i zadania aktorskiego, które było dla mnie trudne, więc w moim odczuciu jak najbardziej była to nowa forma.

Zazwyczaj grasz postacie złe albo niejednoznaczne, jaka jest przyczyna, że obsadzają cię w takich rolach?

- To ciekawe, nie zauważyłem, żeby tak było. Masz jakiś spektakl na myśli?

Tak, Raskolnikow w „Zbrodni i karze", Futurolog u Lema w „Kongresie futurologicznym", gdzieś jeszcze przewinął się Różewicz.

- Zdarza się tak, że w przypadku niektórych spektaklach to dzieje się w trakcie pracy i jeżeli taki jest odbiór tej postaci, to może mam w sobie jakiś element demoniczny. Nie jestem pewien czy moi bliscy zgodziliby się z tym stwierdzeniem, ale odbieram to jako komplement.

Oczywiście, jest to komplement i z takiej cechy można w ciekawy sposób korzystać. Zauważyłam taką tendencję, że Różewicz staje się jakby patronem Teatrów Współczesnych, szczególnie we Wrocławiu, z którym poeta był związany. Zakończył się właśnie Rok Różewiczowski i z tej okazji ludzie trochę sobie o nim przypomnieli. Czy lubisz brać udział w projektach, inspirowanych Różewiczem?

- Grałem u Różewicza przy okazji współpracy nad spektaklem „Wyszedł z domu. Tak zwana komedia", gdzie zastępowałem kolegę. Na temat pracy nad Różewiczem mogę powiedzieć o projekcie z Darią Kopiec przy okazji właśnie Roku Różewiczowskiego. Teatr Współczesny zorganizował wydarzenia performatywne z okazji 100. Rocznicy urodzin tego poety. Robiliśmy wtedy „Kartotekę". Teksty Różewicza są ponadczasowe, mogłyby być napisane 150 lat temu, ale także za 150 lat i nadal byłyby aktualne, można by było odnaleźć naszą teraźniejszość. To zawsze jest wyzwanie. To pozwala na pracę pełną refleksji, w jej trakcie, interpretując tekst, musimy się mocno zastanawiać nad światem, kondycją człowieka. Wiem, że brzmi to jak oklepane teksty, ale nie mam lepszych słów na określenie tych doświadczeń, a są to doświadczenia, które ma każdy, kto czyta Różewicza.

Bardzo dziękuję za rozmowę.
__
Mariusz Bąkowski - aktor teatralny i filmowy. Urodził się 6 sierpnia 1991 roku we Wrocławiu. Jest absolwentem Wydziału Aktorskiego Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie – Filia we Wrocławiu. Brał udział w kilku produkcjach filmowych i telewizyjnych. Od 2017 roku pracuje jako aktor we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Wrocław
2 czerwca 2022

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia