Aktorzy dramatyczni

Jacek Kopciński: Widok z koziej

Marta i George, George i Marta. Walczą ze sobą od lat, w przerwach między rundami nucąc na melodię Disnejowskiej piosenki o trzech głupich świnkach ponuro absurdalny refren: „Kto się boi Virginii Woolf, Virginii Woolf. Virginii Woolf?"...

Nazywają to meczem bokserskim, bo jak bokserzy wyprowadzają precyzyjne uderzenia, a potem czekają na kontrę i wytrwale przyjmują każdy cios. Są dla siebie bezlitośni, ale nawet na chwilę nie przerywają walki. Mecz ich wiąże, uzależnia, nic poza nim nie jest ważne – nic poza nim nie istnieje. Żeby bardziej bolało i bardziej podniecało, potrzebują świadków. Żeby się jeszcze mocniej skrzywdzić, prowokują, uwodzą i krzywdzą innych. Najlepiej niech będą młodzi, tacy jak Nick i Honey. Niech sądzą, że można żyć złudzeniami i oszukiwać bezkarnie. Nie można. George i Marta karzą ich bez skrupułów, a potem znowu zwracają się ku sobie, dążą do zwarcia i polują na nokaut.

To bohaterowie najsłynniejszej sztuki Edwarda Albeego, którą w zeszłym roku Grzegorz Wiśniewski wystawił w Wybrzeżu – dokładnie pięćdziesiąt lat od jej polskiej prapremiery właśnie w tym teatrze. A aktorzy, nasi tegoroczni laureaci Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza, ci, którzy ich zagrali? Jak oni prowadzą swój mecz?

To, co robią wobec siebie, dwojga innych aktorów i nas na widowni, polega na niesłychanym wprost skupieniu – z jednej strony, i na absolutnej swobodzie – z drugiej. Aktorka i aktor, aktor i aktorka – ani na chwilę nie tracą ze sobą kontaktu. Nawet wtedy, gdy się nie słyszą i na siebie nie patrzą, więcej, wtedy, gdy jedno z nich znika ze sceny. Jak ich neurotyczne postacie, stale o sobie myślą, wyobrażają swoje zachowania, są obok, choć wcale ich tam nie ma... Niesłychana więź ludzi, którzy nie potrafią wyrażać miłości inaczej, jak tylko przez nienawiść, przyjmuje w ich grze kształt psychodramy i... seansu telepatycznego. Świadomi każdego słowa i gestu, wyczuleni na to, co wypowiedziane i niewypowiedziane, widoczne i niewidoczne, reagują – na sto sposobów. Ona daje swojej postaci złość, wyrachowanie, siłę i słabość, czułość i wulgarność, żeby prawdziwy dramat Marty przekazać na koniec w trudnym, poniżającym obnażeniu, twarzą przy podłodze. On przeprowadza swoją postać przez wszystkie odcienie ironii, kpiny, żartu, okrutnego i bolesnego sarkazmu, żeby prawdziwy dramat George'a przekazać w milczeniu, na kolanach, nad elektryczną kolejką dla dzieci. Niesłychany koncert dwojga solistów, którzy nie po raz pierwszy stworzyli ze sobą duet – i w duecie otrzymali naszą nagrodę.

Dorota Kolak i Mirosław Baka. Mirosław Baka i Dorota Kolak. Aktorzy dramatyczni. Mistrzowie teatru bez mikrofonu i kamery. I prawdziwi ryzykanci. „Kusi mnie, by tworzyć zupełnie inną techniką, nie jak Baka. Antybaką" – mówił aktor na naszych łamach dwa lata temu. „Czy jest coś jeszcze, co bym mogła przeskoczyć?" – pyta aktorka w rozmowie, którą drukujemy w tym numerze.

Jest. Nie zgadniecie co...

Jacek Kopciński
Teatr Pismo
3 grudnia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia