Alicja nie zagra? Zdziwicie się

"Alicja?" - reż: Marcin Bikowski - Teatr Malabar Hotel

Niby lekki, pusty jak pianka i śmieszny jak Monty Python. W rzeczywistości ogrom w nim mrocznych rewirów i znaczeń. Znakomity spektakl "Alicja?" Teatru Malabar Hotel

Nowa nazwa w teatralnej przestrzeni miasta, ale skład dobrze znany - teatr tworzy część aktorów z nieistniejącej już Kompanii Doomsday. Niespełna dwa tygodnie temu swoją premierę w Białymstoku pokazał inny zespół, który wyłonił się z Kompanii - Grupa Coincidentia; teraz swój pierwszy spektakl - inspirowany "Alicją w Krainie Czarów" - zaprezentował Teatr Malabar Hotel.

Dwóch Marcinów: Bikowski i Bartnikowski jeszcze za czasów Kompanii pokazało, że mają wielki talent do przekładania na scenę ważnych tekstów (czy to Marqueza, czy Szekspira). Obaj na przemian pisali scenariusze i reżyserowali bardzo autorskie spektakle, jednocześnie w nich grając i dbając o scenografię. Tak też jest w "Alicji?", która od tekstu Lewisa Carrolla co prawda wychodzi, ale w rzeczywistości idzie całkowicie swoją własną drogą, bawiąc się formą i stawiając mnóstwo pytań.

Baśń Carolla odczytywana już była na tak różne sposoby, że można by sądzić, że nic nowego się z niej nie uszczknie. A jednak "Alicja?" ma w sobie taką świeżość i pomysł, że właściwie trudno uwierzyć, że historię dziewczynki, która trafiła do króliczej nory, rzeczywiście niemal znamy na pamięć. Bo w Teatrze Malabar Hotel to historia napisana zupełnie na nowo. I właściwie nie ma już znaczenia, że nadal trzyma się pewnych ram (Alicja się zmniejsza, powiększa, spotyka dziwaczne postacie).

Na pierwszy rzut oka spektakl ma urok błahostki, jest lekki, efemeryczny, nieodparcie śmieszny. Na tym zresztą polega też jego siła - niby się świetnie bawiliśmy, ale coś w środku zostaje, jakiś cierń, drażniący, wywołujący liczne pytania. I tak jak baśń Carrolla pod pozorem prostej historii opowiada o czymś więcej, tak i ten spektakl pod fasadą żartu kryje coś zgoła - niż sam dowcip - innego.

Oto mamy prostą konstrukcję - czworokątny duży stelaż udający pokój, z dwóch stron obciągnięty tapetą, z dwóch odsłonięty. W środku - blondwłose dziewczę w minisukience, na wysokich obcasach (Maria Żynel). Pozuje, robi miny, pręży, wyrzuca z siebie dużo słów, siłuje jakby sama z sobą. Po chwili chyba już wiadomo... aktorka? Coś ćwiczy, choć w sumie nie wiadomo co. Wiadomo za to, że jest w pełnej gotowości - jak biegacz, który czeka na wystrzał pistoletu. Alicja zagrać może wszystko, już teraz, w tej sekundzie. Jak trzeba, to nawet złoży się wpół.

- Ona nie da rady? Zdziwicie się... Co to za miejsce? Aha, mieszkanko. Co z tego, że malutkie, może zagrać tak, że będzie większe. Tylko jak tu stanąć, jak, gdzie i czy w ogóle się wypiąć? Hmm... Aha, już wie. A co tu wpada do środka? Jakiś mop, kłaki dziwne? Nie szkodzi, zagra i to. To może być metafora... Ale czego? Dobra, niech będzie metafora wpadania kłaka zza ściany. Gra. Ale co tu robi to malutkie krzesełeczko? No nie, to jakiś żart? Ale dobra, da radę. Dostosuje się. Zmniejszy. I krzesełko będzie jej. Tylko trochę wysiłku... Ona wam pokaże. Kurcz się! Mmmm.. Sukces! Znowu sukces! Jest mniejsza!... 

Co z tego, że piętrzą się kolejne absurdy - Alicja ciągle jest gotowa, po szybkim rozważeniu jest w stanie wszystko przyjąć za dobrą monetę. Nic nie jest problemem, a że trochę nerwów przy okazji... 

I już właściwie nie wiadomo, czy to jawa, czy sen? Czy jakiś wielki niewidzialny Reżyser się z nią bawi i tresuje, czy ona sobie to śni? Gdzie jest granica dostosowania się, histerycznej gotowości, kosztem samego siebie? 

Nagle okazuje się, że wplecenie w carrollowską historię wątków autotematycznych, kpiny ze środowiska aktorskiego gotowego na wszystko - to tylko jedna z wielu interpretacji.

Bo Alicja - co pokazują kolejne sceny i co, gdzieś między wierszami uzmysławiają jej kolejne dziwne postaci - pod fasadą histerycznej euforii ma w sobie jakiś ból. Goni przed siebie, bo ma coś do ukrycia i nie chce o tym czymś pamiętać. Musi być perfekcyjna i zdolna zrobić wszystko, bo to maskuje jej pustkę. Ciągle udaje i nie jest szczera, bo tak jest bezpieczniej. Niby jest w wiecznej gotowości, ale tak naprawdę - w permanentnej ucieczce od siebie. Maria Żynel wygrywa to wszystko w ciekawy sposób - na wysokiej nerwowej nucie: jej miotająca się na kilku metrach Alicja jest trochę śmieszna i trochę smutna, dziecinna i dorosła, przaśna i neurotyczna jednocześnie. 

Jednak nie ma w spektaklu taniej, natrętnej psychologii - to wszystko jest sprytnie ukryte między wierszami, nie rzuca się w oczy. Tym większą ma silę - jak finał spektaklu, pokazujący symbolicznie rozziew między tym, co jest fasadą, a tym, co tak naprawdę mamy w środku. I wtedy każdy może choć przez chwilę pomyśleć, na ile na co dzień udaje, kreuje siebie, a na ile jest sobą. 

Spektakl jest interesujący - ma w sobie prostotę, ale i wieloznaczność. Są tu wątki erotyczne, finezyjny nieco surrealistyczny klimat, świetne teksty pełne niuansów (autorstwa Bartnikowskiego). Znakomita ilustrująca zmiany nastrojów muzyka - i figlarna, i złowieszcza (Anna Świętochowska). No i lalki (Bikowski) - dla samego królika, który (biorąc pod uwagę dotychczasowe adaptacje telewizyjne i teatralne) nie ma sobie równych. Tak jak zresztą bombowa wizja Królowej rozpołowionej na dwóch egzaltowanych facetów. 

Spektakl "Alicja?" (reż. Marcin Bikowski) można zobaczyć dziś (poniedziałek) w Akademii Teatralnej (ul. Sienkiewicza 14) o godz. 20. Bilety do kupienia na miejscu, rezerwacja: teatr@malabarhotel.pl

Monika Zmijewska
Gazeta Wyborcza Białystok
23 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia