Andrzej Seweryn. Aktor z misją

sylwetka aktora

W oczach jednych jego pochwała tradycji, negowanie demokracji w sztuce, patos w mówieniu o aktorstwie czynią z Seweryna zawodowy wzór do naśladowania. Inni widzą w nim mistrza pustych gestów i patetycznej deklamacji, zarzucają kabotynizm

Gdzie leży wzorzec aktorstwa? W Sevres pod Paryżem... Ale już niedługo. We wrześniu Andrzej Seweryn obejmie dyrekcję Teatru Polskiego w Warszawie. Bywało, że w związku z aktywną działalnością antykomunistyczną aktorzy nie otrzymywali ról na miarę swojego talentu" - uzasadniała Fundacja Kino przyznanie Nagrody Specjalnej im. Zbyszka Cybulskiego Andrzejowi Sewerynowi, Joannie Szczepkowskiej i Bogusławowi Lindzie. W odpowiedzi Seweryn przypomniał, że do 1979 r. zagrał w pięćdziesięciu spektaklach teatru telewizji, w trzydziestu sztukach teatralnych i w tyluż filmach. Od 1968 r. do wyjazdu do Francji był etatowym aktorem prestiżowego wówczas Teatru Ateneum i pozostał nim także, gdy trafił do więzienia za kolportaż ulotek z wyrazami sprzeciwu wobec inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, "lak mógłbym przyjąć nagrodę, której uzasadnienie mówi o prześladowaniu mnie na polu artystycznym z powodów politycznych, skoro np. z paszportem służbowym PAGART odwiedziłem z teatrami lub ekipami filmowymi Francję, Włochy, Niemcy, Mongolię, Związek Radziecki, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Czechosłowację, Norwegię i Szwecję?" - pytał w liście do jurorów. 

"Bohaterską twarz "odmawiającego nagrody" pokazały wszystkie pisma od telewizyjnych po elitarne. Bardzo fartownie zbiega się to z informacją, że Andrzej Seweryn zostaje dyrektorem Teatru Polskiego. Bardzo to fajnie działa też na przyszłych młodych widzów - super jest taki, co odmawia. A ci, co nie odmawiają - mięczaki" - ironizowała na łamach "Gazety Wyborczej" postawiona w trudnej sytuacji Szczepkowska, która ostatecznie nagrodę odebrała. "Proszę państwa, 2 listopada 2009 r. skończyło się kombatanctwo w polskiej kulturze" -parafrazował w tej samej "Wyborczej" słynne zdanie Szczepkowskiej o końcu komunizmu Roman Pawłowski. Gest Seweryna stał się przyczynkiem do dyskusji o statusie aktora w PRL, o polskim zamiłowaniu do kombatanctwa i przedstawiania się w roli ofiar.

Seweryn, we Francji postrzegany jako po polsku mroczny i emocjonalny, w kraju ma gębę sfrancuziałego, chłodnego racjonalisty. I ten racjonalista po raz kolejny włożył kij w polskie mrowisko.

Ideolog z sukcesem

Aktorstwo to misja, służba, odpowiedzialność - powtarza do znudzenia. Ideami społecznikowskimi nasiąknął w lewicowym harcerskim ruchu walterowców, prowadzonym od 1956 r. na jego rodzinnym Żoliborzu przez Andrzeja i Jacka Kuroniów. W 1968 r. razem z Małgorzatą Dziewulską i Ryszardem Perytem, tak jak on studentami warszawskiej szkoły teatralnej, zorganizował manifestację przeciwko zdjęciu z afisza Teatru Narodowego "Dziadów" w reż. Kazimierza Dejmka. Wtedy trafił do więzienia na kilka dni. Kilka miesięcy później, za kolportowanie ulotek z protestem przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, trafił tam prawie na pół roku. Później będzie KOR i Solidarność, przenoszenie listów Bronisława Geremka do Tadeusza Mazowieckiego i wożenie ulotek podczas strajków w Stoczni Gdańskiej.

W 2007 r. w liście opublikowanym w "Dzienniku" nawoływał do pracy ponad podziałami dla dobra Polski: "obrażanie się na polityków to głupota". Będąc niedawno gościem nadawanego na żywo przez telewizyjną Jedynkę programu "Kawa czy herbata" poinformował zaskoczonych prowadzących: "Chciałbym wyrazić solidarność ze stowarzyszeniem przeciwko antysemityzmowi i ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita, które wystosowało list do władz w sprawie p.o. prezesa TVP pana Farfała, wyrażając oburzenie faktem, że czlowiek o takich poglądach jest waszym szefem. Bardzo mi przykro".

Jego zaangażowanie ma jednak swoje granice. Kiedy przyjaciele wyjechali do Puław robić teatr robotniczy, on wybrał stołeczny Teatr Ateneum i karierę. Anna Radziwiłł, która w warszawskim liceum im. Lelewela uczyła go historii, mówiła Teresie Wilniewczyc, autorce monografii "Andrzej Seweryn": "Dla mnie, biorąc pod uwagę jego romantyczną uczuciowość, społecznikostwo, ideowość, Andrzej zawsze był dziewiętnastowieczny. (...) Mogłabym go sobie wyobrazić na barykadzie". Jednocześnie zaznaczała ważną różnicę: Seweryn, zamiast tzw. moralnego zwycięstwa, osiągnął najprawdziwszy sukces: "To jest niezwykłe. Zgodnie z polskim stereotypem człowiek idei to ktoś, komu nie powinno się udać".

Aktorstwo matematyczne

Powiada: "Testem facetem opętanym przez pracę, ciekawym przypadkiem", "My tutaj na Ziemi jesteśmy po to, żeby harować, i koniec", "Praca nie zdradzi", "Czas, który został mi dany, to sacrum. Porządne życie to nie marnowanie czasu", "Technika, technika, technika".

Etos pracy przekazali mu rodzice. Ojciec był dyrektorem Fabryki Samochodów Dostawczych w Nysie. Rozwiódł się z matką Seweryna, gdy ten miał dziesięć lat. Matka była chłopką, poznali się na robotach w Niemczech, gdzie w 1946 r. urodził się Andrzej. Pytany, skąd ta niesłychana pracowitość, czasem żartuje, że z powodu miejsca urodzenia. Matka, żeby ich utrzymać, imała się różnych zajęć: pracowała jako konduktorka, strażniczka nocna w remizie trolejbusów, sprzątaczka w Pałacu Kultury, była garderobianą. Gdy kończyły się pieniądze, robiła im jajecznicę z kwiatem akacji.  

Dla Seweryna - człowieka z awansu - praca stanie się drogą do lepszego życia, swoistą religią. Wiele z jego ról ma jakiś nieznośny naddatek, jakby napawał się swoją grą, epatował techniką, zachwycał swoimi umiejętnościami - to także wyraz tego, że praca była przez całe lata jedyną przyjemnością, na jaką sobie pozwalał. Wielogodzinne ćwiczenia dykcyjne i fizyczne, niekończące się próby, chorobliwy perfekcjonizm. Trzy z czterech jego żon tego nie wytrzymały. Echem rozwodu z Krystyną Jandą jest "Dyrygent" - film Andrzeja Wajdy, w którym zagrali rozwodzące się małżeństwo muzyków. Dziś ich córka Maria Seweryn mówi: "Ojciec jest moją wielką fascynacją. Takiego uporu, siły opartej wyłącznie na sobie, nie widziałam dotąd u nikogo. Nie znam aktora, który by przed każdym spektaklem ćwiczył trzy godziny".

Jacques Lassalle, reżyser, któremu Seweryn zawdzięcza swoje najlepsze role na scenach Francji i angaż do Comedie Francaise, mówił Teresie Wilniewczyc: "Za każdym razem, kiedy pracuję z Andrzejem, uderza mnie, że na próbach aktorzy francuscy, nawet najwięksi, wydają się przy nim dyletantami. (...) Zdumiewa mnie jego sposób nadawania znaczenia wszystkiemu, co proponuję, notowania absolutnie wszystkiego, o czym się mówi - każdej propozycji, każdej sugestii- i natychmiastowego, skrupulatnego wykonywania tego". A sam Seweryn analizował: "Jestem człowiekiem, który stale się boi. (...) To jest strach wypływający z mojej niedoskonałości, z braku opieki ojcowskiej w dzieciństwie, z konieczności ciągłego dokształcania. Muszę stale wzmacniać moje fundamenty. I to wciąż napawa mnie strachem".

Uważa, że tradycyjnej szkole teatralnej - warszawskiej - zawdzięcza najwięcej. Ona nauczyła go perfekcjonizmu, dyscypliny, szacunku dla poprzedników, dla tradycji. W Ateneum grywał najczęściej w spektaklach Janusza Warmińskiego, Jana Świderskiego (których obok Aleksandra Bardiniego uważa za swoich mistrzów) i Macieja Prusa. Tego bohaterowie - teatralni i filmowi - to współcześni, zagubieni chłopcy, sfrustrowani, nieczuli i samotni, próbujący sprostać swoim wygórowanym ambicjom mężczyźni. Tuż wtedy jego aktorstwo określano jako chłodne, logiczne, matematyczne. Podobnie jak Laurence Olivier budził w widzach zainteresowanie i fascynację, ale nie sympatię; był pozbawiony aktorskiego seksapilu.

Polubić można właściwie tylko jego Maksa Bauma z "Ziemi obiecanej" w reż. Andrzeja Wajdy. Ale akurat o tej roli mówi z niechęcią, że zagrał najprostszy stereotyp Niemca i "poczciwą ciapę". Znacznie wyżej ceni inne role u Wajdy: Jacka Rościszewskiego - odrażającego nieudacznika i pozbawionego skrupułów demagoga z "Bez znieczulenia", Adama Pietrzyka z "Dyrygenta" - karierowicza, ale też człowieka, który gubi się w życiu, człowieka pozbawionego uczuć i jednocześnie silnie ich pragnącego (rola nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie) czy nawet Sędziego z "Pana Tadeusza" - drugoplanowej roli, z której potrafił zrobić najciekawszą i najbardziej zaskakującą kreację całego filmu.

Nauka fruwania

Do Francji wyjechał jako "aktor Wajdy". Wraz z Wojciechem Pszoniakiem zagrali w wystawionych przez Wajdę w Theatre des Amandiers pod Paryżem "Onych" Witkacego. Zaczynał od ról Niemców w trzech spektaklach Claude\'a Regy. W "Peer Gyncie" Ibsena w reż. Patrice\'a Chereau fragment roli mówił po polsku, następnie był Mistrzem w "Mistrzu i Małgorzacie" Bułhakowa w reż. Andrei Serbana (1983 r.) - to już była nominacja na aktora francuskiego. A potem Antoine Vitez obsadził go w "Zamianie" Paula Claudela - klasyka francuskiego, to był przełom. Kiedy jednak Peter Brook zaproponował mu czteroletnią współpracę przy "Mahabharacie" - teatralnym eposie, nie wahał się. Uczył się wschodnich technik pracy z ciałem, oddechem, medytacji i improwizacji. Brook był świadkiem na jego ślubie z koleżanką z zespołu, pochodzącą z Libanu Mirelle Maalouf; są małżeństwem od 1987 r.

Największym triumfem Seweryna na scenie francuskiej była tytułowa rola w "Don Juanie" Moliera w reż. Jacques\'a Lassalle\'a - najbardziej francuskiej z francuskich sztuk granej na najbardziej francuskiej z francuskich scen: mającej status Teatru Narodowego Comedie Francaise. To był Don Juan prowokujący Boga, próbujący go zmusić, żeby się objawił, odczuwający jego brak i szukający dowodu na jego istnienie. Premiera odbyła się 9 lipca 1993 r. na dziedzińcu honorowym pałacu papieży na festiwalu w Awinionie. Daniel Olbrychski, który był wtedy na widowni, opowiadał: "Tego letniego wieczoru po spektaklu pomyślałem, że dla Andrzeja możliwe jest wszystko. Gdyby miał nauczyć się fruwać, nauczyłby się. Jak Łomnicki".

Rok później został socjetariuszem [societaire, udziałowcem) Comedie Francaise - wszedł do aktorskiej elity Francji. W 1996 r. rola Bühla w "Trudnym człowieku" Hugo von Hofmanstahla w reż. Lassalle\'a w paryskim Theatre National de la Coline przyniosła mu nadawany przez zrzeszenie francuskich krytyków tytuł najlepszego aktora sezonu.

Dyżurny konserwatysta

Zakorzenił się we Francji - tam ma dom, pracę, obaj jego synowie noszą francuskie imiona - jednak nie stracił kontaktu z krajem. Przyjeżdżał na gościnne występy z Comedie Francaise. Czytał polskim widzom "Dzienniki" Gombrowicza i "Tryptyk rzymski" Jana Pawła II. Reżyserował w kinie i teatrze. Grał w polskich filmach - najnowszy, "Różyczka" w reż. Jana Kidawy-Błońskiego, w którym gra bohatera wzorowanego na Pawle Jasienicy, będzie miał premierę w marcu.

Wzbudza kontrowersje. W oczach jednych jego pochwala tradycji, deklarowany konserwatyzm, negowanie demokracji w sztuce, patos w mówieniu o aktorstwie, wielkie gesty (w 1996 r. na otwarciu Teatru Narodowego po odbudowie, zanim zaczął swoją rolę Pielgrzyma w "Widmach. Scenach lirycznych z Dziadów" Adama Mickiewicza" w reż. Jerzego Grzegorzewskiego, przyklęknął i ucałował deski sceny) czynią z Seweryna zawodowy wzór do naśladowania i autorytet moralny. Inni widzą w nim uosobienie konserwatyzmu, mistrza pustych gestów i patetycznej deklamacji, wytykają grę w najbardziej tradycyjnym teatrze świata, zarzucają kabotynizm.

Argumentów krytykom sam dostarcza. Wyreżyserowany w 2008 r. w Teatrze Polonia Krystyny landy "Dowód" Davida Auburna, w którym z córką Marią Seweryn zagrał ojca - genialnego matematyka chorego na schizofrenię, ona kochającą go córkę, która odziedziczyła po nim nie tylko matematyczny talent, jest niczym więcej, jak poprawnie zrealizowaną realistyczną sztuczką. Wcześniejszy "Ryszard II", wyreżyserowany w gwiazdorskiej obsadzie (z ukochanym aktorem Seweryna - Michałem Żebrowskim w roli tytułowej) w Teatrze Narodowym, okazał się pompatyczną operą. Rozczarowaniem był film Teresy Kotlarczyk "Prymas. Trzy lata z tysiąca" z 2000 r., w którym zagrał tytułową rolę. Niewypałem - wyreżyserowany przez Seweryna film "Kto nigdy nie żył..." - historia o księdzu (Michał Żebrowski), opiekunie grupy narkomanów, który musi się zmierzyć z wiadomością, że jest nosicielem wirusa HIV.

Po drodze jednak były ciekawe, przemyślane kreacje w Teatrze Telewizji: tytułowego "Krawca" w sztuce Mrożka, Don Juana czy wyreżyserowany przez Seweryna "Tartuffe, czyli obłudnik" Moliera z Żebrowskim w roli Tartuffe\'a jako narzędzia w ręku Orgona.

Ostatnio spory wywołuje monodram "Wyobraźcie sobie... William Szekspir" [na zdjęciu] w reż. Jerzego Klesyka, z którym wystąpił w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Jest to montaż szekspirowskich monologów, od Hamleta, Makbeta, Ryszarda III, Otella, przez Henryka V, księcia Jana, Falstaffa, po Ofelię i Lady Makbet. I znów dla jednych jest to wielka sztuka w wykonaniu największego technika naszych czasów, dla innych - zwykły popis, sztuka dla sztuki, okraszona minami i tanimi chwytami.

Nie przyjął propozycji objęcia Starego Teatru i Teatru Narodowego - padały, gdy był związany kontraktem z Comedie Francaise. Od kilku lat dawał jednak sygnały, że etat w tym teatrze nie jest ukoronowaniem jego drogi artystycznej, tylko jednym z etapów w karierze. Nie bał się krytykować zarówno tej instytucji, zarządzanej przez aktorów i prowadzonej dla zysku, stąd często niechętnej eksperymentom, jak i całego francuskiego teatru ("Problem polega chyba na tym, że teatr dla francuskiego widza jest zbyt często częścią sfery życia towarzyskiego, intelektualną - ale jednak rozrywką. Może dlatego czuję czasami niedosyt w poważnym traktowaniu naszej pracy"). Propozycja objęcia Teatru Polskiego w Warszawie przyszła w odpowiednim momencie.

Plany repertuarowe przedstawi za kilka miesięcy, kiedy przyjedzie do Polski. Jego poglądy na teatr są jednak znane: "Jeśli "skostniałym teatrem" nazwiemy teatr prostoty, służby autorowi, a nie sobie, teatr, w którym Słowo jest nośnikiem sensów, jest słyszalne, w którym ciała aktorów są sprawne i plastyczne, a głosy wyćwiczone, jak w Gardzienicach, w którym nie ma miejsca na mrożkowego chama, którego widowni nie stanowi tylko jedna, wybrana grupa społeczna, który nikomu nie schlebia, jeśli więc taki teatr jest skostniały, to cieszę się, że jestem jego czołowym reprezentantem" - deklarował w "Gazecie Wyborczej". To byłby wielki postęp dla Teatru Polskiego, który, mimo że słusznie uchodzi za najbardziej skostniały w mieście, nie grzeszy żadną z wymienionych przez aktora cech.

Aneta Kyzioł
Polityka
4 stycznia 2010
Portrety
Andrzej Seweryn

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia