Ani nerwu, ani pasji, ani też śmiechu

"Kaleka z Inishmaan" - reż: Iwona Kempa - Teatr im. Horzycy w Toruniu

"Kaleka z Inishmaan", który zainaugurował nowy sezon toruńskiego Teatru Horzycy, to spektakl zaledwie przyzwoity. Widz wyjdzie z tego przedstawienia rozczarowany.

Czarna komedia autorstwa irlandzkiego dramatopisarza Martina McDonagha opiera się na autentycznym wydarzeniu. W latach 30. na jednej z wysp Archipelagu Aran zjawiła się ekipa hollywoodzkiego filmowca Roberta Flaherty\'ego, który zapragnął przygotować dokument o życiu ubogich rybaków. McDonagh opisuje losy lokalnej społeczności liczącej na to, że ta niespodziewana wizyta odmieni ich życie na zawsze. 

Za pomocą epizodów celnie charakteryzujących postaci poznajemy codzienność mieszkańców Inishmaan: plotkują, kłócą się, biją i godzą, piją do nieprzytomności i trzeźwieją, dotknięci są rozmaitymi defektami ciała i ducha, z lekkim obłędem włącznie. Wszyscy marzą o wyrwaniu się z tej przeklętej wyspy. Bo tam, gdzieś daleko, zawsze jest wymarzona Ameryka, w której wszystko można zacząć od nowa. "Kaleka z Inishmaan" to uniwersalna historia o marzeniach zwykłych ludzi, którzy starają się przezwyciężyć nudę i zło codzienności.

McDonagh jest mistrzem portretu - każda z postaci w sztuce Irlandczyka jest wyraziście naszkicowana. Toruński spektakl w reżyserii Iwony Kempy niestety sprawia wrażenie chaotycznego, mimo że jest utrzymany w jednostajnym rytmie. Nie ma tu operowania różnymi tonacjami. Jest groteska i przerysowanie, ale brakuje ucieczki w inne emocjonalne i estetyczne żywioły. Rozchwianego rytmu sztuki nie spajają muzyczne sekwencje pokazujące - zbyt dosłownie - jak społeczność znęca się nad Billym, głównym bohaterem tej opowieści. Na dobrą sprawę w "Kalece..." nie czuć nawet Irlandii. Imituje ją jedynie muzyka: "Cantus" Connie Dover oraz motyw zsamplowany z "Only When I Sleep" The Corrs.

Iwona Kempa przed premierą deklarowała, że spektakl odbędzie się blisko widza. I rzeczywiście - aktorzy bezpośrednio zwracają się do publiczności. Reżyserka jednak nie bawi się ani sztuką, ani konwencją. Oryginalność jej inscenizacji w zasadzie polega jedynie na tym, że zrezygnowała z realistycznej scenografii i postawiła na sugestywny i plastyczny tekst McDonagha - z jedną zasadniczą uwagą: opracowała go tak, że zgubiły się wszystkie językowe smaczki, w które obfituje dramaturgiczny pierwowzór. Niepodobna do tego wskazać kreacji aktorskiej bezsprzecznie zasługującej na oklaski. W rolę Sławomira Maciejewskiego, który wcielił się w postać plotkarza Jonnypateenmike\'a, wkradła się irytująca maniera. Pozostali wypadli przyzwoicie, ale nie błyskotliwie. Ani jeden z nich nie umiał zagarnąć dla siebie przestrzeni i wyobraźni widzów. Kaleka Billy (w tej roli Grzegorz Woś) wcale nie wydaje się drastycznie inny w tym chorym świecie: fizyczna ułomność delikatnie go wyróżnia, ale nie stygmatyzuje wśród wariatów, pijaków i gwałtowników z Inishmaan.

To spektakl, który nie mówi nic o współczesności, niczego nie naucza i przed niczym nie przestrzega. Jego sens da się streścić w kilku komunałach, humor nie jest w stanie przebić się przez grubą skórę widza, który nie utożsami się z postaciami na scenie. Toruński teatr zainaugurował nowy sezon przedstawieniem zaledwie poprawnym - nie ma w nim ani nerwu, ani pasji, ani też śmiechu i miejsca na refleksję. Taka tam nieistotna historia, którą zapomina się po chwili.

grzegorz.giedrys@torun.agora.pl

Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu: Martin McDonagh "Kaleka z Inishmaan". Reżyseria: Iwona Kempa. Scenografia: Grzegorz Policiński. Opracowanie muzyczne: Iwona Kempa. Kostiumy: Anna Sekuła. Premiera: 19 września 2009 r.

Grzegorz Giedrys
Gazeta Wyborcza Toruń
7 października 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia